Nadszedł dzień balu bożonarodzeniowego. Wszystko było już gotowe, goście, sala, lecz było coś, a raczej ktoś kogo brakowało. Brakowało taty. Wieczór się zbliżał, a ja powoli się szykowałam. Stałam przed lustrem w długiej ciemnej sukni i upinałam włosy, gdy do mojego pokoju weszła mama, oczywiście równie elegancka. Podeszła do mnie od tyłu i objęła kładąc podbródek na moim ramieniu.
-Ślicznie wyglądasz. Jak prawdziwa królowa.-westchnęła cicho uśmiechając się do lustra.
-Dziękuję. -odwzajemniłam uśmiech i oparłam głowę na jej głowie.
-Chciałam z tobą pogadać. Sam na sam.
-Coś się stało?
-Odkąd nie ma twojego taty jestem jakaś pusta. Mięliśmy być razem jeszcze długo, nie byłam gotowa. Długo o tym myślałam, aż w końcu zdecydowałam. Kilka dni temu zniszczyłam moje horkruksy. Tylko z nim mogę być szczęśliwa.-na jej słowa łzy stanęły mi w oczach. Nie mogłam uwierzyć w to co mówi.
-Żartujesz?-zapytałam łamiącym głosem.
-Nie. I nie płacz, jesteś zbyt piękna na łzy. Poza tym tak powinno być. Ty i Lucas świetnie zajmiecie się tym wszystkim, a ja będę szczęśliwa. -na te słowa wybuchłam płaczem i wtuliłam się w nią. Nie chciałam jej tracić. -Nie płacz. Popraw makijaż, zaraz zaczyna się bal.
-Mamo...kto ma to zrobić? Jak to sobie wyobrażasz?
-Chciałabym żebyś Ty to zrobiła. Wiem, że to będzie dla Ciebie ciężkie, ale nie chcę, aby to ktoś inny.
-Nie. Nie ma mowy nie zrobię tego!-krzyknęłam, lecz ona złapała mnie w ramiona.
-Proszę.
-Nie ma mowy.
-Teraz twoje życie nabierze pędu, nawet nie zauważysz.
-Jesteś tego pewna?-zapytałam z nadzieją, że odpowie, iż to tylko żart.
-Jestem pewna.
-Kiedy?-uspokoiłam się i zapytałam z powagą.
-Po balu. Powiesz ludziom, że zginęłam w misji. -odgarnęła mi włosy i uśmiechnęła się ciepło. Nie chciałam jej zabijać, ale jeżeli ma być dzięki temu szczęśliwa...
-Skoro to ma Cię uszczęśliwić. Ale nadal nie uważam, abym była do tego odpowiednia. Nie dam rady tego zrobić. Nie Tobie.- zaczęłam ze łzami w oczach.
-Jestem pewna, że dasz radę. Dzięki temu będziemy znów z tatą razem.-odpowiedziała z uśmiechem. Byłam w szoku, że tak spokojnie o tym mówi.
-Nie wierzę, że tak po prostu chcesz odejść. Ale niech będzie.-rzekłam i ruszyłam do łazienki poprawić makijaż. Gdy byłam gotowa razem z mamą zeszłyśmy do sali, by spędzić ostatni wspólny wieczór.
Mama weszła jako pierwsza i stanęła obok ciotki Narcyzy. Ja z Lucasem weszliśmy dumnie do sali i muzyka rozbrzmiała. Lucas porwał mnie w wir tańca, nie patrzyłam na nikogo innego, liczył się tylko on, lecz głowę ciągle zawracała mi sprawa z mamą. Gdy muzyka dobiegła końca mój ukochany przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował. Po wszystkim zajęliśmy miejsca przy stole i ja zaczęłam mówić.
-Drodzy śmierciożercy! Chciałabym was gorąco powitać na corocznym balu bożonarodzeniowym! Niestety już bez mego ojca, jak i waszego przywódcy! Niestety zginął przez panią McDrętwą, lecz słono za to zapłaciła. A my? A my urośliśmy w siłę! Mamy władzę nad całym magicznym światem, z czego mój ojciec na pewno jest niezmiernie dumny, gdziekolwiek znajduje się jego dusza. Z okazji świąt życzę wam wszystkim i każdemu z osobna wszystkiego najlepszego i aby przyszły, nadchodzący rok był jeszcze lepszy od poprzedniego! Za czystą krew i czarną magię!-wzniosłam toast i wszyscy mi zawtórowali. Kiedy chciałam ogłosić początek uczty wstał Lucas.
![](https://img.wattpad.com/cover/86702620-288-k929810.jpg)
YOU ARE READING
Cordelia Shelby Riddle
FanfictionCo gdyby Tom Riddle i Bellatrix Black mieli dziecko? Czy popierałoby to, jacy są rodzice i co robią? A może sprzeciwiłoby się im i przeszło na stronę Zakonu? Więzów krwi nie da się oszukać. Nie możesz uciec przed tym kim jesteś. #575 w Fanfiction...