Rozdział 24

55.8K 3.9K 338
                                    

W środku panował półmrok. Pokój nie był duży, a po środku znajdowało się pojedyncze łóżko. Za oknem, które znajdowało się nad łóżkiem, było ciemno, a obok na szafeczce stała lampka, która świeciła lekko pomarańczowym światłem i oświetlała tylko niewielką część wokół siebie. Niedaleko znajdowała się też kroplówka, inne sprzęty i ekranik przedstawiający pracę serca (moja wiedza o przedmiotach lekarskich nie jest wielka, więc wybaczcie za takie słownictwo).

Zamknęłam cicho drzwi i odwróciłam się w kierunku łóżka, na którym leżała postać. Twarz chłopaka otaczał cień, tak samo jak resztę jego ciała, które było przykryte kołdrą. Z daleka widziałam, że na szyję ma założony kołnierz.

Zaczęłam powoli iść w kierunku łóżka. Nie była to w sumie duża odległość, ale nie chciałam szybko jej pokonywać.

Czy się stresuję? To mało powiedziane. W sumie nie wiem na ile zmieni się moje życie zaraz i co będzie potem. Szłam ze spuszczonym wzrokiem w podłogę, kiedy rękami dotknęłam metalowego łóżka. Patrzyłam na moje ręce, a serce mi łomotało. A co jeśli się rozczaruję? Co, jeżeli nie jest taki jak go sobie wyobrażałam? W sumie, wygląd nie powinien nic zmienić. Gorzej będzie, jeżeli to on nie będzie chciał ze mną się spotykać...

-Rosie... - usłyszałam, jakby ktoś wyrzucił szeptem moje imię, chrapliwym głosem.

Oho, teraz dostaję jakiś omamów. Rosie, nie jest z tobą dobrze...

Ale faktycznie coś się zaczęło dziać.

Ręka chłopaka, która leżała wzdłuż jego ciała, poruszyła się. Wzdrygnęłam się i powędrowałam wzrokiem do góry, ale zanim tam dotarłam to moją uwagę przykuł czarny tusz na jego lewym ramieniu...

I już wiedziałam.

Wiedziałam, kto to.

Nie musiałam nawet spojrzeć na jego twarz.

Tatuaż, który zapamiętałam w noc, kiedy mnie uratował, wystarczył.

I nagle wspomnienia wszystkich naszych spotkań, kłótni i chociażby pierwszego dnia w szkole uderzyły we mnie niczym wielka fala.

Jak ja do cholery mogłam go nie rozpoznać?

Przecież ten sam głos i oczy...

Stąd je kojarzyłam! Te same oczy... Brązowe, ciemne oczy...

Opadłam ciężko na krzesło, które stało obok łóżka Nathana i spojrzałam na jego twarz. Leżał z zamkniętymi oczami, w kołnierzu i równomiernie oddychał. Wargi miał lekko rozchylone. Jego ciemnobrązowe włosy, wyglądały teraz jak kruczoczarne. Rysy twarzy były rozluźnione.

Może po zachowaniu... Może po zachowaniu nie rozpoznałam go... W sumie, to dwie inne osoby... Jedna miła i flirtująca ze mną, a druga arogancka, a zarazem zadziorna.

Schowałam głowę w rękach i zaczęłam myśleć. Co teraz będzie? Przecież on nie wie, że tu jestem. Idiotka. Mogłam się domyślić. Wtedy, kiedy upadłam w siłowni... Te oczy były znajome... Gdybym może bardziej się skupiła i ruszyła swoją cholerną głową, to może bym ogarnęła kim on był i jest duże prawdopodobieństwo, że uniknęlibyśmy tej sytuacji. Nie leżałby tutaj ze złamanym obojczykiem i nogą. A wszystko moja wina.

Łzy zaczęły mi lecieć. Cholerne poczucie winy.

Podniosłam głowę i spojrzałam jeszcze raz na niego.

Co on sobie musiał myśleć? Przecież spotykał się ze mną i pisał do mnie. Musiał mnie lubić. Jak teraz będzie? Nie mam zielonego pojęcia.

NowaWhere stories live. Discover now