Reditus in radices

784 40 163
                                    

*Kayn*

Przepalone pole trawy...Patrzyłem na teren wokół z zaskoczeniem.Nie wyglądało jak jawa,pamiętam Jak kładłem się spać...Więc to sen...Nie musiałem się martwić o siebie...
Szłem drogą wydeptaną czyimiś stopami.Nie wiedziałem dokąd zmierzam...

-Jest tu ktoś?-Zapytałem,przemierzając wypaloną,suchą ziemię.Nie odpowiedział mi nikt.Zaszumiał tylko wiatr,a z oddali unosiła się mgła biała Jak mleko...

Nagle zobaczyłem Zeda walczącego z Rhaastem.Serce na moment przestało mi bić...Zed był ranny...Rhaast zmienił się.Rósł w siłę,wznosił się jak góra nad lekko upadłym Zedem...

-Mistrzu!-Krzyknąłem ale nikt nie zareagował.-Zeeeed!

Nie słyszeli mnie...albo wcale tu nie istniałem.

Patrzyłem z przestrachem na zmagania obu.Zed krwawił...Bardzo mocno.Ciemnoczerwona ciecz lekko zlewała się z jego ubraniem ale była widoczna.Rhaast uśmiechał się podle,dzierżąc kosę.Miał Zeda w swoich szponach...Jak wilk królika...Chcę pomóc ale jak!?
Walczyli coraz intensywniej.Zed, skrzywiony,cały pokryty ranami ledwo unikał ciosów oponenta.Rhaast,silniejszy niż kiedykolwiek uśmiechał się szeroko,wymachując kosą i próbując trafić Zeda.Ataki były coraz szybsze...Mistrz starał się je odpychać cieniem ale słabł...tak bardzo.Patrzyłem na to wszystko ze łzami w oczach...Nie mogłem nawet zareagować...A może jednak?

-Rhaast przestań!-Krzyknąłem głośno,licząc że coś zdziałam ale nic.Zupełnie.Jakby mnie nie słyszeli...

Zed usiłował rzucić shurikenem ale upadł słabo na kolana i syknął z bólu.Wykaszlał krew.Bardzo szybko się wykrwawiał...

Rhaast stanął nad nim.Dumnie.Jakby nad swoją zdobyczą...Tak przecież jest,nieprawdaż?

-Nieee!Zed!Uciekaj!-Krzyknąłem załamany,biegnąc w ich stronę.Darkin mnie zauważył...W końcu.
Uśmiechnął się szeroko.Doskonale znałem ten uśmiech...Uśmieszek zagłady...

-To samo zrobię z Tobą słonko,gdy uzyskam swoją dawną moc.-Wbił kosę w Zeda,a ten skrzywił się z bólu i wypuścił shuriken z rąk.Opadł powoli na ziemię,panicznie łapiąc powietrze.Z jego piersi ciekł strumień Krwi.Teraz był doskonale widoczny...

-Nieee!Zed!-Krzyknąłem,łapiąc się za głowę.Z oczu ciekły mi łzy,jak krew Zeda z którego teraz uchodziło życie...-Dlaczego mi to robisz,potworze!?-Krzyknąłem na Rhaasta i zacząłem histerycznie uderzać w jego ramię.Skóra była twarda i chropowata.

-Potworze?Nie przesadzaj.Tak radzę sobie z tymi,którzy mnie oszukują...

Upadłem na kolana,zanosząc się płaczem i wziąłem umierającego Zeda w ramiona.Chociaż tyle mogę zrobić.

-Nie oszukał Cię!-Spojrzałem na Zeda.Krew ściekała mi na dłonie,a stamtąd opadała powoli na ziemię.-To moja wina!To jakimś cudem przywróciłem go do życia!

-Ciebie nie mogę się pozbyć...-Darkin cofnął się i na moment uśmiechnął.-Narazie.Tak czy inaczej,wkrótce się zobaczymy...

Spojrzałem na niego z przerażeniem.

-Nie...Nie rób mi tego...-W oczach miałem mnóstwo łez.Ciało Zeda leżało bezwładnie w moich ramionach.

Patrzył na mnie przez moment.Chłonął mój zrozpaczony widok i nagle szeroko się uśmiechnął.

-Do zobaczenia,Kaynuś...-Podszedł do mnie i złapał za twarz.Brutalnie mnie pocałował.Odepchnąłem go najszybciej jak potrafiłem.-Zabiję wszystkich,których kochasz.-Zachichotał mrocznie,a ja ponownie się rozpłakałem.Głowa Zeda opadła na moje ramię.Zakrakał kruk...

Zaufaj mi Kayn,cień zawsze wraca||Zed✖Kaynजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें