ROZDZIAŁ SZESNASTY

1.1K 135 12
                                    

Nawet sobie nie wyobrażacie, jak użerałam się z edycją tego tekstu... Zaczęło się od tego, że kabel od netbooka mi padł, całkowicie, na amen, więc pozostał mi jeszcze komputer. Stwierdziłam: muszę napisać ten rozdział! Znaczy nic nie mam do drugiego komputera, ale pisać na nim nie lubię... mniejsza o to. Nie wiem, co mnie podkusiło, by pisać zamiast w wordzie na komputerze, w wordzie na dysku google -,- Doprawdy nie wiem... zrobił mi coś z akapitami, zamiast myślników wkleił kropki, które się edytować nie dało i tak przez te dwie godziny szlag mnie trafiał... I w efekcie ledwo wyrabiam się przed północą. Mam nadzieję, że przynajmniej rozdział się spodoba...

Ech, to tyle z z moich zwierzeń, kochani, zapraszam na rozdział szesnasty ;)

Dłoń czerwonowłosej powoli sunęła w dół, aż do odsłoniętego skrawka uda. To tam właśnie lśnił groźny, srebrny sztylet. Uchiha, mimo że nie spoglądał na kobietę, i tak widział jej poczynania, czego Namikaze był pewien.

— Nie. — Przerwał tę wędrówkę stanowczym, pełnym chłodu głosem. Karin natychmiast drgnęła, a potem bez słów wyprostowała się. Widocznie miała świadomość, że lepiej teraz nie drażnić kuzyna. I miała absolutną rację.

— Co tutaj robisz? — Pozorny spokój wkradł się w słowa, ale gdzieś tam zagościły niepokojące, groźne nuty.

Ich spojrzenia nadal się ścierały w niemej potyczce. Uchiha nawet zmrużył oczy, jakby to on widział więcej, niż powinien. Dopiero potem w pomieszczeniu rozbrzmiał jego arogancki, acz w dalszym razie zimny ton:

— Jak już wspomniałem, pragnę z tobą pomówić. Na osobności — dodał, unosząc ponaglająco prawą brew do góry. — Mam nadzieję, że nie na marne poświęciłem tyle czasu, by tu przyjechać...

Oczywiście kłamał. Dorożka wcale nie czekała na zewnątrz, a Sasuke przybył tutaj pieszo, wykorzystując swoje wampirze zdolności. Prawdy jednak powiedzieć nie mógł, choć ta i tak była przejrzysta, ponieważ Karin oraz Hinata słuchały, a i lepiej żeby same się oszukiwały dla własnego poczucia bezpieczeństwa. Złudnego bezpieczeństwa.

Gra dalej się toczyła, pomyślał w tej samej chwili Naruto. Choć oni odsłonili pomiędzy sobą swoje karty, nadal mieli publikę...

— Rozumiem — westchnął w końcu. Następnie odwrócił się do kuzynki.

— Będziemy w moim gabinecie — powiadomił.

Karin skinęła lekko głową. Twarz jej dziwnie stężała, Naruto zauważył także pulsującą żyłę na szyi, co oznaczało, że nadal jest gotowa i pochłania ją adrenalina... lub strach. Gdyby nie okloiczności zapewne Namikaze zaśmiałby się w duchu i potępił takie zachowanie; jako łowca przecież trzeba było utrzymywać emocje na wodzy.

Dzisiaj wyjątkowo przemilczał to, mając poważniejsze problemy. Mianowicie Uchihę Sasuke, który bezczelnie śmiał zjawić się w jego rezydencji, stawiając go tym samym w nieciekawym świetle. Do tego złość wynikała również z innych faktów...

I pojawiało się pytanie, czy można ufać brunetowi? Możliwość, że to on grozi Sakurze, nie napawała optymizem.

***

— Mów. — Naruto nie bawił się, chciał wiedzieć o co chodzi już teraz. Miał nadzieję, że naprawdę to było warte tego całego zamieszania. Inaczej obecne spotkanie mogło skończyć się doprawdy nieciekawie...

— Kim była ta kobieta? — zapytał zamiast tego Uchiha. W czarnych oczach zapłonęła dzika furia, Naruto zaś na ten widok zaparło dech w klatce piersiowej. Natychmiast się jednak zganił w myślach.

— Jaka kobie... — zaczął, lecz w tym samym momencie pojął o kim mówi Uchiha. — Ach... Karin.

Faktycznie ten musiał kątem oka obserwować czerwonowłosą, choć nie chciał, aby ktoś to zauważył. Prawie zabawne okazało się, że Sasuke mógł być zazdrosny...

Śmiertelne Zagranie || SasuNaru ✔Where stories live. Discover now