JACK

476 12 1
                                    

Nie wiem co było w tej dziewczynie. Może to ta jej kruchość i delikatność tak na mnie wpłynęła? Może fakt, że od dawna otaczały mnie puste lale ze sztucznymi cyckami i rybimi ustami sprawił, że naturalnie piękna pani Cavendish tak zawładnęła moim umysłem, iż nie potrafiłem myśleć o nikim innym? A może ten jej bezgraniczny smutek w pięknych zielonych oczach zmuszał mnie bym stał się jej rycerzem, jej aniołem stróżem, który miał za cel chronienie jej za wszelką cenę? Cokolwiek by to było, czułem, że bez niej moje życie już nigdy nie będzie takie samo. Miałem tą cholerną świadomość, że swoją natarczywością ściągam na nas oboje ogromne niebezpieczeństwo, ale nie wyobrażałem sobie bym mógł ją teraz zostawić i już nigdy nie widzieć jej anielskiej twarzy, nie czuć słodkiego zapachu, nie słyszeć głosu, który bym mi niczym najpiękniejsza melodia świata. Choć ryzykowałem życiem, Nadia warta była największego poświęcenia.

-Jack, co ty tu robisz? - Zapytała z oszołomieniem na tej swojej pięknej twarzy, kiedy wreszcie oderwałem usta od jej słodkich warg i starając się odzyskać oddech, opuściłem powieki i oparłem czoło o jej czoło. Stanowczo zbyt długo nie miałem jej w swoich ramionach i za żadne skarby nie miałem zamiaru dłużej marnować tej okazji. Pragnąłem jak najdłużej napawać się jej bliskością, słodkim, kwiatowym zapachem jej gładkiego jak jedwab ciała i ciepła, które dawało mi niesamowite poczucie bezpieczeństwa i spokoju, chociaż wiedziałem, że te dwa pojęcia w naszym przypadku nijak się miały do rzeczywistości. A jednak, pomimo niebezpieczeństwa jakie nad nami wisiało, tylko będąc z Nadią czułem, że znalazłem swoje miejsce na ziemi i nic ani nikt nie był w stanie mnie od tego odwieść. Uczucie jakie mnie napełniło gdy tylko ją zobaczyłem, było niczym grom z jasnego nieba, spadło na mnie nagle, w najmniej oczekiwanej chwili i zasiało spustoszenie w moim sercu, całkowicie mnie obezwładniając. Byłem więźniem miłości Nadii Cavendish, skazanym na dożywocie bez prawa do warunkowego zwolnienia. 

-Jack? -Ponownie zwróciła się do mnie po imieniu, aż przeszły mnie dreszcze na ten troskliwy ton jakim wypowiadała moje imię i zacząłem się zastanawiać, od kiedy stałem się taki sentymentalny. 

-Bałem się, że coś ci się może stać. -Odparłem zgodnie z prawdą i mocno ją przytuliłem, zakleszczając w swoich ramionach niczym bezbronne dziecko.

- I byłeś tutaj przez całą noc? - Oparła dłonie na mojej klatce i odsunęła się lekko ode mnie, patrząc mi sceptycznie prosto w oczy. Chyba z początku nie wierzyła moim słowom, ale gdy tylko powiodła oczami po mojej sylwetce, wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił. Powiedziałbym nawet, że dojrzałem w jej wzroku współczucie, co było zupełnie irracjonalne w jej sytuacji, bo to przecież to jej życie było zagrożone, nie moje. Mimo to miała w sobie ten dziwny dar zamartwiania się o drugą osobę, jakby jej problemy w ogóle nic nie znaczyły. Z każdym dniem, im bardziej ją poznawałem, byłem coraz bardziej zafascynowany jej wielkim sercem i poświęceniem, choć równie mocno mnie to złościło. No bo jak można znosić tyle cierpienia i pozwalać na takie okrucieństwo? Nie wiedziałem, czy była aż tak odważna, czy naiwna, lecz mimo to pragnąłem każdej cząstki jej ciała, aż momentami bolało. Kurewsko bolało.

 -Jakoś tak nie mogłem zasnąć. A że nie miałem nic innego do roboty to pomyślałem, że posiedzę sobie w samochodzie i poczekam do świtu, aż wyjdziesz z domu boso, w tej niezwykle seksownej koszulce, bez bielizny pod spodem, bo mój samczy instynkt podpowiada mi że tak właśnie jest i już na samą myśl o tym tracę wszelkie zmysły- mruknąłem wprost do jej ucha, składając na jej pulsującej żyle przeciągły pocałunek, lekko ją przygryzając, aż usłyszałem cichy jęk wydobywający się z jej gardła. 

-Twój samczy instynkt chyba cię już zawodzi, pewnie z racji starzenia się, bo do najmłodszych już nie należysz. - Zadrwiła pomiędzy urywanym oddechem, starając się nie okazywać jak bardzo działają na nią moje pieszczoty. -Jak widzisz...nic mi nie jest. W odróżnieniu od ciebie... Wyglądasz tragicznie.

W skrytości sercaWhere stories live. Discover now