Rozdział 3

3.3K 124 1
                                    

Minęły dwa tygodnie. Draco i ja prawie naprawiliśmy szafkę zniknięć, co oznaczało początek wojny w bardzo niedalekiej przyszłości. Dziś była sobota i Draco wraz z Blaise'm robili imprezę w pokoju życzeń. Cieszyłam się z tego powodu, musiałam nieco odpocząć od ciągłej nauki w szkole i w domu. Nie łatwo było przekonać ojca, aby dał mi wolny weekend, lecz po krótkich przemyśleniach przyznał mi rację, iż zasługuje na nieco odpoczynku. Wraz z Draco, Blaise'm i Pansy byliśmy w drodze na śniadanie. Przyjaźniłam się trochę z Pansy, lecz nie jestem pewna czy to można nazwać przyjaźnią. Nie mówiłam jej praktycznien o niczym tylko ona ciągle nawijała o sobie, co niezwykle wyprowadzało mnie z równowagi, ale to był dla mnie dobry trening opanowania. Wraz z nią oraz Seleną dzieliłam dormitorium, lecz Selena miała swoje koleżanki i to nie przeszkadzało ani mi ani Pansy. Weszliśmy do wielkiej sali i zajęliśmy nasze miejsca przy stole slytherinu, od razu wszyscy zabraliśmy się za jedzenie.

-To kto będzie na imprezie? -zapytała zaciekawiona Pansy. Myślała, że nikt nie widział jak wlepia gały w Dracona i nie mogła być bardziej w błędzie, gdyż wszyscy to widzieli, oczywiście poza samym zainteresowanym.

-Wiesz, myślałem raczej o czymś w stylu spotkania przyjacielskiego na ognistą whiskey, a nie imprezę. Będziesz Ty, Delia, Dracon, ja, Theo, Astoria oraz Lucas.-na ostatnie imię zakrztusiłam się tostem, który właśnie jadłam. Blaise dobrze wiedział, że Lucas od roku mi się podoba, ale jest zajęty. Ale kto mógłby mu się oprzeć? Kruczoczarne krótkie włosy postawione na lekkiego irokeza, bursztynowe oczy, idealne rysy twarzy. Rozmawiałam z nim kilka razy, a nawet pomagałam w lekcjach eliksirów, ale nigdy nie miałam okazji porozmawiać z nim dłużej niż 15 minut, gdyż albo byliśmy zajęci eliksirami, albo kręciło się wokół niego stado nieogarniętych i pustych dziewuch, które chciały wkupić się w dobrze sytuowaną czysto krwistą rodzinę.

-Wszystko ok?-odezwała się przyjęta Pansy, a ja piłam łapczywie sok dyniowy.

-Tak, tak, tak. Nic mi nie jest, tylko...ten...no...wziełam za dużego gryza.-jąkałam się, ale najważniejsze, że wybrnełam. Przynajmniej miałam takie wrażenie.

Po śniadaniu poczułam pieczenie mojego tatuażu, co oznaczało, iż ojciec chce mnie widzieć. Bez namysłu znalazłam ciche i puste miejsce poza obszarem zamku i zniknęłam w czarnych smugach. Gdy weszłam do domu słyszałam jak mama śmieje się szaleńczo i rzuca na kogoś kolejne klątwy. Przekroczyłam pewnie próg sali i wszystkie oczy skierowały się na mnie, lecz ja jedynie z podniesioną głową usiadłam na tronie obok ojca. Przyglądałam się mojej matce, która torturowała pewnie jakiegoś mugola. Zachowywała się jak wariatka, śmiała się przy torturowaniu tego człowieka. Nie było mi go żal, ale zastanawiałam się czy ona teraz udaje wariatkę czy udaje normalną osobę przy nas. Jednak szybko przegoniłam te myśli. Gdy w końcu mama dobiła tego mugola usiadła z drugiej strony ojca. Dopiero teraz zauważyłam Dracona, który wlepiał przerażony wzrok w moją matkę. W tym stanie nawet ja się jej lekko bałam, ale wiedziałam że nic mi nie zrobi. Głos zabrał mój ojciec.

-Cordelio, Draconie. Jak idzie naprawa szafki zniknięć?-zapytał patrząc na mnie. Spojrzałam wymownie na Draco i zabrałam głos.

-Wszystko prawie gotowe, ojcze. Po weekendzie będziemy sprawdzać czy wszystko działa bez zarzutu, ale nie powinno być problemów.

-Doskonale! Wiedziałem, że mogę na was liczyć. W takim razie na następnym zebraniu chcę znać wyniki, a wtedy ogłosze wszystkim plany wojny. Możecie odejść.-rzekł i wszyscy zaczęli znikać, prócz Draco i jego rodziców.

-Draco, Delia. Jestem z Was dumny, nie sądziłem, że tak szybko sobie z tym poradzicie.-objął mnie ramieniem, a na jego słowa rozpierała mnie duma. Cieszyłam się że nie zawiodłam ojca.

-Mają to we krwi.-zaśmiał się wujek Lucjusz.

-A jakże! -rzekła dumnie moja mama i przytuliła mnie mocno, a jej loki łaskotały mnie po twarzy.

-Wracajcie do Hogwartu. W środę przygotujcie się na kolejne zebranie, chciałbym aby wszystko było już gotowe.

-Dobrze wujku.-tym razem głos zabrał Draco. Mama tylko pocałowała mnie w czoło i razem z moim kuzynem znikneliśmy, by za chwilę pojawić się na błoniach. Od razu ruszyliśmy w stronę Hogwartu.

-Cieszysz się, że Lucas będzie dziś wieczorem?-zapytał złośliwie na co ja walnełam go w ramie.

-Bardzo. Ale cieszyłabym się bardziej,gdyby nie fakt, że gdyby ojciec dowiedział się, że mam chłopaka to pierwszy rzuciłby w niego Avadą.-prychnęłam na co blondasek wybuchł śmiechem.

-Coś cię śmieszy?-warknęłam i zrobiłam minę niczym moja mama dzisiaj, od razu się skulił i starał się na mnie nie patrzeć.

-Nic mnie nie śmieszy. Po prostu trudno mi jest sobie ciebie wyobrazić jaką zakochaną wariatkę.-zaśmiał się.

-Nie jestem zakochana! To po pierwsze. A po drugie nie jestem również wariatką.

-Skoro tak twierdzisz, to ja nie będę się wykłócał.-uśmiechnął się łobuzersko.

-I dobrze! Bo i tak byś przegrał.-zaśmiałam się. Zanim się obejrzeliśmy byliśmy już w zamku i skierowaliśmy się do lochów. Reszta dnia minęła nam spokojnie, głównie na plotkowaniu o dzisiejszym wieczorze. Gdy zbliżał się wieczór razem z Pansy zaczęłyśmy przygotowania do imprezy.

Troche krótszy rozdział,  ale to dlatego że wątek z imprezą będzie trochę dłuższy:) Mam nadzieję, że wam się podoba.
Pozdrawiam #Cordelia🐉

Cordelia Shelby RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz