11

1.6K 111 53
                                    

Długo się zastanawiałam czy dodać do opowiadania Megan, bo zdania na ten temat były podzielone, ale jednak postanowiłam zaryzykować. Mam nadzieję, że nikomu nie będzie to przeszkadzać i mimo wszystko będziecie ją... hm... nawet nie lubić, a tolerować. 

~Megan Pines

Wysiadłam z autobusu i zaciągnęłam się zapachem leśnego powietrza przesyconego pokusą niezapomnianej przygody. Uwielbiam to... ten zapach, to miasteczko, ten las... To mój dom. Obok mnie stanęli Dean, Max, Tom i Nath. Przez chwilę chłonęliśmy widok, po czym ruszyliśmy przed siebie. W Gravity Falls nie było nas już ładnych parę lat. Wyjechaliśmy stąd w pogoni za sławą mając zaledwie po jedenaście lat. Dlaczego tak wcześnie opuściliśmy dom? Odpowiedź jest prosta. Ja mam ładny głos i lubię śpiewać, a chłopaki grają na instrumentach, więc pewnego dnia wpadliśmy na pomysł założenia zespołu. Niby wszystko fajnie, ale jak się wybić w tak małym i zapyziałym miasteczku, gdzie ludzie interesują się tylko własnymi problemami, które przeważnie sprowadzają się do pieniędzy? I tak powstał nasz kolejny plan, który zakładał wyjazd z Gravity Falls. Rodzice chłopaków oraz wujaszek Stanek nie byli zadowoleni, ale też nie protestowali, a my odnieśliśmy upragniony sukces i teraz, po siedmiu latach nieobecności, wróciliśmy do domu.

 - Trochę się tu zmieniło, nie? - spytałam poprawiając zawiązany byle jak szalik, który sama wydziergałam na drutach zużywając na to cały kłębek fioletowej włóczki. Cóż... Szycie nigdy nie wychodziło mi za dobrze. O wiele bardziej wolałam rysować i, oczywiście, zgłębiać tajemnice mojego, ukochanego miasteczka.

 - Trochę bardzo - mruknął Nath chuchając w zziębnięte dłonie. 

 - Mówiłem, żebyś założył rękawiczki - Tom pokręcił głową widząc jak jego bliźniak rozciera czerwone z zimna ręce.

 - Mój tata zawsze mówił, że jak zimą marzną ci ręce to trzeba je natrzeć śniegiem i szybko schować do kieszeni - powiedział Max.

 - A ja jestem głodny. Może wstąpimy do Leniwej Kluchy? Zjadłbym jej "słynne" kawowe omlety - palnął nagle Dean, a my wybuchnęliśmy śmiechem. - No, co?

 - Nic, Dean. Nic takiego. W sumie też jestem głodna i napiłabym się czegoś gorącego - powiedziałam.

 - Gorącej czekolady z pianką - rozmarzył się Max, a Tom i Nath pokiwali głowami. Wobec takiej zgodności ruszyliśmy do kawiarenki Leniwej Kluchy. W środku było ciepło i przytulnie. Siedziało tam sporo ludzi, a Klucha krzątała się między stolikami. Usiedliśmy w znacznym oddaleniu od drzwi rozbierając się z kurtek, szalików, czapek i rękawiczek, po czym chwyciliśmy za menu.

 - Coś podać, kochani? - Usłyszeliśmy nagle i podnieśliśmy wzrok na właścicielkę kawiarni.

 - Kawowe omlety i gorącą czekoladę z pianką razy pięć, prosimy - powiedziałam i po kilku minutach mieliśmy już swoje zamówienie.

 - Ej, Meg. Ale wiesz, że według rozpiski dzisiaj ty fundujesz? - spytał Dean posyłając mi wredny uśmiech.

 - Aleś ty mało romantyczny, Dean. Poza tym: wiem. Mówiłeś mi to rano, w autobusie - powiedziałam wzdychając wymownie.

 - Jeśli chodzi o mnie, to ja mogę zasponsorować mojemu słoneczku - powiedział Max obejmując Toma w pasie i przysuwając do siebie. Tom uroczo się zarumienił, a ja i Nath...

 - I ship it! - krzyknęliśmy równocześnie i zrobiliśmy nieudane lenny face'e, po czym przybiliśmy sobie piątkę. Huehuehue... Jesteśmy źli. Nieważne... Właściwie to ja zaraziłam Natha miłością do yaoi, ale niczego nie żałuję. To przecież nie moja wina, że Max jest homo i zakochał się w Tomie. Tom też jest homo i kocha Maxa tylko jeszcze o tym nie wie... Dobra. Zboczyłam z tematu. Poszłam zapłacić za zamówienie. Leniwa Klucha przyglądała mi się przez chwilę, gdy nagle jej wzrok spoczął na moim naszyjniku. Był cały srebrny, a jego zawieszka wyobrażała spadającą gwiazdę umieszczoną na szczycie sosny. Dostałam go na piąte urodziny od wujaszka Forda* i praktycznie go nie ściągałam.

