Przeskakiwaliśmy po dwa stopnie w dół do pomieszczenia, które służyło im zapiwnice. Dość wąski korytarz z omszonymi ścianami, do których przyczepione były pochodnie, dające mdłe światło. Po kilku minutach dostaliśmy się do głównego pomieszczenia. Pokój był ogromny, cały z wielkich, naturalnych kamieni. Przypominał jaskinie. Na ścianach widać było krople wody, a w pieczarze było przeraźliwie chłodno od skalistego podłoża. Na ziemi natomiast leżały w kilkunastu stosach przeróżne ubrania, tworząc labirynt odzieży. Patrząc na to wszystko coraz bardziej tęskniłam za swoją przytulną i na pewno cieplejszą komnatą. Na samą myśl poczułam na plecach zimny dreszcz. Nie wiem, dlaczego mnie uprowadzili, nie zrobiłam im przecież niczego złego. Przynajmniej na razie. Znając wpływy ojca i mój charakter będę próbowała zrobić im krzywdę... Z zamyślenia wyrwała mnie stojąca obok dziewczyna.

- Wiem, że warunki mieszkalne nie są na najwyższym poziomie, ale lepsze to, niż życie na ulicach – była na oko w moim wieku. Miała niebieskie oczy i długie blond włosy.

- Skąd macie te ciuchy? - spytałam z udawaną obojętnością, zaciekawiona ich monstrualną liczbą.

- Cóż... - zaczęła z zażenowaniem – zazwyczaj są ściągane z ciał zmarłych – przymknęłam oczy, próbując odgonić od siebie niechciane i z pewnością niepotrzebne wizje nagich zwłok. Zaczerpnęłam głębokiego oddechu, żeby się uspokoić.

- Jak ci na imię? - spytałam tylko po to, żeby zmienić temat. Tak naprawdę nie wiele mnie to nie obchodziło.

- Klara – odparła natychmiast dziewczyna, uśmiechając się radośnie i wyciągając ku mnie dłoń...

Razia– uścisnęłam dziewczynie dłoń z czystej uprzejmości i by niezaczęła czegoś podejrzewać. Po chwili puściła moją rękę i z uśmiechem na ustach oddaliła się do drzwi. Przez chwilę odprowadzałam ją wzrokiem zastanawiając się, czy naprawdę tak szybko uwierzyła w moje ,,dobre" maniery. Odwróciłam się twarzą do sterty ubrań i próbując nie myśleć o poprzednich właścicielach, szukałam czegoś dla siebie. Po długich i wyczerpujących minutach poszukiwań zdecydowałam się włożyć nasiebie błękitną bluzkę z rękawem, czarną, skórzaną kurtkę i materiałowe spodnie. Stopy odziałam w ciężkie oficerskie buty.Tak ubrana wyszłam z pomieszczenia. Woczach Klary ujrzałam iskrę zachwytu, ale nic nie powiedziała,tylko uśmiechnęła się szerzej i rzekła...

- Zaprowadzęcię do Jego pokoju – ruszyłam za nią bez słowa. Po drodze mijaliśmy duże pomieszczenia z mnóstwem śpiworów na podłodze.Co jakiś czas mijali nas ludzie, kompletnie omijając mnie wzrokiem.Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Klara najpierw zapukała, a gdy nie uzyskała odpowiedzi, otworzyła szerzej drzwi i gestem kazała mi wejść do środka. Pomieszczenie było średniej wielkości z jedną,starą, obdrapaną szafą i dość sporym łóżkiem, nad którym wisiały dwie katany. Z ciekawością podeszłam do owego mebla i otworzyłam go. Moim oczom ukazały się przeróżne typy broni: muszkiety,wszelkiego rodzaju sztylety, ręczne bronie palne, jak i arsenał zachodnich sztuk walki. Kunai, shirukeny oraz kastety. Nie wiem nawet, dlaczego chciałam tego dotknąć. Biła od nich taka siła, która zdawała się promieniować.

- Szukasz czegoś? - usłyszałam za sobą chłodny, niski, męski głos.Przestraszona odwróciłam się w jego stronę. Stał oparty o framugę drzwi i wpatrywał się we mnie swoim zimnym i przenikliwym wzrokiem. Nie mogłam ruszyć się z miejsca, całkowicie sparaliżowana jego spojrzeniem. Miałam wrażenie, że te czysto błękitne oczy wdzierają się w sam środek mojej duszy, widzą wszystko to, co najbardziej staram się ukryć. Zbliżał się domnie powoli, pewnym siebie krokiem, w którym ukryta była groźba. Zacisnęłam dłonie w pięści, żeby się nie cofnąć i nie dać mu tym samym satysfakcji. Zamiast tego skierowałam wzrok na kolekcje znajdującą się w szafie. Bez trudu odgadł co chodzi mi po głowie.

- Lubię walki wręcz – rzekł, stojąc za moimi plecami. Kiedy odpowiedziało mu milczenie kontynuował – wtedy poznaje siłę, taktykę i możliwości przeciwnika – jego głos stał się bardziej miękki niż dosłownie chwilę temu. Zastanawiam się, dlaczego. Po kilku minutach położył swoje ręce na moich dłoniach, powoli zamykając drzwi, ale przeszkodziłam mu. Odwróciłam się w jego stronę, a nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.

- Dlaczego teraz jesteś taki miły? - spytałam zadziornie, nie potrafiąc określić, co dzieje się w moim sercu...

- Mam wiele twarzy – odpowiedział bez cienia uczuć w głosie, a ja nie mogłam się powstrzymać, by nie spojrzeć w jego szafirowe oczy. Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos. 

- Znalazłaś w nich coś? - spytał ,maskując ciekawość, a ja nim zdążyłam ugryźć się w język odparłam lekko rozmarzonym głosem...

- Masz piękne oczy...

- Ty też – rzekł bez wyraźnego zachwytu, ale w kącikach ust wkradł się ironiczny uśmieszek – jednakże nie znam jeszcze twego imienia, więc nie wiem, czy stać mnie na poufałości – jego głos momentalnie stwardniał, jakbym powiedziała coś złego. Był jedną, wielką tajemnicą... Nie potrafiłam zrozumieć ani jego, ani jego zmiennych zachowań... 

- Razia – przedstawiłam się, wyciągając dłoń ku niemu... Niecierpliwiłam się, chcąc jak najszybciej poczuć dotyk jego skóry, choć sama nie wiedziałam, dlaczego właśnie to poczułam...

- Leonardo – odpowiedział i dopiero teraz przekonałam się jaka siła drzemie w jego uścisku. Po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz... Z tej odległości mogłam przyjrzeć się mu odpowiednio. Miał czarne, krótko obcięte włosy, czekoladową karnację, wąskie usta i męskie, ostre rysy twarzy, ale najbardziej fascynowały i przerażały mnie oczy. Puste i zimne, jak lody południa, pokryte najgrubszym śniegiem. Ciekawe, czy takie samo jest jego serce...

- Długo będziesz się tak gapiła? - warknął, wyrywając mnie z otępienia.

- Mam do tego prawo – odparowałam niewiele myśląc...

- Niegrzeczna– rzekł, a jego głos stał się niski i chrapliwy. Przeklnęłam w myślach wiedząc, że mój niewyparzony język kiedyś mnie zabije... Pochylił się nade mną, kładąc swoje ręce na ciągle uchylonych drzwiach szafki za mną. Dzieliła nas niewielka przestrzeń. Czułam jego ciepły oddech na swojej twarzy, a płomyki głęboko uśpionej złości rozświetlały mu tęczówki. Nie wyglądał wcale groźnie, ale intuicja mówiła mi, że należy się go obawiać. W tej chwili był nieprzewidywalny, co dawało mu przewagę. Chociaż się starałam, niepotrafiłam przewidzieć co może zrobić. Byłam zdana na jego łaskę i właśnie ta bezradność zasiała w moim sercu panikę. Puls przyspieszył mi tak, że bicie mojego serca było pewnie słychać na końcu korytarza. Dłonie zaczęły mi się pocić i chciałam jak najszybciej uciec z tego pokoju. Nagle usłyszałam skrzypnięcie uchylonych za mną drzwiczek. Wypuściłam z ust długo wstrzymywany oddech. Jego wargi wygięły się w drwiącym uśmiechu i odsunął się na stosowną odległość, choć wciąż miałam wrażenie, że jest za blisko. Zdawało mi się, że nadal czuję ciepło jego ciała. Strach mieszał się z czymś na kształt pożądania... 

- Jednak nie jesteś taka twarda – odparł sztucznie rozbawiony. Wyglądało to tak, jakby wymuszał na sobie pewne zachowania mieszczące się wkryterium ludzkiego wzorca.

- Po co to robisz, po co walczysz z wiatrakami? - spytałam, bo zawsze ciekawiło mnie, co oni w tym widzą, i by choć trochę odwrócić uwagę od niepokojących myśli... Uśmiechnął się lekko i odpowiedział...

- Tylko dla takich jak ty, nasze działania nie mają sensu. Musisz spojrzeć na to z szerszej perspektywy...

- Robisz to dla pieniędzy?

- Nie wszystkich ludzi da się przekupić – nie wyglądał na wytrąconego z równowagi, przynajmniej nie dał tego po sobie poznać... 












RebelianciWhere stories live. Discover now