Rozdział 16

1.2K 47 12
                                    

Od ponownej śmierci Pottera minęło już sporo czasu. Teraz, gdy mam pewność, że on już się nie pojawi mogę w spokoju rządzić światem czarodziei. Od kilku dni jednak źle się czułam, miałam    mdłości, wymiotowałam, robiło mi się słabo bez powodu. Trochę mnie to martwiło, ale nie dałam tego po sobie poznać, udawałam , że mam to w głębokim poważaniu, lecz Lucas nie udawał. Naprawdę się martwił, tym bardziej, że miał mnie zostawić na 2 tygodnie z powodu bardzo ważnej misji na którą musiał jechać, wraz z kilkoma innymi śmierciożercami. Jednak Hermiona, Pansy, Draco i ciocia Narcyza zapewnili go, że się mną zajmą. Ślub Pansy i Dracona się zbliżał, a ja miałam być świadkową, nie mogłam zawalić.

-Jesteś pewna że wszystko ok?-pytał mój zatroskany mąż stojąc przy drzwiach do łazienki. Od kilku minut wymiotowałam, myślałam,że zaraz umrę.

-Tak, tak, jest ok. Leć już bo się spoźnisz. Dam radę.-mówiłam z wymuszonym uśmiechem wychodząc z łazienki.

-Ale na pewno??

-Tak, na pewno! Zaraz pójdę do Miony po eliksir wzmacniający. A ty już leć.

-Ok. Uważaj na siebie, wrócę jak najszybciej,obiecuje.-cmoknął mnie w policzek i wyszedł ze zmartwioną miną. Ja z głośnym jękiem opadłam na łóżko. Po chwili jednak wstałam i skierowałam się do pokoju mojej kuzynki po wspomniany eliksir.

-Miona, masz może eliksir wzmac...oj...em...sorki...to ja wrócę potem.-jak szybko weszłam do jej pokoju, tak jeszcze szybciej z niego wyszłam. Zobaczyłam moją kuzynkę w łóżku z Severusem! Nie wiedziałam, że w ogóle mają się ku sobie, a tu nagle zastaje ich w łóżku. Ah, ta Hermiona...

Wróciłam do pokoju i lekko się ogarnęłam. Ubrałam czarne, podarte jeansy, czarny top i tego samego koloru bluzę.

-Błyskotko!-zawołałam skrzata wchodząc do jadalni. Pomimo mdłości postanowiłam coś zjeść.

-Tak, Pani?-zapytała mnie piskliwym głosem.

-Przynieś mi dwa tosty z dżemem pomarańczowym i białą kawę.

-Błyskotka już pędzi.-rzekła i zniknęła. Po chwili wróciła z moim zamówieniem. Cicho podziękowałam i upiłam łyk kawy, była gorącą przez co zabolało mnie podrażnione gardło. Cicho syknęłam, co usłyszała Hermiona wchodząc do pomieszczenia. Usiadła naprzeciw mnie i patrzyła na mnie z troską. Zawołałam skrzata i kazałam przynieść to samo dla Hermiony i zaczęłyśmy jeść.

-Wujaszek Snape już wrócił do domu?-zapytałam złośliwe.

-Tak...słuchaj...my...Od niedawna...mieliśmy ci powiedzieć, ale teraz źle się czujesz, więc postanowiliśmy poczekać. Normalnie robimy to u niego, ale ty jesteś chora, a Lucas wyjechał, nie chciałam Cię zostawiać samej.-mówiła patrząc w swój talerz. Bawiło mnie to.

-Spokojnie, jest ok. Ale mogłaś mi powiedzieć...-chrząknęłam głośno i wstałam, a raczej próbowałam bo od razu gdy się podniosłam, zakręciło mi się w głowie i usiadłam z powrotem. Hermiona momentalnie przy mnie była.

-Delia! Wszystko gra?!

-Tak...Tak, tylko zakręciło mi się w głowie...Masz ten eliksir wzmacniający?-zapytałam słabo. Co się do cholery jasnej ze mną dzieje?

-Tak, mam. Chodź.-ruszyłyśmy do mojego pokoju, a ja od razu rzuciłam się na łóżko, po chwili Miona przyniosła mi to o co ją prosiłam. Od razu wypiłam.

-Lepiej...-westchnęłam głośno.

-To dobrze. Może się trochę prześpisz??

