Rozdział 1

4.9K 169 62
                                    

Był piątek, po zajęciach miałam stawić się w Riddle Manor, więc nie mogłam się doczekać ich końca. Przed wielką salą spotkałam Dracona, który wziął mnie na stronę.

-Delia, rozmawiałem z matką. Ktoś domyśla się, kim naprawdę jesteś, więc zamiast teleportować się prosto do Riddle Manor, teleportujemy się do moich rodziców.-mówił szeptem, aby mieć pewność, że nikt tego nie słyszy.

-Dobrze. Dzięki Draco. Po zajęciach spotkajmy sie przy bramie Hogwartu.-rzekłam tym samym tonem, co mój kuzyn i ruszyłam do wielkiej sali.

****

Po śniadaniu była lekcja transmutacji z McGonagall, której szczerze nie znosiłam. Na każdym możliwym kroku krytykowała mojego ojca, nie widząc, że oddaje im wszystkim przysługe broniąc magicznego świata. Weszłam do sali zajmując miejsce obok Pansy, byłam spóźniona, więc oczy wszystkich były skierowane na mnie. Uśmiechnęłam się pod nosem czując na sobie wzrok wszysykich w sali.

-Pannie Miller chyba zepsuł się zegarek.-rzekła sarkastycznie Minerwa i spojrzała się na mnie. Prychnełam lekceważąco w odpowiedzi. -Masz coś do dodania?

-Nie.-rzekłam z uśmiechem i groźbą w oczach.

-Minus 5 punktów dla Slytherinu za spóźnienie Panny Miller.-mówiąc "moje" nazwisko zawachała się lekko i spojrzała na mnie z pogardą. Słowa Draco się potwierdzają. Niektórzy się domyślają lub co gorsza już wiedzą, kim tak naprawde jestem. Ja jej jeszcze pokaże, przyjdzie na nią czas, a wtedy pożałuje, że kiedykolwiek spojrzała na mnie z pogardą. W tej samej chwili wszedł Chłopiec- który- nie-wiadomo-po-co-przeżył i usiadł obok wiewióra, a McGonagall nawet na niego nie zareagowała. O nie!

-Złoty chłoptaś ma specjalne traktowanie?-zapytałam sarkastycznie, a cały Slytherin wybuchł śmiechem.

-Zamknij się! -warkneła Granger, obrońca uciśnionych.

-Szlamy głosu nie mają! -krzyknełam i zaśmiałam się szyderczo razem z resztą Slytherinu, po czym spojrzałam w stronę rozwścieczonej McGonagall. W tej samej chwili wstał wiewiór celując we mnie różdżką, na co ja zrobiłam to samo. Oczy wszystkich były skierowane na nas.

-Natychmiast opuśćcie różdżki! -krzyknęła Minerwa na co ja się zaśmiałam. Z przyjemnością go zabije.

-No co ? Taki z ciebie chojrak? Jak szlama czuje się wielce urażona, to niech sama załatwia sprawy, a nie jej niedorozwinięty chłoptaś! -zaśmiałam się. Patrzył na mnie z nienawiścią, co wcale mnie nie ruszało.

-Zabije cię! -krzyczał w moją stronę, a w tym samym momencie pojawił się przy mnie Draco z różdżką wymierzoną w wiewióra.

-Nie będziesz miał szansy, bo ja zabije cię pierwszy!-byłam mu wdzięczna, byłam nieobliczalna w takich chwilach.

-Wszyscy opuścić różdżki! Minus 20 punktów dla Slytherinu i Gryffindoru! Miller i Malfoy wynocha z klasy!-na te słowa starej torby zaśmiałam się i powoli opuściłam różdżkę. Wzięłam swoje rzeczy i razem z Draco wyszłam z klasy. Jeszcze mnie popamiętają.

-Co to do cholery miało być? -zapytał ewidetnie zirytowany.

-No co?

-Nie rozumiesz jak bardzo się narażasz. Nie tylko na gniew ojca, ale i zdemaskowanie. Nie możesz tak robić! -cały Dracon, zawsze nadwyraz ostrożny.

-Taka już jestem, nic nie poradzę. Pozatym, widziałeś jak ta zasuszona torba mnie traktuje! Nie pozwole sobie na zniewage ani jej, ani tych przygłupów z Gryffindoru, a już na pewno nie pozwole sobie, aby ta szlama się tak do mnie odzywała!-powiedziałam wściekle i ruszyłam w strone lochów. Siedziałam w swoim dormitorium czytając o czarnej magii, aż do zakończenia zajęć. Gdy moje współlokatorki wróciły, chwyciłam książkę, torbe i poszłam w kierunku bramy Hogwartu, gdzie czekał już na mnie Draco. Bez słowa teleportowaliśmy się do Malfoy Manor.

-Dobrze, że już jesteście.-rzekła moja ciotka, gdy pojawiliśmy się w salonie. Przytuliła nas, a w tym samym momencie pojawił sie wujek Lucjusz.

-Witajcie dzieciaki. Cordelia, rodzice czekają. Myślałem,że będziecie wcześniej. -rzekł z uśmiechem.

