CXXIV

584 63 77
                                    

Rey poczuła zaciskającą się na jej ramieniu ciepłą dłoń Shenah. Po raz kolejny chciał ją ostrzec. Popatrzyła mu smutno w oczy. Myre Ren przestał torturować młodych rycerzy i zmierzył dziewczynę i blond Rena taksującym spojrzeniem.

— Twoje zachowanie nie ma sensu. Coś knujesz — założył, przyglądając się dwójce.

Rey zdawała się go nie słyszeć, nadal wpatrując się intensywnie w szmaragdowe spojrzenie. Delikatnie chwyciła dłoń Shenah i przyłożyła sobie do policzka. Pozwolił na to,  podtrzymując jej spojrzenie zahipnotyzowany. Przycisnęła trochę mocniej, zamykając oczy, miała nadzieję, że zrozumie jej ciche błaganie o pomoc. Blondyn zerknął pytająco na swojego mistrza.

— Nie wiem, co planujesz Reylene, ale mnie to nie przekonuje — stwierdził Myre. — Przez całe to twoje podżeganie do buntu z kogoś muszę zrobić przykład. Yokade zdaje się nabliżej jasności w tej chwili. Szkoda, bo to zdolny rycerz... Bez sztuczek, bo kto ośmieli się podnieść na mnie, rękę będzie następny.

Wszyscy spojrzeli na niego z rozpaczą. Jego twardy wyraz twarzy powiedział im, że mówi całkowicie poważnie. Wyciągnął rękę w stronę Yokade i zaczął go dusić. W piwnych oczach młodzieńca pojawiły się łzy, zakrztusił się, z trudem walcząc o oddech.

— Mistrzu... — wyjąkał błagalnie.

— Nie rób mu krzywdy — poprosiła cicho Rey. Zastanawiała się skąd Myre Ren czerpie tak ogromną siłę, która czyni go praktycznie niepokonanym. Bez wysiłku obezwładnił ją i Bena, torturując dwóch rycerzy w tym samym czasie. Żerował na rozpaczy.

— Musisz się jeszcze wiele nauczyć. Ciemna Strona Mocy nie działa tak, jak ci się wydaje... — powiedział Mistrz. — Nie ma tu miejsca na litość, współczucie ... Zapamiętaj tę lekcję...

— Dlatego ta wasza ciemna strona jest całkowicie do niczego... — odpowiedziała gorzko. Nie chciała w tym uczestniczyć, nikt z obecnych nie chciał. Jednooki rycerz chełpił się tragedią gnębionego młodzieńca. Bezwładne ciało unosiło się ze dwa metry nad ziemią i wirowało w rytm mrocznego taktu wygrywano przez Myre. Torturował go, zamiast zadać szybką bezbolesną śmierć. Gdyby tylko mogła jakoś pomóc umierającemu rycerzowi, ulżyć mu w cierpieniach... W tym momencie między sobą i Shenah poczuła przyjazne iskierki, które przenikały powietrze jak świeża rześka bryza.

— Yokade, nie bój się... — rzekła przez łzy. — Pamiętaj, że tak naprawdę... Nie ma śmierci – jest Moc.

Myre Ren zdawał się na chwilę wstrzymać atak. Shenah wciągnął powietrze i zawiesił na jej twarzy przenikliwe spojrzenie. Po czym powtórzył głośno i pewnie jej słowa. Nie ma śmierci – jest Moc. Bero ją puścił niespodziewanie i po chwili w trójkę spletli dłonie.

— Głupcy! — warknął jednooki rycerz, ale jego ton podszyła nuta paniki. Wzmocnił tortury na rudowłosym chłopaku, żeby ich powstrzymać. Rycerz zaczął jeszcze głośniej krzyczeć z bólu, powodując dreszcze u swoich towarzyszy.

Nie ma emocji — Jest spokój. — Rey wyrecytowała kolejne wersy, nie mogąc powstrzymać łez. Moc sprawiła, że zaczęła się powoli uspokajać.

Shenah i Bero powtórzyli po niej zgodnie, chociaż drżacy ton ich głosu sugerował głębokie cierpienie. Lonthe Ren z trudem wstał z podłogi i do nich dołączył, również wypowiadając te wyrazy. Margue nadal trzymał ostrze, przy gardle Kylo, niepewnie obserwując całą sytuację.

Nie ma ignorancji — jest wiedza... — Rey i rycerze wygłosili zgodnym chórem.

— Jak śmiesz! — Myre Ren przestał dusić Yokade i przeniósł wściekłe spojrzenie na dziewczynę. Ciało rudego zaczęło spadać, ale jeden z rycerzy załagodził zderzenie z posadzką, ocalając go od skręcenia karku.

Wookie Ren opuścił miecz i pomógł się dźwignąć z ziemi Yokade. Gdy tylko słyszał, że ust pozostałych wypływają kolejne słowa, poczuł pękające serce. Doskonale znał ich treść, ale na lata zepchnął je w najciemniejsze odmęty świadomości. Udało mu się dołożyć od siebie:

— Nie ma namiętności – jest pogoda ducha.

— Nie!!! — wrzeszczał Myre i znowu zaatakował. Lecz tym razem jego Moc zdawała się słabnąć i Margue tylko lekko się zachwiał. Chwycił rudego rycerza pod bok i zaczęli się zbliżać do byłego mistrza od drugiej strony.

Moc wokół nich przepływała tak intensywnie, że suknia Rey trzepotała, jakby była niesiona przez podmuchy huraganu. Ciemność chciała walczyć o serca wszystkich rycerzy, ale zdołali się jej oprzeć i wypowiedzieć ostatni pozostały werset kodeksu Jedi.

— Nie ma chaosu – jest harmonia. — Rey nie mogła powstrzymać wielkiego uśmiechu na ustach. Jasność była tutaj, wezwana natychmiast stawiła się, otaczając swoich rycerzy dodatkową ochroną. Rey zamknęła oczy, skupiając się na wspomnieniu mistrza Luke'a.

Myre Ren nie mógł opanować wściekłości. Wyciągnął dwie dłonie w bojowym geście i zaczął grozić:

— Zabiję was wszystkich, głupcy, w starciu z ciemnością nie ma zwycięzców! A ciebie, ty głupia... zniewolę i sam...— Nie zdążył skończyć myśli, ponieważ huk podobny do uderzenia gromu dobiegł ze środka ołtarza. Wielki fioletowy kryształ roztrzaskał się w drobny mak na czarnej posadzce. Stracie ciemności i światła spowodowało tak mocne wibracje, że podłoga zaczęła pękać z tępym łomotem, zupełnie tak jak w podziemiach Tatooine. Wszystkie witraże skruszały w drobny mak.

Rey otworzyła oczy i zagościł w nich radosny tryumf.

Myre znowu próbował ich powalić. Podmuch ciemności nimi zachwiał, ale mocno trzymali się za ręce, stali murem i zdołali się mu oprzeć.

Po chwili Mistrz Zakonu znalazł się na kolanach, a z jednego oka poleciała łza porażki.

— Zawiodłem... — wychrypiał.

Nim zdążył coś więcej dodać, przez jego klatkę przebiło się czerwone plazmowe ostrze.  

------------------

ajajaj...













Gwiezdne Wojny Część  IX - Równowaga mocyWhere stories live. Discover now