-Tak, ok.-odpowiedziałam i odwróciłam się przykrywając kołdrą.

Wstałam po południu, czułam się trochę lepiej, ale nadal źle. Postanowiłam zaczerpnąć świeżego powietrza i przejść się do rodziców na grób. Wstałam, przebrałam się i zeszłam na dół. W salonie siedziała Hermiona z Severusem, więc stanęłam obok wejścia i podsłuchiwałam.

-Mionka, daj spokój. Przecież to było dawno, nie kocham już jej.-usłyszałam tłumaczenia wujaszka, wiedziałam o co chodzi.

-Czyli tak bez powodu miałeś jej zdjęcie w albumie, tak? Proszę Cię, przestań.-Miona była naprawdę zdenerwowana, miałam wrażenie, że zaraz wybuchnie.

-Nie denerwuj się, ona naprawdę nic dla mnie nie znaczy!

-I trzymasz jej zdjęcie przez te wszystkie lata? Tak bez powodu? Dla hobby mi może powiesz? -krzyczała w furii, teraz nawet mnie przerażała. Ubrałam wysokie botki, cienką, czarną kurtkę skórzaną  wzięłam dwie świeczki i wyszłam z domu. Wieczór był dziś chłodny, więc kurtka jak najbardziej się przydała. Po wyjściu na świeże powietrze od razu zrobiło mi się lepiej. Idąc na miejsce myślałam trochę nad zaistniałą sytuacją. Nie miałam pojęcia co mogło wpływać na moje samopoczucie. Jakieś zatrucie? Nie, przecież wcześniej nigdy czegoś takiego nie miałam.

Gdy dotarłam na grób rodziców zapaliłam świeczki zaklęciem i postawiłam je. Wyczarowałam bukiet pięknych kwiatów. Nie miałam do nich daleko, leżeli na małym cmentarzu niedaleko domu, gdzie reszta naszej rodziny. Wolałam aby tak było, gdyż wiele osób ich nienawidziło, wręcz uważało za wrogów i mogliby jakoś zniszczyć ich grób, a na to nie mogę pozwolić. Stałam dłuższą chwilę myśląc o nich, aż nagle usłyszałam jak ktoś do mnie podchodzi.

-Kochałaś ich?-zapytała mnie tajemnicza kobieta, lekko przypominająca moją matkę.

-Andromeda Tonks z domu Black, jestem twoją ciotką. Tak, tą która splamiła ród szlamem.-rzekła i lekko się zaśmiała wypowiadając ostatnie zdanie, a mnie dosłownie zamurowało!-Pewnie się zastanawiasz co tu robię. Kilka dni przed śmiercią Bella do mnie przyszła. Chciała wszystko wyjaśnić i się pożegnać. Myślałam, że oszalała, ona nigdy nie zdobyłaby się na taki gest, duma jej tego zabraniała. Wiem, że to Ty stoisz za jej śmiercią, wiem też dlaczego to zrobiłaś. Dobrze zrobiłaś. Pewnie Cyzia nie wyjaśniła ci wszystkiego, a Bella to już na pewno, ale wiedz, że twoja matka oszalała już kilkanaście lat temu, gdy poznała twojego ojca i stanęła po jego stronie, Ciebie kochała bardzo, co do tego nie mam wątpliwości, ale to pewnie dlatego, że byłaś jego częścią. Jego i jej w jednym, byłaś dowodem na ich miłość, której ta tak potrzebowała. Ale nie będę ci mieszać w głowie, ani niszczyć twojego światopoglądu. Przejęłaś ich działkę i życzę Ci powodzenia w udźwignięciu tego ciężaru.-rzekła i postawiła świeczkę centralnie na środku. Nie wiedziałam co mam myśleć, od jakiegoś czasu ludzie mi mówią że moja matka była wariatką, ale to nieprawda, znałam ją bardzo dobrze to tylko była maska. A może maskę zakładała przy nas? Już sama nie wiem. Chciałam coś powiedzieć,ale ta zniknęła szybciej niż się pojawiła. Zamyślona wróciłam do domu. Hermiony i Severusa nie było już w salonie, ale po dźwiękach dochodzących z góry mogłam się domyślić gdzie są i co robią. Zignorowałam to. Postanowiłam porozmawiać z ciotka Cyzią, ale to jutro.

Cordelia Shelby Riddleحيث تعيش القصص. اكتشف الآن