XCVIII

562 67 130
                                    

Rey widziała nad sobą ciemną sylwetkę mężczyzny o miodowych lokach. Chłopak, słysząc, że się zbliża, spojrzał przez ramię i posłał jej zaskoczone spojrzenie. Ta mała nie kłamała... Potrafiła się doskonale wspinać. Zdawała się to robić bez wysiłku, jakby jej kruche ciało nie stanowiło żadnego ciężaru. Ciekawe, gdzie się tego nauczyła? Nie miał zamiaru dać się wyprzedzić dziewczynie i wzmógł wysiłki. Skała prawie kruszała od silnego nacisku jego nerwowych palców. Zatrzymał się po chwili i odgarnął złote włosy ze spoconego od wysiłku czoła. Właściwie, po co to robił? To było przecież dziecinne. Spojrzał jeszcze raz na dół. Wszyscy rycerze zostali daleko w tyle i poruszali się w żółwim tempie.

Rey przełożyła sznur przez kolejną pętlę, wciągnęła resztę na plecy i ruszyła za nim, uśmiechając się z satysfakcją.

Jej dłonie były już na wysokości kostek mężczyzny. Po chwili się z nim zrównała i spojrzała mu w oczy, tak szybko, że nie zdążył przybrać maski chłodnej rezerwy. Jej lekki uśmiech zdawał się pytać: "I co ty na to?". Powinien jej powiedzieć, że doskonale sobie poradziła, że jest wspaniała, dzielna, sprytna. Zamiast tego prychnął, jak gdyby to nie było nic takiego i odwrócił wzrok.

Kontynuował wspinaczkę, a dziewczyna bez wysiłku dotrzymywała mu kroku, działając tym samym na niego jak czerwona płachta na acklaya.

Przyspieszyła nieznacznie i nim mrugnął, na wysokości twarzy z prawej strony już miał jej kolana. Cel ich podróży, szczyt Katayah był tuż tuż. Rey w amoku powodowanym możliwością zdobycia góry, stanęła nogą na niesprawdzony występ skały, który skruszał pod jej ciężarem i straciła oparcie. Trzymała się teraz na samych rękach i dyndała nogami nerwowo w powietrzu.

Shenah zastygł nieruchomo tuż za nią, przytulając się do skały, żeby uniknąć stratowania przez lecące kamyki.

Dostrzegł szczelinę, w którą mogłaby włożyć stopę. Wystarczyło wyciągnąć rękę i nakierować odpowiednio jej kostkę, żeby jej pomóc. "Jeszcze czego", pomyślał i skrzywił się w duchu, że taka myśl mu przyszła do głowy. Niech sobie radzi, mała zarozumiała... Napiął mięśnie i zrobił kilka rozpaczliwych podciągnięć, zrównał się z nią, posyłając jej jedno z arsenału swoich oceniających łypnięć. Rey nie przejęła się specjalnie i po chwili jej stopa sama odnalazła odpowiednią półkę skalną.

Shenah był jednak już sporo przed nią i od krawędzi szczytu dzieliło go zaledwie kilka metrów.

Dziewczyna przełożyła swój sznur  przez ostatni hak, a z drugiego końca zawiązała pętlę. Zakręciła lassem nad głową i zarzuciła. Pętla objęła gałąź wystającego ze szczytu drzewa. Rey pociągnęła, sprawdzając stabilność. Po chwili niemalże biegła po pionowej ścianie, rękoma chwytając linę.

Wyprzedziła blond rycerza i prawie wskoczyła na szczyt. Położyła się na twardej skale, dysząc z wysiłku i patrząc, jak Shenah gramoli się za krawędzią.

Wybuchła słodkim śmiechem, widząc jego niepocieszoną minę. Jego twarz była rumiana od wysiłku, a włosy piały mu niesfornie w różne strony, niesione podmuchami wysoko górskiego wiatru. Po chwili położył się obok niej, uspokajając oddech. Rey automatycznie odsunęła się o kilka centymetrów i wsparła głowę na ręce, odwracając się do pokonanego z szerokim uśmiechem.

— No dalej, powiedz to — poprosiła. Shenah zignorował jej zaczepkę, wbijając wzrok w ścierające się szare chmury. Po chwili wstał, rozglądając się, jakby czegoś szukał.

Rey podniosła się na nogi i przywołała do siebie linę z drzewa. Zwinęła ją w ciasny zwój i zarzuciła na plecy, przyglądając się wyrastającym z mgły niższym szczytom górskim. Miała wrażenie, jakby znajdowali się na szczycie całego świata. To uczucie było tak wspaniałe i świeże, nieporównywalne do niczego, czego do tej pory doświadczyła. W jej żyłach szalała adrenalina, ekscytacja mieszała się z satysfakcją, sprawiając, że miała ochotę wrzeszczeć i skakać ze szczęścia. Chciała podbiec do Shenah i rzucić mu się na szyję, z radosnym: " Udało nam się!". Podeszła do niego wesoło i dotknęła jego ramienia, nie mogąc powstrzymać pozytywnego wyrazu twarzy.

Mężczyzna wzdrygnął się i zmierzył ją grobowym spojrzeniem, sprawiając, że cała radość z niej uleciała, jak powietrze z przebitego balona. Natychmiast zabrała dłoń.

— Co jest, Shenah? — zapytała zdezorientowanym tonem.

Chłopak wyjął bukłak i podał jej go, zachowując typowy dla siebie szorstki wyraz twarzy. Gdy piła obszedł ją i stanął za jej plecami.

— Rey ...

— Tak? — zapytała, odwracając się do niego i oddając mu wodę. Nie wziął jej, wbijając w nią twarde spojrzenie zielonych tęczówek.

— Ile jesteś w stanie zrobić dla swojego mistrza? — zapytał i ton, jakim to powiedział, sprawił, że Rey w trymiga włączył się sensor wykrywający kłopoty.

— Co to za pytanie ? — zapytała niepewnie, obserwując uważnie jego twarz. Mogła przysiąc, że na moment przeszył ją cień cierpienia.

— Bardzo proste. Odpowiedz. Jesteś lojalną uczennicą?

— Oczywiście — oznajmiła, nadal wyciągając ku niemu bukłak.

— Zrobisz dla niego wszystko ? — Zbliżył się o krok. Dziewczynie nie podobał się kierunek, w jakim ta rozmowa zmierzała. Zmarszczyła brwi wojowniczo.

— Odpowiedz! Rey... — warknął blondyn.

Wypuściła powietrze z sykiem.

— Odpowiedź jest prosta. Albo tak, albo nie! Mów! — huknął sprawiając, że Rey aż się wzdrygnęła.

— Tak. No oczywiście, że tak — powiedziała nerwowo. — Zadowolony?

Shenah zmierzył ją od góry do dołu i z powrotem zatrzymując się chwilę na jej delikatnych wargach, po czym powiedział chłodno:

— Zła odpowiedź...

Rey poczuła jak dwie silne ręce uderzają z całej siły w jej ramiona, a ona sama leci do tyłu, prosto w przepaść...

----------------------

:(  

Co za wstręciuch....













Gwiezdne Wojny Część  IX - Równowaga mocyWhere stories live. Discover now