Odrodzenie

387 16 0
                                    

   -Pamiętasz wschód słońca? Pamiętasz jak pięknie wygląda wtedy niebo? Czy nie marzysz, by twoje życie stało się równie piękne jak jego wschodzący blask? Razem możemy to osiągnąć. Razem pokonamy ciemność i jeszcze kiedyś dla nas także zaświeci słońce.

 W uszach wciąż słyszałam jego głos, kiedy zapłakana siedziałam na łóżku i czułam, że całkowicie przegrałam swoje życie. Tylko on dał mi światełko, że mój los się odmieni, lecz niestety i ono szybko zgasło, pozostawiając w moim sercu bezdenną pustkę.Jak mogłam być tak głupia i łatwowierna? Jak mogłam mu zaufać, kiedy wszystko skończyło się wraz z jego śmiercią? 

A teraz pozostało mi tylko jedno. Albo przeciwstawię się ciemności i zawalczę o siebie, albo pozwolę by mnie całkowicie wchłonęła i zniszczę w sobie wszystko to, co przez lata budowałam i w co wierzyłam. Tylko, że jak miałam wierzyć, skoro wszystko przypominało mi o tym, że już nic się dla mnie nie liczyło? Oczywiście oprócz mojego synka,choć i jego pojawienie się na świecie wywołało skrajne emocje, bowiem był dla mnie zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem? Błogosławieństwem, albowiem zawsze chciałam mieć dziecko. W końcu jaka dziewczyna nie marzy o tym by założyć rodzinę, mieć dzieci i żyć długo i szczęśliwie? No chyba mało takich na świecie, a na pewno ja nie zaliczałam się do tego nielicznego grona. Moim pragnieniem zawsze było mieć pełną rodzinę z dwójką, a nawet trójką dzieci, gdzie miłość, szacunek i zrozumienie są priorytetową sprawą. Ale jego przyjście na świat oznaczało także przekleństwo, gdyż pojawił się w naszej rodzinie zbyt wcześnie, a może nawet w ogóle nie powinno go być? Bo jak później zdążyłam zauważyć, Rob miał zupełnie inne plany wobec mnie i na pewno nie wiązały się one z posiadaniem dziecka. Niestety, od pojawienia się Kyle'a na świecie, Robert stał się bardzo nerwowy, zaczął dużo pić, imprezować i wyładowywać nerwy  na najsłabszym ogniwie, którym rzecz jasna byłam ja. Zawsze pod ręką, zawsze bezbronna i co najgorsze, zawsze wybaczająca choćby najmniejsze jego przewinienie.

Za każdym razem, gdy mnie katował biciem i okrutnymi wyzwiskami, wciąż mu wybaczałam. Nawet teraz nie potrafiłam całkowicie go znienawidzić. Nazwał mnie suką. Poniżył do stopnia zwierzęcia, zlekceważył moje uczucia i zdeptał moją godność. Ja jednak wciąż, gdzieś tam w głębi swego popieprzonego serducha czułam, że go kocham i że to właśnie jemu oddałam swoje życie, jemu poświęciłam swój los. Wylewając z siebie morze łez, próbowałam go bronić, bo przecież widziałam jak ostatnio starał się zmienić. Sama przed sobą tłumaczyłam jego zachowanie, że może tylko się zdenerwował, bo był zmęczony i wcale nie chciał mi tego powiedzieć, a teraz pewnie wszystkiego żałuje. Niestety nawet ja w to nie wierzyłam. Chociaż pragnęłam ze wszystkich sił mu zaufać, każda komórka w mym ciele krzyczała, bym tego nie robiła. Ludzie się  nie zmieniają. Stają się dobrzy tylko wtedy jeśli mają w tym swój ukryty cel, usypiają naszą czujność, by ponownie niespodziewanie wybuchnąć niczym bomba atomowa, zostawiając po sobie ogromną wyrwę w sercu, ból i opustoszenie.

Ściskałam w ramionach sukienkę którą kazał mi włożyć tak długo, aż cała pogięta i mokra od moich łez zupełnie nie nadawała się do założenia. I dobrze- pomyślałam z goryczą przełykając głośno ślinę. Niech wie, że nie jestem jego niewolnicą. Nie jestem jedną z tych porwanych dziewcząt, które błagają go o każdy oddech. Będę silna. Dla nich. Dla Kyle'a. Nawet dla Jack'a, bo pozwolił mi uwierzyć w siebie. Stał się moim aniołem i pomimo, że go nie widziałam, w dziwny sposób wciąż odczuwałam jego obecność, jakby naprawdę otaczał mnie skrzydłami swojej opieki. Nagle, wciąż przepełniona gniewem i żalem zauważyłam w szafie błysk czarnego jedwabiu i już wiedziałam, co na siebie założę. I nie dla Robert'a. Nawet nie dla Jack'a. Po prostu dla siebie, bo ta sukienka, była dla mnie przypomnieniem straconych lat. To w niej Robert zobaczył mnie po raz pierwszy. To ona sprawiła, że oszalał na moim punkcie i od tamtej chwili należałam tylko do niego, nawet jeśli sama jeszcze tego nie wiedziałam. Powinnam była ją spalić, zniszczyć jak wszystko, co sprawiało, że żyłam przeszłością. Jej jednak nie potrafiłam. Była dla mnie jak druga skóra i zakładając ją, znów poczułam się o kilka lat młodsza, wolna, niezależna, wygadana, pewna siebie i cholernie, ale to cholernie seksowna.

W skrytości sercaWhere stories live. Discover now