-Trochę się zaczytałam. Już znikam, bo pewnie się martwią. Do jutra.- rzekłam i teleportowałam do Riddle Manor, gdzie czekała na mnie mama.

-Witaj mamo.

-Witaj Delia-rzekła i przytuliła mnie. Co prawda była szalona, bezwzględna i nieobliczalna, ale w mojej obecności zachowywała się jak zwykła troskliwa matka, była taka tylko przy mnie, tacie i ciotce Narcyzie.

-Gdzie tata?

-Zaraz przyjdzie, pracuje nad planami. -odpowiedziała mi mama i w tym momencie wszedł mój ojciec w swojej normalnej postaci.

-Cordelia! Świetnie, że już jesteś!-rzekł tato i mocno mnie przytulił. Pomimo iż, jest surowy, to wiem, że mnie kocha.

-Też się cieszę, że już wróciłam.-uśmiechnęłam się do ojca, a on to odwzajemnił.

-Kochanie, musimy porozmawiać. -ton jego głosu stał się poważny, co zawsze wywoływało u mnie ciarki.

-Coś się stało?

-Tak. Millerowie dostali list ze szkoły. McGonagall pisała o twoim dzisiejszym przedstawieniu razem z Draconem, Potterem, Weasleyem i tą szlamą Granger. Co ci odwaliło? Przecież prosiłem Dracona, aby ci przekazał, że teraz musisz na siebie uważać i nie zwracać za bardzo uwagi, bo chodzą słuchy, że jesteś moją córką. -przeklęci Millerowie. Że też odrazu musieli mu donieść. Byli jednymi z najlepszych poddanych taty, w Hogwarcie widnieje jako ich córka i to do nich przychodzą wszelkie listy, aby nikt nie nabrał podejrzeń.

-Mówił mi, ale tato sam byś tak postąpił. -opowiedziałam rodzicą całą historie, a na epitety określające McGonagall i tępych Gryfonów, mama nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

-Bella!

-No co? Tom przestań dramatyzować. Sami postąpilibyśmy tak samo i ja akurat jestem bardzo dumna z naszej córki. Niech wiedzą, że nie można z nią zadzierać. -mówiąc to mama wzięła mnie w ramiona dając mi duże wsparcie. Byłam jej bardzo wdzięczna, w takich momentach tata się poddawał.

-No dobra. Ale na przyszłość. Cordelia nie możesz tak dawać ponosić się emocją. Spójrz na matkę, ona zawsze daje się ponieść emocją i teraz aurorzy chcą ją zamknąć w Azkabanie. -na te słowa mama ewidetnie się wkurzyła puściła mnie z objęć, staneła naprzeciw taty i załozyła ręce na biodra, co wywołało u mnie uśmiech.

-Mam ci przypomnieć, KOCHANIE, że ciebie to najchętniej by poćwiartowali i dla pewności, że nie powrócisz, zamkneliby cię w komnacie tajemnic!

-Bella, skarbie, uspokój się. Nie miałem nic złego na myśli, ja po prostu chce dla Cordeli jak najlepiej.-uwielbiam,gdy tata w takich chwilach próbuje uspokoić mame, co jest nie lada wyczynem.

-Nie muszę sie uspokajać. Moge rzucić na ciebie Avade, a ty i tak się odrodzisz! -krzyczała mama, a tata miał mine jakby właśnie go olśniło.

-A no tak! Dziękuję, że mi przypomniałaś kochanie! -uśmiechnął się łobuzersko do mamyni cmoknął ją w usta, na co ta odrazu zmiękła i się uśmiechnęła.-Cordelia co ty właściwie wiesz o horkruksach?-zamurowało mnie. Ciekawe do czego zmierza...

-Jest to przedmiot lub jakieś stworzenie w którym umieszcza się część duszy, co czyni człowieka nieśmiertelnym. Aby go stworzyć trzeba kogoś zabić. Ty masz ich siedem, a mama ma ich cztery.

-Dokładnie. Nadchodzi wojna i wiesz o tym. Jutro jak oficjalnie staniesz się smierciożercą, stworzysz również horkruksa. Tak więc, znajdź coś w co chcesz umieścić kawałek duszy.-na jego słowa ucieszyłam się w głębi. W końcu będę taka jak rodzice.

-Co o tym myślisz? -spytała mnie mama.

-Cieszę się. W końcu będę taka jak wy.-na te słowa wyprostowałam się dumnie, co wywołało uśmiech ma twarzach rodziców.

Reszte dnia spędziłam jak zawsze z rodzicami. Na nauce czarnej magii. Gdy razem z mamą ćwiczyłam zaklęcia niewybaczalne, widziałam kątem oka wzrok ojca. Ewidetnie był ze mnie dumny, co dodawało mi odwagi.

Jest 1 rozdział! Mi osobiście bardzo się podoba. Mam nadzieje, że wam też. Pozdrawiam #Cordelia🐉

Cordelia Shelby RiddleWo Geschichten leben. Entdecke jetzt