Rozdział 4

22.5K 1.1K 1K
                                    

Z dedykacją dla babyyChanyeol, a co :3

Alan
W końcu do domu wróciłem dopiero około dwudziestej. Nauczyciel do znudzenia tłumaczył mi wszystko po kolei i, o dziwo, sporo z tego zrozumiałem. Jednak te dwie godziny były tak męczące, że miałem tylko ochotę położyć się spać.
Gdy otworzyłem drzwi, już w progu przywitał mnie jak zwykle merdający ogonem labrador. Prawie od razu oparł się o mnie przednimi łapami, domagając się uwagi, a jego głośne szczeknięcie odbiło się od ścian. Z lekkim uśmiechem podrapałem go za uchem, po czym zamknąłem drzwi.
Z kuchni słyszałem odgłosy krzątającej się matki, która najprawdopodobniej szykowała obiad na następny dzień. Jak na zawołanie, poczułem burczenie w brzuchu.
Ruszyłem w stronę lodówki, kątem oka widząc, jak pies podreptał za mną. Gdy tylko wszedłem do pomieszczenia, zobaczyłem stojącą przy patelni matkę. Zerknęła na mnie szybko, zaraz wracając wzrokiem do patelni.
- Gdzie byłeś? - spytała jakby od niechcenia.
Chyba była przyzwyczajona do tego, że dosyć często nie było mnie w domu do wieczora. Nigdy nie była typem zbyt nadopiekuńczego rodzica. Nie to, żeby się mną nie interesowała, ale po prostu zazwyczaj dawała mi dosyć dużą swobodę.
- Na korepetycjach - rzuciłem, otwierając lodówkę i przeglądając jej zawartość.
Jak zwykle na pierwszy rzut oka nie zauważyłem nic wartego uwagi.
- Na korepetycjach? I to jeszcze w piątkowy wieczór? - usłyszałem jej głos zza pleców.
Pobrzmiewało w nim niedowierzanie. Spojrzałem na nią przez ramię ze zdziwieniem. Piątkowy wieczór? Przez te całe korepetycje całkiem zapomniałem, że był już weekend.
- Tak, profesor od biologii mi kazał - mruknąłem, wracając do przeglądania wnętrza lodówki.
- I jak było? - spytała po chwili ciszy, podczas której było słychać tylko skwierczenie czegoś na patelni. Momentalnie przypomniałem sobie, obydwa razy kiedy pocałowałem swojego nauczyciela. Gdyby tylko wiedziała jak wyglądały moje dodatkowe lekcje, to na pewno nie byłaby zbyt zadowolona.
- Nienajgorzej - odpowiedziałem wymijająco z lekkim rozbawieniem, w końcu biorąc z lodówki jogurt pitny i z szafki obok bułkę.
Od razu ruszyłem do góry, a zaraz za mną pies, który do tej pory kręcił się gdzieś obok matki, zainteresowany zapachem jedzenia. Nie włączając światła, wszedłem szybko po schodach i skierowałem się do swojego pokoju. Jak tylko znalazłem się w środku, usiadłem przy biurku, na którym leżał komputer, odkładając na razie jedzienie na bok. Usłyszałem, jak za mną Hunter wskakuje na łóżko i układa się na nim wygodnie. No to teraz czas skopiować zdjęcie - pomyślałem, naciskając przycisk włączający urządzenie.

Michael
Westchnąłem z ulgą, kiedy drzwi zamknęły się za Alanem. Czułem, że żyję już na ostatkach energii i jedyne do czego udało mi się zmusić, było wstanie i udanie się do łóżka. Wchodząc po schodach, mimowolnie przypomniałem sobie dzisiejsze pocałunki i pokręciłem głową z dezaprobatą. To nie tak miało wyglądać. Przez moje zmęczenie udało mu się mnie znowu podejść. Ale już więcej nie miałem zamiaru mu na to pozwolić. Więcej nie mogłem stracić przy nim czujności.
Po chwili wszedłem do sypialni i ściągnąłem koszulkę przez głowę. Jakim cudem przy tym chłopaku zdażało mi się zaliczyć tyle wpadek? - pomyślałem, przypominając sobie środowy incydent. Przecież normalnie nie byłem taki roztrzepany. Wyglądało to, jakby los chciał mnie całkowicie pogrążyć w oczach tego dzieciaka. Bo nie sądziłem, żebym przez paradowanie półnago przed uczniem zyskał jego szacunek. Przejechałem dłonią po twarzy, cicho wzdychając. Na razie nie chciało mi się już o tym myśleć. Ciągłe roztrząsanie tego niczego nie zmieni. Położyłem się do łóżka, nie trudząc się przebieraniem w piżamę i na szczęście prawie natychmiast zasnąłem.

***

Alan
Prawie przez cały poniedziałek, nie mogłem się doczekać korepetycji, co brzmiało zdecydowanie bardzo dziwnie. Ale naprawdę byłem ciekawy jego reakcji, gdy zobaczy to zdjęcie. Do tego tym razem nie musiałem czekać aż straci czujność.
Jednak na spacerze mój pies uznał, że nie ma ochoty wracać do domu, więc przez następne pół drogi musiałem go prawie ciągnąć za sobą. Co wcale nie było takie łatwe, biorąc pod uwagę jego wielkość. Kiedy już myślałem, że dał sobie spokój, nagle zerwał się do biegu, prawie mnie przy tym przewracając. W takich momentach naprawdę miałem ochotę go udusić. Szczególnie, gdy widziałem jak ktoś przechodzący obok mnie, patrzył na to z rozbawieniem.
I tak właśnie znowu wychodziłem z domu spóźniony. Chociaż ostatnim razem nauczyciel chyba tego nawet nie zauważył. Przyklinając pod nosem zachowanie Huntera, poprawiłem plecak na ramieniu i ruszyłem szybkim krokiem już dobrze znaną mi drogą.

Niesforny uczeńWhere stories live. Discover now