XXXV

831 84 47
                                    

  – Graam, proszę... – jęknęła.

Zamiast ją puścić, wzmocnił nacisk na plecy. Czuła zimno metalu na policzku i na półnagim ciele. Świeżo założone szwy na brzuchu i na udach ją ciągnęły niemiłosiernie i miała wrażenie, że za chwilę wyrwą jej skórę razem z mięśniami.

– Czego chcesz? – spytała błagalnie – Pieniędzy? Jak tylko stąd wyjdę, to je zdobędę i ci zapłacę. Podwoję, ba potroję twoje stawki w arkadach!

– Ty chyba mnie w ogóle nie słuchasz – żachnął się mężczyzna.

– To, czego do jasnego Rancora chcesz? – warknęła. – Jaki jest ten twój wspaniały pomysł? Hę?

Mężczyzna sapnął z frustracją i zacisnął boleśnie dłoń na jej nadgarstku. Syknęła z bólu, próbując się oswobodzić.

– Ostatniej walki i tak nie wygrasz – powiedział jej do ucha.

– A to niby dlaczego ?

– Nikt nie wygrywa. AmKhatum tego pilnuje i nie pozwoli, żeby ktokolwiek zmienił jego zasady. Uwierz mi, jestem tu wystarczająco długo i przysięgam ci, że próbowano już wszystkiego. Widziałem tu dzielnych wojowników, młodych mężczyzn sprawnych fizycznie, najobrzydliwsze  kreatury z najdalszych zakątków galaktyki. Dużo gorsze niż Mandallian.  Wszyscy stawali do walki z tą samą nadzieją i charyzmą, ale nikt go nie pokonał. Wszyscy padali jak muchy.

– Jeszcze zobaczymy – powiedziała Rey, czując w sercu ducha walki. Chciała pokazać temu staremu capowi, AmKhatumowi, co to znaczy zadrzeć z tą ... jak on ją nazwał przy ludziach? Szczeniarą? Tak! Co za bezczelność.Jeszcze się zdziwi. Szczeniara mu pokaże!

– Od razu ci mówię. – Graam przełknął złość i wrócił do normalnego tonu – Ale nie musisz się denerwować. Już wszystko załatwione. Wstawiłem się u mistrza w twojej sprawie. Powiedział, że będę mógł cię wykupić, a wojownik cię oszczędzi na jego prośbę.

Rey przewróciła oczami. Jaki lojalny wobec tego całego AmKhatuma.

– Nie taniej teraz mnie uwolnić? – zapytała, jakby miała do czynienia z małym dzieckiem.

Graam zawahał się przed udzieleniem odpowiedzi. Ręka mu się bardzo spociła. Rey miała wrażenie, że odpowiedź jej się nie spodoba.

– Ty wcale nie chcesz mnie uwolnić – powiedziała z goryczą.

Milczał. Poczuła, jak robi jej się słabo. Nie uśmiechało jej się spędzenie reszty życia w charakterze niewolnicy w jakiejś ogromnej ziemiance. Cierpkie łzy pokryły jej policzki, kiedy zmrużyła oczy. Graam odstawił blaster od jej czoła, po czym odwrócił ją do siebie przodem. Założył jej kajdanki Najwyższego Porządku i schował broń za pas. Drżącymi rękoma zaczął zsuwać kaptur.

– Rey, nie zrobię ci krzywdy – mówił, a dziewczyna była coraz bardziej przerażona. – Z czasem przyzwyczaisz się i nauczysz przy mnie żyć. Będę dla ciebie dobry, obiecuję. To jest coraz bardziej popularne zjawisko. Mężczyźni kupują niewolnice i biorą je za żony. Tak jest łatwiej i z korzyścią dla obu stron.

Stał przed nią wysoki blondyn z lekko falowanymi włosami i opaloną skórą. Jego twarz pokrywały dwie brunatne pionowe skazy przechodzące przez niebieskie oczy. W innych okolicznościach Rey mogłaby powiedzieć, że jest w nim coś nawet przystojnego.

– Ty, żeś się chyba z gunganem na czapki zamienił !– odszczeknęła hardo. – To się nigdy nie stanie!

Mężczyzna zrobił urażoną minę i natychmiast z powrotem naciągnął kaptur.

– Dlaczego nie? Czeka na ciebie mąż gdzieś w galaktyce? Kochanek ?

Rey popatrzyła w ziemię.

– A więc nie czeka – podsumował Graam z nutą gorzkiej satysfakcji.

Pokręciła głową. Korciło ją, żeby zagrać mu na nerwach, zrobić mu na złość. Nie miała za dużo opcji do wyboru. Postanowiła pójść w kłamstwo.

– Jest jeden mężczyzna – powiedziała niby od niechcenia. Tak bardzo chciała mu dopiec!

– I co? Myślisz, że cię tu odnajdzie i uratuje? Spójrz prawdzie w oczy, dziewczyno. Masz tylko mnie. I bardzo prosty wybór. A właściwie nie masz wyboru.

Zrobiła pogardliwą minę. Miała ochotę krzyczeć na całe gardło: " Ben, jestem na Tatooine!". Na swoje szczęście, zdusiła to pragnienie w zarodku i zepchnęła gdzieś w najdalsze zakamarki poranionego serca.

– Mam właściwie jeszcze jedną opcję... – powiedziała, mrużąc powieki. Chciała, żeby Graam czuł się pod jej spojrzeniem jak nic nieznaczący robak. Nikt nie będzie jej traktował jak towar, który można kupić. Nikt nie będzie nigdy więcej próbował jej zniewolić i sobie podporządkować. W sercu poczuła nienawiść i zaraz potem znowu tę niezachwianą pewność siebie.
Mężczyzna parsknął. Czyżby znowu ją lekceważył ? Rey zbliżyła się do niego bardzo powoli z gracją, godną królowej Naboo. To, że była skuta, poharatana, potargana i w strzępkach ubrań nie miało najmniejszego znaczenia. Uniosła wysoko brodę i popatrzyła wrogo w te niebieskie tęczówki.

– Pokonam tego waszego króla wojowników – powiedziała przez zęby – albo zginę próbując. Graam w głębi serca wiedział, że mówi poważnie. Pokiwał głową z uznaniem.

– Wojownicza do samego końca. To mi się w tobie najbardziej podoba.  

------------

Jeśli ktoś z Was myślał, że Rey pęknie i wezwie Kylo Rena na ratunek... to niestety nie w tym opowiadaniu :P.

Przypominam o głosowaniu na książkę roku. Link w komentarzu.

Plaster numer 30 ! 

Z góry dzięki za głosy <3












Gwiezdne Wojny Część  IX - Równowaga mocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz