Rozdzial 4

3.1K 114 6
                                    

Gdy byłyśmy już gotowe ruszyłyśmy w stronę pokoju życzeń. Obie wyglądałyśmy olśniewająco. Ja miałam na sobie małą czarną bez pleców z wielką kokardą zawiązaną na karku, tego samego koloru szpilki oraz makijaż podkreślający cały efekt. Pansy wyglądała całkiem inaczej. Miała na sobie kremową sukienkę oraz białe szpilki. Byłyśmy zadowolone z efektu końcowego. Niestety miałyśmy pecha i po drodze wpadłyśmy na Severusa. Chociaż czy w jego przypadku można mówić o pechu? Gorzej byłoby z McGonagall.

-A dokąd Panie się wybierają o tej porze? I to w takim stroju?-zapytał zakładając ręce na piersi.

-Mogłybyśmy teraz wymyślić wiele głupich wymówek i opowieści w które i tak Profesor nam nie uwierzy, więc przejdźmy dalej.-odezwałam się pewnie z uśmiechem na ustach. Pansy wiele razy wypytywała mnie o mój dobry kontakt z Postrachem Hogwartu, lecz nigdy niczego się nie dowiedziała.

-Trafna uwaga. Nie warto tracić, czasu. Radziłbym uważać, gdyż nie tylko ja z nauczycieli kręcę  się po korytarzach. Idźcie szybko tam gdzie macie iść i starajcie się nie narobić sobie kłopotów. Życzę miłej zabawy.-rzekł i wyminąwszy nas odszedł w sobie znanym kierunku. Ja nie robiąc sobie wiele z tego spotkania ruszyłam dalej, lecz Pansy stała tam wmurowana.

-Idziesz? Czy masz zamiar na kogoś wpaść i tym razem naprawdę narobić kłopotów?-zapytałam.

-Tak, tak, idę.-spojrzała się na mnie podejrzliwie i ruszyłyśmy dalej.

Gdy weszłyśmy do pokoju życzeń ujrzałyśmy mały przytulny pokój z dwoma czteroosobowymi kanapami na środku, między nimi znajdował się mały stolik. Po prawej stronie stała szafka z palącymi się świecami, a po lewej taka sama szafka z wieloma butelkami alkoholu oraz przekąskami. Przy alkoholu stał Blaise wraz z Draconem, którzy od razu, gdy nas zauważyli nalali nam ognistej. Na jednej z kanap siedzieli Lucas oraz Theodor i zawzięcie o czymś dyskutowali. Brakowało jedynie Astorii. Draco podszedł do nas z dwoma szklankami trunku.

-A gdzie Astoria?-zapytałam biorąc od kuzyna swoją szklankę.

-Nie mamy pojęcia. Zapewne spóźni się o jakieś pięć godzin.-zaśmiał się Blaise.

-Czyli nic nowego.-wtrąciła Pansy. Blaise oraz Draco usiedli obok Theo, a ja wraz z Pansy naprzeciw nich na drugiej kanapie. Astoria pojawiła się kilka minut później.

-Przepraszam za spóźnienie, miałam pewien problem.-rzekła podchodząc do szafki z alkoholem i nalała sobie trunku. Następnie usiadła obok Pansy uśmiechając się do Blaise'a. Po prostu świetnie. Pansy wlepiała się w Dracona, Astoria w Blaise'a, a ja kątem oka spoglądałam na Lucasa. Powstrzymywałam się jednak gdyż mama, zawsze mówi,  że to ja jestem kobietą i mam wykorzystywać swoje atuty jak najlepiej, ale pod żadnym pozorem nie mam dawać po sobie poznać, że darzę kogoś sympatią bo zawsze to wykorzystają, a my w końcowym rozrachunku nic z tego nie mamy.

-Nie ma sprawy! Rozumiemy te kobiece sprawy.-prychnął Theo na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.  

  -Oj, Theo. Nawet jak bardzo byś się starał, nigdy nie zrozumiesz kobiet.-rzekłam z łobuzerskim uśmiechem, a reszta zaśmiała się. Lucas spojrzał na mnie i uśmiechnął się miło, na co mnie przeszły dreszcze. Chyba to zauważył bo zaśmiał się cicho i upił trunku, a ja zrobiłam to samo, starając się ukryć rumieniec na twarzy.

 -Draco, a to prawda, że Czarny Pan zamierza niedługo napaść na szkołę?-to co usłyszałam prawie przyprawiło mnie o zawał. Skąd on to do cholery wiedział?! Czyżby jego ojczulek wygadał się? Przecież ojciec wyraźnie powiedział, że to co dzieje się na zebraniach zostaje na zebraniach. Jeżeli Theo wiedział to, wie pewnie o mnie, ale nie mogę dać tego po sobie poznać.

Cordelia Shelby RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz