Nathan

Kierowałem się w stronę pokoju Willa. Nie w jakieś ważnej sprawie, chciałem go po prostu zobaczyć, porozmawiać, tak jak zwykle... Lecz jak można rozmawiać z kimś, o kim nie potrafię przestać myśleć? Kiedy każde przelotne spojrzenie wzbudza uśmiech, każde słowo wywołuje szybsze bicie serca, a dotyk, nawet ten przypadkowy niechciane rumieńce... Czasem nie wiem jak mam się przy nim zachować, żeby się nie zdradzić... Czasami nie wiem, co robić, choć w głowie mam pełno pomysłów, których przecież nie mogę zrealizować... Najbardziej jednak boli mnie to, że muszę patrzeć na jego płomienne spojrzenia kierowane w stronę Sophie, która jest moją najlepszą przyjaciółką... Choć chcę ich szczęścia, jak niczego innego, to świadomość tego, że nigdy nie będę miał chociaż cienia szansy, niemiłosiernie boli... Nagle moje rozmyślania przerywa koniec trasy... Z lekkim zdenerwowaniem pukam do drzwi. Po chwili wychodzi przez nie Will w spranych, szarych dresach, odpiętej do płowy, białej koszuli i rozczochranych włosach...Przegryzłem wargę, żeby się skupić, choć taki widok niezmiernie mnie dekoncentruje... Najchętniej stałbym tak całą wieczność i po prostu wgapiał się w ten cholerny ideał...

 - Wejdź do środka – przywitał mnie z uśmiechem i zniknął za drzwiami. Wszedłem, zamykając je za sobą... Pokój, jak każdy inny był ubogi. Zostało w nim tylko to, co jeszcze nadaje się do użycia, czyli stara szafa i łóżko... Stare okno z zardzewiałą ramą patrzyło na wszystko posępnie...

Siadaj – oznajmił, poklepując miejsce obok siebie... Zrobiłem to, o co poprosił, starając się zachować w swoich ruchach jak najwięcej swobody... 

- To co cię do mnie sprowadza? - spytał z lekkim uśmiechem, wygodniej moszcząc się na łóżku... Jego zapach, bliskość i barwa głosu były wręcz obezwładniające... Spuściłem wzrok na swoje dłonie, żeby niczego nie zaczął się domyślać... Zawsze, kiedy zostawałem z nim sam na sam, wariowałem i przeklinałem się powoli w myślach, że w ogóle wpadłem na taki pomysł... Musiałem w końcu coś powiedzieć, bo coraz dłuższe milczenie powoli zaczynało ciążyć, więc zebrałem się na najbardziej idiotyczną odpowiedź na świecie...

- Zwariowany dzień co? - starałem się, aby głos mi nie drżał i chyba mi się to udało, bo Will odpowiedział bez zastanowienia...

- Nowi ludzie, to spory sukces – w jego głosie,  jak zwykle brzmiał entuzjazm, ale ja jak zwykle miałem wątpliwości...

- Leo nie wydawał się być tym zachwycony – stwierdziłem, przypominając sobie jego pełne złości spojrzenie...

- Jest strasznie nieufny, jeśli chodzi o obcych – odpowiedział, poważniejąc... Kiwnąłem głową na znak zrozumienia, uporczywie wpatrując się w podłogę. Nie wiem czemu, ale nie miałem odwagi spojrzeć mu w oczy... Miałem wrażenie, że jeżeli to zrobię, Will doszuka się prawdy...

 - Stało się coś? - spytał z troską, kładąc mi rękę na ramieniu... Moje serce na chwilę przestało bić i w panice odpowiedziałem coś, czego nie zdążyłem nawet przemyśleć....

- Chodzi o tę dziewczynę... – wypaliłem, zanim zdążyłem ugryźć się w język... Nie musiałem długo czekać na to, aż Will podchwyci haczyk...

- Wpadła ci w oko – szturchnął mnie z konspiracyjnym uśmiechem na ustach... Mimo woli na moje policzki wkradł się rumieniec, jednak z zupełnie innego powodu, ale chłopakawi wystarczyło to za odpowiedź...

- Wcale nie ja... – zaprzeczyłem, a on dalej kontynuował, jakby zupełnie niezrażony moją odpowiedzią... Wiedziałem już, że jestem na przegranej pozycji...

- Przyznaj się... – dodał, z uśmiechem niemal od ucha do ucha... Westchnąłem wiedząc, że ta rozmowa dalej nie ma sensu i odpowiedziałem dobitnie.

- Wyglądała, jakby nie była do końca obecna, jakby nie była sobą, zauważyłeś?... – spytałem, bo chyba tylko ja spostrzegłem jej dość nietypowe zachowanie... Dopiero teraz odważyłem się na niego spojrzeć... William w końcu przestał szczerzyć się jak głupi do sera i zamyślił się...W bladej poświacie księżyca wyglądał bardzo pociągająco... W myślach wymierzyłem sobie policzek... Nie teraz Nathan, skup się... Westchnąłem cicho, by odgonić od siebie rozpraszające obrazy...

- Leo każdego potrafi przestraszyć – odparł po zadumie. Na chwilę nasze spojrzenia się spotkały i wszystko zamarło, przerywane jedynie szmerem naszych oddechów... Nasze sylwetki skąpane były w półmroku. Nawet nie zauważyłem, kiedy zaczęliśmy się do siebie przybliżać... Gdzieś z tyłu głowy majaczył mi głos zdrowego rozsądku, ale został on skutecznie tłumiony, przez zbyt intensywne doznania...

 - On zawsze musi taki być? - szepnąłem, jak w transie, zaledwie kilka centymetrów od jego twarzy...

- Czasem ciężko jest go rozszyfrować – rozchylił wargi, a jego oddech owiał moją skórę... Po moim ciele przeszły ciarki... Był tak blisko... tak blisko... Jednak zdrowy rozsądek dał o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie... Zerwałem się na równe nogi, przylegając plecami do drzwi i zostawiając Willa w dość nietypowej pozycji... Patrzył na mnie z niepokojem, ale nie odzywał się...

- Ja... muszę już iść – rzekłem na jednym wdechu i wybiegłem na zewnątrz...

Rzuciłem się na łóżko w chwili, kiedy znalazłem się we własnym pokoju... Serce waliło mi jak młotem, a na skórze ciągle czułem jego oddech... Prawie by mnie pocałował, myślałem gorączkowo, a jakaś część umysłu pytała po co uciekłem, skoro tego chciałem...Znalazłem trzy warianty: nie chciałem ranić Sophie, spanikowałem i Will nie do końca wiedział, co robi... Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłem... Z moich ust wydobył się stłumiony przez poduszkę, pełen frustracji krzyk. Jak ja mu teraz spojrzę w oczy?













RebelianciWhere stories live. Discover now