 - M-megan? Megan Pines? - spytała siwowłosa.

 - To ja - Uśmiechnęłam się delikatnie. W zasadzie to nie dziwi mnie fakt, że pani Susan mnie nie poznała. Zmieniłam się przez te siedem lat. Już nie nosiłam długich włosów związanych w dwa warkocze i prostej grzywki opadającej mi praktycznie na oczy. Nie! Tamta Megan to przeszłość. Teraz byłam ścięta na chłopaka, a grzywka zaczesana na bok i układająca się w tzw. "pazurki", ale dalej przykrywała moje znamię w kształcie Małego Wozu. Pani Susan patrzyła na mnie niedowierzająco, po czym wyszła zza kontuaru i przytuliła mnie.

 - Dziecko, jak ja Cię dawno nie widziałam. Będzie już z siedem lat - powiedziała. 

 - To prawda - Uśmiechnęłam się i uwolniłam z jej objęć. Zapłaciłam za zamówienie i wróciłam do chłopaków. - Zbieramy się, ekipa!

 - Aj, aj, pani kapitan! - Zasalutowali i zaczęliśmy się ubierać, po czym opuściliśmy kawiarnię odprowadzani ciekawskimi spojrzeniami, bo każdy chciał się nam dobrze przyjrzeć. Rozstaliśmy się dopiero przy wejściu do lasu. Ja musiałam przejść ten las, żeby dostać się do domu, a chłopaki mnie tylko odprowadzili. Weszłam w las i zaczęłam iść przed siebie. Już zapomniałam jak przyjemny jest ten dreszczyk emocji. I to wrażenie, że nie jestem tu sama, że ktoś lub coś bacznie mnie obserwuje. Droga na polanę, gdzie stała Tajemnicza Chata minęła mi dość szybko i stanęłam przed swoim domem. Weszłam do sklepu i uśmiechnęłam się na widok rudej, która siedziała za kasą i czytała jakiś magazyn trzymając przy okazji nogi na ladzie.

 - Obecnie zamknięte, bo szef zarządził przerwę - powiedziała nie odrywając wzroku od magazynu.

 - Nie szkodzi. I tak nie mam zamiaru nic kupować - powiedziałam.

 - To po co... - zaczęła obdarzając mnie swoją jakże "cenną" uwagą. - Chwila... MEGAN?!

 - Siemka, Wendy. Kopę lat - powiedziałam szczerząc się, jak łysy do sera.

 - Cześć, młoda. Zmieniłaś się - Podeszła do mnie i serdecznie wyściskała.

 - A ty ani trochę - Zaśmiałam się.

 - Co to za hałasy? - Usłyszałam głos, który skądś kojarzyłam. Tylko skąd? 

 - Nie twój interes, Cipher! - warknęła Wendy wypuszczając mnie z objęć.

 - Daj spokój, ruda. Po co te nerwy? - Zaśmiał się blondyn. Cipher... Cipher... Blondwłosy Cipher... Mam! Przed oczami stanęła mi mała dziewczynka z niebiesko-żółtymi włosami trzymana na rękach przez wysokiego blondyna, a potem wujaszek Ford ze złotymi oczami o pionowych źrenicach.

 - Bill... - szepnęłam i odruchowo cofnęłam się kilka kroków w tył.

 - O, Czarodziejka - Wyszczerzył się do mnie.

 - Nie mów tak do mnie! - krzyknęłam i wyminęłam go wchodząc do domu. Wróciłam...

*** 

O, matko. Najdłuższy ze wszystkich rozdziałów w pełni poświęcony Megan. I co o niej myślicie? Podoba wam się ta zakochana w tajemnicach yaoistka? Mam nadzieję, że przypadła wam do gustu, a jeśli nie... Cóż... Trudno się mówi. I tak Megan nie będzie miała zbyt dużej roli w opowiadaniu. Będzie się pojawiała jako obserwatorka gorąco shippująca Billa z Dipperem i, oczywiście, Maxa z Tomem (choć oni nie będą się pojawiać zbyt często), a także Willa z Rev Dipperem.

*Ja wiem, że Ford utknął w innym wymiarze na wiele lat przed narodzinami Mabel, Dippera i Megan, ale w moim opowiadaniu wpadł do portalu w ich piąte urodziny. Mam nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza.

Na obecną chwilę to tyle. Do zobaczenia    

BillDip: Co się stało z moją sosenką?! (ZAKOŃCZONE) Onde histórias criam vida. Descubra agora