LXXV

820 71 37
                                    

Rey siedziała na fotelu pilota za sterami czarnego myśliwca. Statek nadal stał na zielonej polanie za domkiem Hana Solo. Zacisnęła palce w skórzanych rękawiczkach i powiedziała do siebie: „Dasz radę". Była ubrana w czarny kombinezon, analogiczny do stroju Kylo, tylko wersji damskiej, wygodny, przylegający do ciała. Dwie czarne peleryny wisiały przygotowane do włożenia w dalszej części statku. Miała tylko nadzieję, że nie będzie musiała zakładać maski. Oparła głowę o zagłówek fotela i przymknęła oczy. To, co się stało rano na plaży, było jak magiczny sen i miała ochotę, by nigdy się nie kończył. Próbowała się skupić na pozytywnych aspektach podjętych przez siebie decyzji. Tak jej było łatwiej. Do tej pory wychodziło jej to całkiem nieźle. Pewnie dlatego, że znajdowała się w bezpieczniej bańce złudzenia życia, jakie będzie wieść u boku tego człowieka. Przyszedł jednak moment, żeby się zmierzyć z konsekwencjami podjętych przez siebie decyzji i odpowiedzieć po ciemnej stronie mocy w całym znaczeniu tego słowa. Rey myślała, że nie będzie w stanie podnieść ręki na przyjaciół z ruchu oporu ani na Kaia. Jak rozwiązać ten konflikt interesów nadal nie miała pomysłu. Wypuściła powietrze i poruszyła ramionami, żeby rozluźnić spięte mięśnie.

Ben poszedł zabrać ostatnie rzeczy i zamknąć domek. Usłyszała syczący dźwięk uchylania włazu i po chwili mężczyzna pojawił się na fotelu obok niej. Rey posłała mu lekki uśmiech, próbując zamaskować swoje wątpliwości.

— Gotowa? — zapytał spokojnie. Skinęła głową w odpowiedzi i zaczęła przygotowywać maszynę do startu. Sprawdziła wszystkie odczyty z komputera pokładowego, wcisnęła kilka przycisków i chwyciła za stery. Kylo Ren obok niej robił analogiczne zadania. Idealnie się dopełniali jako zgrany zespół. Statek wystrzelił w powietrze i po chwili chatka stała się tylko małym punktem wielkości ziarenka piasku. W skupieniu analizowali odczyty komputera pokładowego. Po chwili Kylo Ren ustawił współrzędne i pociągnął wajchę nadświetlnej. Zawrotna prędkość sprawiła, że Rey poczuła, jak wciska ją w fotel. Obserwowała rozmazujące się światło gwiazd w milczeniu.

Ich cielesne zbliżenie na plaży wprowadziło swojego rodzaju dziwne napięcie między nimi. Pierwszy raz w życiu się czuła w ten sposób. Zauważyła, że w jego obecności jest kłębkiem nerwów i nie ma w ogóle apetytu. Chciałaby mieć go tylko dla siebie cały czas i wcale nie uśmiechało jej się wyruszać na misję, żeby walczyć z Sithami. Najchętniej zostałaby na plaży. Z drugiej strony chciała wprowadzić trochę delikatnego dystansu, żeby nie pokazywać, jak bardzo jej zależy. Pragnęła, żeby to on o nią dbał, zabiegał i inicjował kolejne zbliżenia. W jej głowie cały czas pojawiały się wspomnienia namiętnych pocałunków, które składał na jej skórze, dotyku jego zdecydowanych rąk na ciele. Czy on też tak to wspominał? Do czego to dalej miało prowadzić? Pozostawało to dla Rey zagadką, którą koniecznie chciała rozwiązać.

— O czym myślisz? — zapytał Ren, wytrącając ją z podniecających wspomnień.

Rzuciła mu ukradkowe spojrzenie i przygryzła wargę.

— A co ?

— Uśmiechasz się i masz rumieńce — stwierdził, przeciągając wzrok po jej twarzy. Sam się rzadko uśmiechał, a jeżeli już to bardzo oszczędnie. Teraz jeden kącik jego ust chyba powędrował w górę, ale Rey nie była pewna. Mogło jej się równie dobrze zdawać. Przyznać mu się, czy nie? Gdyby się dowiedział, na pewno obrósłby w piórka i jej to wypominał przy każdej możliwej okazji, poza tym trochę wstyd było snuć takie kosmate myśli na jego temat. Tym bardziej że siedział zaraz obok. Odpowiedź była oczywista — trzeba było ściemniać.

— Myślałam o tym, że ta wyspa to najwspanialsze miejsce, w którym byłam — powiedziała Rey rozmarzonym głosem, a w jej umyśle przeleciał obraz wilgotnej klatki piersiowej Bena na tle piasku. Nie było to takie do końca kłamstwo. W jej wspomnieniach przecież pojawiła się wyspa.

— A Ty?

— Wyobrażałem sobie, co będziemy robić po powrocie... — powiedział bez ogródek.

— Ben, no wiesz! — upomniała go delikatnie, a na jej usta wkradło się urocze zakłopotanie.

— Nie wiem, co ci przyszło do głowy, mała bezwstydnico ... — powiedział, zachowując kamienną twarz. — Myślałem o tym, że można by przestawić KeyBed pod drugą ścianę.

Popatrzyła na niego ze zaciśniętymi ustami. Po chwili obydwoje parsknęli śmiechem i odwrócili wzrok. „I oto stała się rzecz niemożliwa — Kylo Ren zażartował", pomyślała Rey, nie mogąc przestać się uśmiechać.

Statek lekko się zatrząsł, wychodząc z nadświetlnej, ale piloci sprawnie wyrównali kurs. Przed ich oczami pojawiła się zielona żyzna planeta z oceanami i jasnymi chmurami. Tython.

Rey już zamierzała przystępować do lądowania, ale Kylo lekko ją wstrzymał ruchem ręki i skorygował kurs.

Statek okrążył ciało niebieskie, nakierowując się na północ i górzyste obszary kontynentu. Rey zamrugała oczami intensywnie, skupiając się na ciemnym punkcie, do którego zmierzali. Szare burzowe chmury zawijały się w tym miejscu, tworząc mroczny cyklon. W tym samym momencie poczuła w sercu znajome szarpnięcie. Zew ciemnej strony Mocy.  

-------------------------

Rey, ty  😈

Gwiezdne Wojny Część  IX - Równowaga mocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz