Razia

Pędziliśmy w dół między drzewami, praktycznie po omacku. Gałęzie drzew i krzewów smagały mnie po twarzy i kostkach, ale nie czułam bólu, tylko dziwne podniecenie wiedząc, że za plecami mogę mieć głodnego drapieżnika... Biegnąc razem z rebeliantami jak i łucznikami czułam, jakby łączyła nas jakaś mistyczna więź, jakbym należała do nich od zawsze... Przyłapałam się na tym, że właśnie tego chcę. Chcę być jedną z nich, należeć do ich rodziny... Mimo, że boję się nieznanych mi uczuć, nowej sytuacji to podejmę ryzyko, tak jak oni... Chciałem zepchnąć te nierealne wizje, jak najdalej stąd, jednak cichy głosik w mojej głowie, uczucie euforii i wolności znacznie to utrudniały... Znaleźliśmy się nad strumieniem zdyszani i poddenerwowani, rozglądając się na wszystkie strony... Wycie wilków ustało i zostaliśmy sami, oświetleni blaskiem księżyca, odbijającego się w tafli strumienia... Wytężałam wzrok, by dostrzec zarys sylwetki Leo między drzewami... Nadal czułam na skórze jego dotyk i ciepły oddech. Nie rozumiałam tylko uczuć, które to we mnie wzbudziło... Zaniepokoiła mnie cisza, jakby ktoś za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zatrzymał cały świat... Ucichły pohukiwania sów, zanikły szelesty liściastego podłoża, wywołane przez zwierzęta, nawet wiatr przestał wiać... Każdy nerwowo rozglądał się dookoła, bojąc się nawet oddychać głośniej... Po moim kręgosłupie przebiegł zimny dreszcz, wzmagający tylko niepokój... 

- Co teraz robimy? - spytała jedna z łuczniczek, która odważyła się przecięć ciszę, a jej szept był niemal, jak krzyk... Miałam ochotę zakryć uszy dłońmi...

- Musimy poczekać na Leo – odrzekł z tego, co zapamiętałam jeden z jego braci, imieniem Diaval... Na jego młodej twarzy malowała się determinacja i nadzieja...

- A co jeśli on nie wróci? - pytanie padło z ust innego chłopaka... Mimowolnie na jego słowa zalała mnie fala paniki... Bądź, co bądź w jego stronę pędziło stado głodnych wilków, a ta naprędce skonstruowana sieć, mogła przecież nie zadziałać... O Boże, a co jeśli on...

- Wróci – zapewnił Kris, na chwilę uciszając moją wewnętrzną panikę – wychodził z gorszych opresji – mówił z taką pewnością siebie, której zaczęłam mu zazdrościć... Uczucie to było tak gwałtowne, tak silne, że niemal pochłonęło mnie całą... Pozwoliłam, by zawładnęło mną do tego stopnia, że nie zauważyłam czyjejś obecności za swoimi plecami... 

- Ruszamy – za mną, jak z podziemia wyrósł Leo... Odskoczyłam zaskoczona i wystraszona, wydając z siebie cichy pisk... Słysząc jego głos z ulgi niemal się popłakałam... Kobieto, co ty ze sobą robisz, skarciłam się szybko w myślach, zanim ktokolwiek zdążył zauważyć moją zmianę nastroju... Będę musiała nad tym popracować...

- Sieć nie zatrzyma ich na długo – oznajmił chłodno, jakby przed chwilą w ogóle nie stanął ze śmiercią twarzą w twarz... Brakowało mi takiej odwagi, co wywołało u mnie lekką irytację... Nie mogę być gorsza od nich... Spojrzałam na Leo ukradkiem, próbując dostrzec czy nie jest ranny, ale było zbyt ciemno, by cokolwiek zobaczyć... Tylko jego szafirowe oczy, tak zimne i skupione odznaczały się w panującym dookoła mroku...

- Leo, ja... - zaczął chłopak zwany Willem, z którym wcześniej się pokłócił z miną zbitego psa... W jego oczach szalała skrucha i lęk... Nie zdołał powiedzieć jednak nic więcej, kiedy wzrok Leo przeszył go, jak ostrze sztyletu... Mimo, że ten wzrok nie był skierowany w moją stronę, poczułam ciarki na całym ciele... 

- Nie teraz – uciął ostro i ruszył przed siebie, wymijając chłopaka –prowadź – zwrócił się do Nathana, który zawahał się przez chwilę, ale ruszył przodem... Zastanawiałam się, jakim cudem on i całe jego środowisko wywołują we mnie całą gamę sprzecznych emocji... Od strachu, troski, szczęścia, aż po nienawiść i gniew... 

RebelianciWhere stories live. Discover now