Rozdział 8

16.5K 1.1K 464
                                    

Alan
Zatrzymałem się w progu, słysząc głos nauczyciela, a na moją twarz wypłynął uśmiech. I tak długo mu zajęło zorientowanie się, że nie ma kluczy. Ryan odwrócił się i popatrzył na mnie, kiedy nagle przystanąłem.
- Możesz iść, ja mam jeszcze coś do załatwienia z tymi irytującymi korepetycjami - powiedziałem szybko, teatralnie przewracając oczami, na co Ryan pokiwał głową ze zrozumieniem.
- I tak miałem odprowadzić Ashley - odparł, szczerząc się do mnie, po czym podniósł rękę do góry w geście pożegnania i ruszył przed siebie. Zobaczyłem, jak podchodzi do czekającej dziewczyny.
Zaraz odwrociłem się w stronę nauczyciela, wciąż z lekkim uśmiechem, po czym wszedłem do klasy, zamykając za sobą drzwi.
- O co chodzi? - spytałem z rozbawieniem, opierając się plecami o drzwi.

Michael
Zmierzyłem go wzrokiem, kiedy zadowolony odwrócił się w moją stronę. Coś nie za bardzo chciało mi się wierzyć, że zrobił to nienaumyślnie. Aż tak chciał mi uprzykrzyć życie? Nie wystarczało mu, że musiałem spędzać z nim wolne wieczory, aby poprawić jego okropne oceny? Nie wystarczało mu, że ciągle popełniłem przy nim tyle głupich wpadek?
- Mógłbyś mi powiedzieć, gdzie są klucze do klasy? - spytałem zmęczonym tonem, dobrze znając na to odpowiedź.

Alan
Gdy Michael zadał mi pytanie, moje myśli powędrowały do prawej kieszeni spodni, do której przełożyłem klucze jakoś w połowie lekcji. Były one na tyle małe, że na pewno nie było ich widać, więc raczej nie było możliwości, żeby je zauważył.
Nauczyciel wydawał się już zmęczony, ale ja nie zamierzałem mu odpuścić po tym, jak cały dzień mnie ignorował. Chciałem się z nim jeszcze trochę podroczyć.
- Nie wiem - odpowiedziałem, starając się przybrać niewinny wyraz twarzy.

Michael
Westchnąłem głośno, kiedy tak, jak się obawiałem, próbował zgrywać niewiniątko.
Naprawdę nie miałem dzisiaj ochotę grać w te jego irytujące gierki.
- Przecież ci je dawałem. Po prostu mi je oddaj i daj mi wreszcie stąd wyjść - mruknąłem, starając się pohamować powoli rosnącą we mnie irytację.

Alan
Obserwowałem go uważnie, a mój uśmiech lekko się poszerzył, gdy zobaczyłem, jak jego wyraz twarzy zmienia się na trochę podirytowany.
- Ty mi nie dałeś wczoraj wyjść, kiedy tego chciałem - powiedziałem z rozbawieniem, chociaż wtedy nie było mi do śmiechu, a moje zachowanie nadal pozostawało żenujące.
Starałem się jednak teraz o tym nie myśleć. Założyłem ręce na piersi, ciekawy, jak na to zareaguje.

Michael
Drgnąłem, kiedy znowu wspomniał o wczorajszym incydencie. Miałem nadzieję, że nie będzie już o tym mówił. Wyglądał, jakby wcale nie przeszkadzało mu to, że wtedy nie chciałem go wypuścić.
- To była inna sytuacja. Nie myślałem wtedy trzeźwo. Nie powinieneś wtedy przychodzić - odparłem, starając się nie brzmieć na zdenerwowanego.

Alan
Zauważyłen, jak znowu drgnął, kiedy usłyszał co powiedziałem. Widać było, że bardziej się tym przejmował niż wynikało z tego co mówi. A miałem już okazję, żeby się przekonać, jak dobrze potrafił kłamać. Zmarszczyłem lekko brwi.
- Skąd miałem wiedzieć, że mój nauczyciel pójdzie się nawalić w środku tygodnia? - spytałem retorycznie. - Ja się wróciłem tylko po komórkę - dodałem po chwili.
Coraz bardziej mnie to wszystko bawiło.

Michael
Westchnąłem głośno i przesunąłem dłonią po twarzy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że miał rację. Cały czas się przeklinałem w duchu, że dałem namówić się Natanowi na ten wypad. Gdyby nie to, nie tkwiłbym teraz w tej beznadziejnej sytuacji.
- To nie było planowane - burknąłem tylko pod nosem, sam nie wiedząc co innego miałbym mu teraz powiedzieć. Przepraszać go nie zamierzałem.

Alan
Uśmiechnąłem się, słysząc co powiedział i widząc jego reakcję. Po chwili odepchnąłem się od drzwi, ruszając w stronę nauczyciela. Po drodze ściągnąłem plecak, który zaczynał mi już ciążyć i rzuciłem go na podłogę.
- Może i nie było planowane, ale się stało. A teraz już nie możesz utrzymywać, że wolisz kobiety - odpowiedziałem, stając za biurkiem i opierając się o nie biodrem. Już nawet nie próbowałem utrzymać pozorów, że nie zwracam się do niego na "ty". A on, jak widać, też już nie zwracał tak na to uwagi.
Spojrzałem na niego z góry z lekkim uczuciem triumfu, że udało mi się w końcu to udowodnić. Chociaż niekoniecznie musiało to być w sposób.

Niesforny uczeńजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें