W azylu znaleźliśmy się godzinę później, brudni, zmęczeni ale szczęśliwi. Sabotaż odbył się zgodnie z planem i nikt przy tym nie ucierpiał, nie licząc żołnierzy oczywiście... Każdy z podekscytowaniem zdawał reszcie relację z dzisiejszej akcji... Odetchnąłem z ulgą, widząc ich całych i zdrowych. Nie wiem, czy dałbym radę pożegnać kogoś jeszcze... Zostawiając ich w tak cudownych nastrojach, udałem się do swojego pokoju... W głębi duszy czułem, że nie zasługuje na to, by dzielić się z nimi radością... Kiedy znalazłem się w środku, zrezygnowany usiadłem na łóżku... Przeczesałem dłonią włosy, mierzwiąc je jeszcze bardziej... Wyjąłem katany zza pasa na plecach i bezmyślnie patrzyłem na umazane krwią klingi... Nawet nie zauważyłem, jak wypuściłem z płuc długo wstrzymywane powietrze... Nawet nie wiedziałem, że je wstrzymuje... Teraz dotarło do mnie, że zabiłem... Nie robiłem tego po raz pierwszy, ale nigdy nie pragnąłem tego tak bardzo, jak dziś... Kiedy widziałem Rose, wyrywającą się w ich uścisku, bariera samokontroli, którą budowałem przez te wszystkie lata pękła, pokazując mrok, który w sobie noszę, a z którym nadal staram się walczyć... Rzuciłem miecze na podłogę ze wstrętem i przymknąłem oczy, próbując się uspokoić... Moje serce biło mocno, a jego uderzenia rozlewały gorycz po całym ciele... Najgorsza była jednak świadomość, że to będzie musiało się powtórzyć, abyśmy mogli mówić o wolności... Ktoś będzie musiał nosić to brzemię na swoich ramionach i tym kimś muszę być ja... Mam nadzieję, że będę na tyle silny, aby to wytrzymać... Usłyszałem skrzypnięcie drzwi i niepewną Razie wchodzącą do pokoju... Nie odezwałem się, tylko patrzyłem, jak siada obok mnie... Czułem, że walczy ze sobą, jakby nie wiedziała od czego i czy powinna zacząć rozmowę... Nie zamierzałem jej tego ułatwiać...

- Słyszałam o sukcesie – powiedziała niepewnie, patrząc z lękiem na zakrwawione miecze... Wbrew woli poczułem ukłucie w sercu na świadomość, że się mnie boi... Nie jestem przecież potworem, prawda? – byłeś niesamowity... – szepnęła, przenosząc na mnie wzrok. Jej piękne szmaragdowe oczy błyszczały jak diamenty i wpatrywały się we mnie z czułością i żarem... W pierwszym odruchu byłem pewny, że źle to zinterpretowałem... Nikt nie patrzył na mnie w ten sposób od kilku ładnych lat... 

- Jesteś ranny – rzekła zatroskana, wyrywając mnie z zamyślenia z lekkim strachem patrząc na moje prawe ramię... 

- Przy tym zamieszaniu musiałem nie zauważyć – odparłem, dopiero teraz dostrzegając małą ranę postrzałową... Ciepły dreszcz pożądania wstrząsnął moje ciało, kiedy jej delikatna dłoń muskała krwawiącą ranę... Jej ruch był  na tyle szybki, że ledwo zarejestrowałem fakt, jak wyciąga z kieszeni białą chustę... Delikatnym ruchem obwiązała materiał wokół ramienia, jakby bała się, że może mnie bardziej uszkodzić... Patrzyłem, jak w transie na ruchy jej dłoni, na zmarszczone w skupieniu brwi, na zagryzaną wargę... W głębi duszy modliłem się o to, by dotknęła mnie jeszcze raz, choć przypadkowo... Wbrew woli pragnąłem więcej... Pragnąłem mieć ją jak najbliżej siebie i nigdy nie opuszczać zbyt daleko... W tej krótkiej chwili czułem, jakbym miał szansę, by wygrać moją własną, wewnętrzną batalię z dręczącymi mnie demonami... Czułem, że się uzależniam... 

- Bardzo boli? - spytała głosem pełnym troski... Głosem anioła, którego mógłbym słuchać godzinami... 

- Nie dbam o to – rzekłem ciepłym, zmysłowym głosem, choć byłem przekonany, że już tak nie potrafię... Na jej policzkach pojawiły się czerwone plamy, które jeszcze bardziej wznieciły we mnie płomień... Nim zdążyła coś jeszcze powiedzieć, złożyłem na jej ustach delikatny, acz żarliwy pocałunek... Odsuwałem się powoli, dając jej wybór... Zawsze może uciec... Przez ułamek sekundy czułem się, jakbym zdradził moją słodką Rose, ale moje obawy zostały rozwiane przez jej dłonie w moich włosach i łapczywe wargi... Całowała z pasją i żarem, uwodziła mnie, a ja prowadziłem ją, smakowałem jej zmysłowe usta... Posadziłem ją okrakiem na swoich kolanach i włożyłem dłonie pod materiał jej bluzki, błądząc po nagiej skórze pleców i ramion... Skóra w dotyku była miękka i gładka, niczym aksamit... Westchnęła z rozkoszy, delikatnie odsuwając do tyłu głowę, by dać mi lepszy dostęp... Nie potrzebowałem lepszej zachęty... Zdjąłem jej t-shirt, niedbale odrzucając go na bok... Nawet nie zastanawiałem się, gdzie mógł wylądować...  Poczułem, jak jej dłonie niezdarnie próbują odpiąć guziki mojej koszuli...  Bez namysłu splotłem nasze palce i jednym, silnym szarpnięciem spowodowałem, że reszta guzików poturlała się po podłodze... Elektryczny impuls przeszedł wzdłuż kręgosłupa, kiedy poczułem jej rozgrzane ciało, tak blisko mojego... Kiedy w całym tym chaosie rozedrganych, pragnących uwagi ciał, nasze spojrzenia się spotkały, wtedy byłem w stanie uwierzyć w magię... W jej szmaragdowych oczach lśniły tak silne i intensywne uczucia, jakby dopiero je odkrywała... Żar, pożądanie i ufność, to tylko kilka z nich... Ze wszystkich sił starałem się je odwzajemniać... Kiedy całowałem puls na jej szyi, delikatnie podgryzając każdy milimetr jej skóry, przestałem myśleć i analizować, czy to, co robię jest słuszne... W tamtej chwili puściły wszelkie hamulce... Z jej ust wydobywały się ciche jęki, które łączyły się z moimi cichymi pomrukami... Położyłem dłonie płasko na placach i odwracając się delikatnie, ułożyłem ją na łóżku... Zawisłem nad jej cudownym ciałem, czując się, jak zwycięzca.. Składałem gorące pocałunki na jej dekolcie i schodziłem niżej, aż do brzucha... Jęczała, wyginając ciało w moją stronę... Pragnęła mnie i to było dobre... Czułem, jakby zmywała ze minie część grzechów... Nie potrafiłem się już powstrzymać i zacząłem rozpinać guziki jej spodni. Po raz pierwszy w życiu chciałem całkowicie się komuś oddać...  Zgodnie uniosła biodra, pozwalając mi zsunąć materiał z jej cudownych, zgrabnych ud... Błądziłem dłońmi po ich wewnętrznej stronie, niczym narkoman na głodzie... Dłonie mi drżały... Nim się obejrzałem, zostałem w samych bokserkach... Nawet nie zorientowałem się, jak zdołała to zrobić... Uśmiechnąłem się lekko na widok jej zaczerwienionej od nadmiaru emocji twarzy... W tym wydaniu wyglądała jeszcze piękniej... Masowałem delikatnie jej kobiecość przez materiał bielizny... Gwałtownie wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby, zaskoczona nagłą falą rozkoszy... Powoli zsuwałem jej dolną część garderoby, kiedy zauważyłem, że zaczyna się rozluźniać... 

- Leo przestań – poczułem jej dłonie na piersi, które próbowały mnie odepchnąć i zawstydzony szept... Zaprzestałem czynności i odsunąłem się tak, by spojrzeć w jej zaszklone od łez, piękne oczy... 

- Zrobiłem coś nie tak? - spytałem, kiedy pojedyncza łza spłynęła po jej policzku... Starłem kciukiem słoną kroplę, a ona wtuliła twarz w moją dłoń przymykając oczy. Przyznam trochę spanikowałem, ale nie dałem tego po sobie poznać... Chyba nieco się pospieszyłem... Nie chciałem nawet myśleć, że teraz mógłbym ją stracić... 

- Nie mam najlepszych wspomnień – westchnęła siadając... Przyciągnęła kolana pod brodę, obejmując się ramionami, jakby chciała się odgrodzić od całego świata i ode mnie... Zabolało... Odsunąłem się więc nieco, by dać jej komfortową przestrzeń...

- Opowiedz mi – szepnąłem miękko, chcąc dać jej znak, że ją wspieram... 

- Kiedy miałam dziesięć lat, mój ojciec wysłał mnie do wuja, który prowadził coś na kształt haremu... – nie umiała spojrzeć mi w oczy, a jej głos niebezpiecznie się łamał – wykorzystywał mnie i kilka dziewczynek seksualnie – jej głos schodził do szeptu, a po policzku spłynęła jeszcze jedna łza... Nie musiała mówić nic więcej... Rozumiałem wszystko aż nazbyt dobrze... Przypomniała mi się moja Rose... W podartych ubraniach, drobnym, wymęczonym ciałem i zapłakaną twarzą... Nikt jej w tedy nie obronił, nikt przy niej nie był. Nawet ja... Choć z uporem maniaka próbowałem dostać się do środka. Mimo wszystko wiedziałem, że została z tym kompletnie sama... Świadomość, że nic nie zrobiłem, że zareagowałem za późno, nie daje mi spokoju do dziś... Miałem teraz szansę to zmienić...

- Do dziś boję się relacji z mężczyznami – schowała twarz w dłoniach... Wydawała się teraz tak krucha, że wystarczyło jedno słowo, by rozpadła się jak cienka tafla szkła... Musiałem coś zrobić, zanim stracę i ją... 

- Połóż się obok mnie – rzekłem ciepło, nie chcąc jej teraz zranić... Uśmiechnęła się smutno i ułożyła wygodnie, wtulona w moje ramiona... Ucałowałem ją w czubek głowy i przykryłem nas oboje kołdrą... Głaskałem ją uspokajająco po ramieniu, czekając cierpliwie, aż zaśnie... Czułem się kimś ważnym, kiedy zwierzyła mi się z czegoś, czego na pewno nie powiedziała nikomu innemu... Czułem się dumny z tego, że mi ufała... Musiałem ją chronić, jestem jej to winien... 









RebelianciUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum