Piekło

796 33 4
                                    

Dom powinien być rajem. Powinien być ostoją bezpieczeństwa i spokoju.Dom to miejsce, do którego się wraca po męczącym dniu, zdejmuje niewygodne buty i odpoczywa na kanapie z lampką wina i ukochaną osobą przy boku. Taki właśnie dom sobie wyobrażałam i marzyłam, że taki stworzę, gdy założę rodzinę. Dziś mam zupełnie inny obraz domu.Nie ma w nim miejsca na radość i śmiech. Nie ma w nim spokoju, poczucia bezpieczeństwa, miłości i zaufania. Nie znajdzie się w nim swobody myśli i zachowania. Każdy krok musi być idealnie zaplanowany, a każde słowo dobrze przemyślane, zanim wypłynie z ust. Mój dom to nieustanne uczucie strachu przed tym, co przyniesie kolejna minuta w nim spędzona. To moje prywatne piekło, z którego nie potrafię się uwolnić. Im bardziej się staram, by był taki jak z moich marzeń, tym gorzej to wychodzi. Wieczorem boję się zasypiać, bo nie wiem co przyniesie noc, a rankiem czuję obawę przed nadchodzącym dniem i tym co mnie znów spotka. Czasami wolałabym się już nigdy nie obudzić. Nie przeżywać wciąż na nowo wszystkich tych strasznych zdarzeń, które coraz bardziej mnie osłabiają. Niestety jestem jak bumerang, którego nie wiadomo jak daleko się wyrzuci, wciąż wraca do swojego właściciela. Podobnie było ze mną. Sponiewierana, zdeptana, zniszczona, zawsze wracałam z wiarą, że dziś będzie inaczej.Że tym razem nie dam się zranić,  będę silna i stanę do walki.

Niestety tym razem też wróciłam. Nie wiem dlaczego. Może to z powodu czekającego na mnie dwulatka, któremu dałam życie? Może z powodu Roberta, którego gdzieś w głębi serca wciąż kochałam i wierzyłam w skrytości serca, że się zmieni i znów będzie taki jak wtedy, gdy go poznałam i pokochałam? Może nie miałam dokąd wrócić, oddalona od swoich bliskich dziesiątki kilometrów, bez pieniędzy i przyszłości? A może po prostu bałam się wydorośleć i wziąć się za swoje życie, niezdolna podejmować samodzielnie najprostszej nawet decyzji? Dziś mogłam to wszystko przerwać. Mogłam zakończyć gehennę, którą przeżywałam niemal każdego dnia. I co? Znów stchórzyłam i pozwoliłam się dalej niszczyć. 

Weszłam do domu tak cicho, że nawet mysz robi więcej hałasu, marząc tylko o tym by szybko zasnąć. Kyle spał spokojnie w swoim pokoju, zupełnie tak jak go zostawiłam. Niestety z Robertem nie miałam tyle szczęścia. Kiedy zajrzałam do salonu już go tam nie było. Poczułam jak moje serce przyspieszyło przynajmniej dziesięciokrotnie, aż dudniło mi w uszach. Istniała jeszcze możliwość, że spał w naszej sypialni i z tą myślą poszłam najpierw do łazienki. Musiałam zmyć z siebie wydarzenia ostatnich kilku godzin, moje łzy i pot, który zrosił moje ciało, gdy stojąc na moście,  mimo to bałam się skoczyć. Przede wszystkim zaś musiałam zmyć jego zapach. Czułam go na sobie cały czas, jakby przesiąknął przez moją skórę, trwale się w niej  zaznaczając. Wciąż widziałam przed oczami głębię jego granatowego spojrzenia i czułość jaką w nim dostrzegłam. Czułam dotyk jego silnych ramion, którymi mnie obejmował tak długo, aż moje ciało przestało drżeć. Ciepło jakie od niego biło dawało ułudę spokoju i bezpieczeństwa, tak bardzo mi potrzebnego. Nawet gdy wślizgnęłam się pod kołdrę, kładąc na samym brzegu łóżka jak najdalej od śpiącego męża, ciągle rozpamiętywałam spotkanie z Jack'iem.

Nagle poczułam ruch za swoimi plecami i w jednej sekundzie Robert przyciągnął mnie do siebie, opierając brodę na moim ramieniu. 

-Jesteś strasznie zimna. - Stwierdził z wyrzutem, masując moją rękę.- Gdzie byłaś?

-Nigdzie.- Skłamałam, czując jak serce podchodzi mi do gardła.- Byłam tylko zobaczyć czy Kyle śpi.

-Naprawdę?- był złowieszczo spokojny, taki którego najbardziej się obawiałam.Nigdy nie wiedziałam kiedy zaatakuje i z jakiego powodu. -Byłem u niego zanim wszedłem do sypialni i nie było cię przy nim.

-Może akurat byłam w kuchni? Wydawało mi się że coś słyszę i chciałam wyjrzeć na ogród.- Odparłam najspokojniej jak tylko potrafiłam, modląc się w duchu by nie wyczuł, jak bardzo drżał mi głos.

W skrytości sercaWhere stories live. Discover now