Jack

517 25 1
                                    

Kurwa. Myślałem, że wiem o tej kobiecie wszystko. Ale była jak wulkan, nieokiełznana i niezdobyta, broniąca się przed każdym moim gestem, przed każdą podjętą przeze mnie decyzją. Kiedy ja zdecydowałem, że jej pomogę, że będę blisko niej, w razie gdyby mnie potrzebowała, ona odwracała się ode mnie jeszcze bardziej. Czemu tak usilnie starała się mnie od siebie odsunąć? Czemu broniła się przede mną bardziej niż przed tym skurwielem, swoim mężem? Wulkan, to było najodpowiedniejsze określenie jej osoby. Nie wiedziałem kiedy wybuchnie i jakie będą tego skutki, ale czułem, że nie mogę już odpuścić. Nie potrafiłem zawrócić, zostawić jej samej i udawać że nic się nie stało. Już raz to zrobiłem, dawno temu i przez długie lata przyszło mi tego żałować. Nikt, ani Tom, ani Meredith nie byli w stanie wyperswadować mi tego z głowy. Nie byłem głupi. Wiedziałem przecież, że Nadia to nie Rosalinda. Wiedziałem, ze były dwiema różnymi postaciami w moim popieprzonym życiu. Były niczym woda i ogień. Jak wschód i zachód słońca. Obie znaczyły dla mnie bardzo wiele, choć na różny sposób. Jedna była niebem, a druga piekłem , z którego do dziś nie potrafiłem się wydostać. Zdawałem sobie sprawę, że mieszam w życiu Nadii, ale pamięć o Rose i o zaniedbaniach wobec niej nie pozwalały mi spokojnie odejść i udawać, że nigdy nie znałem pięknej Nadii Cavendish. Z początku zachwyciła mnie jej uroda. Była średniego wzrostu, jakieś 165 centymetrów, szczupła o cudownie zaokrąglonych szerokich biodrach, fascynującym wcięciu w talii i uwodzicielskim jędrnym biuście. Miała ciemne, gęste i lekko falowane włosy, które w porównaniu z bladą cerą przywodziły mi na myśl Królową Śniegu, zimną i nieugiętą na zewnątrz, w środku jednak gorącą i niszczycielską niczym wrząca lawa. Ale najbardziej co mnie w niej zachwyciło to jej oczy. Szmaragdowe, przejrzyste źrenice, otoczone długimi, czarnymi rzęsami, które wwiercały mi się w duszę za każdym razem gdy na mnie patrzyła. Jej oczy były niczym głębokie, górskie jezioro, dzikie i nieujarzmione, wiodące za sobą obietnicę ekstremalnych przeżyć i rozkoszy. Na samą myśl o niej, aż zaciskałem pięści, żeby się jakoś pozbierać.

Westchnąłem głęboko, jakbym zrzucał z siebie ogromny ciężar i  wyszedłem z sali w której leżała dziewczyna, by pozwolić jej w samotności nacieszyć się spotkaniem z synkiem. Musiałem pozbierać myśli, bo w tamtej chwili czułem, że emocje wprost mnie rozsadzały. Kurwa, pragnąłem tej dziewczyny jak mało której. Nie tylko dlatego, że była piękna. Piękniejsze od niej przewijały się przez moje łóżko. Nie dlatego, że była mądra i inteligentna. Nie jedna dobrze wykształcona kobieta, czy to pani prokurator, czy też lekarka, lądowały w łóżku ze mną. Nadia byłą po prostu wyjątkowa. Namiętna, tajemnicza i nieziemsko zmysłowa, przy tym niewyobrażalnie ufna i wrażliwa. Ktoś kto potrafił samym tylko uwodzicielskim spojrzeniem rozpalić faceta do kresu wytrzymałości, a przy tym był zupełnie tego nieświadomy, stanowił wielkie zagrożenie nie tylko dla siebie, lecz także dla drugiej osoby, a w tym przypadku tym kimś byłem ja. Ja pierdolę, co ze mnie za facet, że nagle zacząłem być taki uczuciowy? Owszem, odkąd zostałem strażakiem, otoczonym kuratelą Toma Sevilla, zacząłem inaczej patrzeć na otaczający mnie świat, ale nie myślałem , że jakaś udręczona lalunia wywrze na mnie aż tak wielkie wrażenie. Co z tego, że była piękna i zmysłowa, kiedy wciąż przed oczami miałem jej poranione pośladki? Nie potrafiłem wymazać z pamięci widoku jej jędrnej pupy, tak straszliwie okaleczonej. A ona go jeszcze broniła. Poczułem wściekłość, która spowiła każdy fragment mojej komórki, zalewając moje organy mieszanką  nienawiści i współczucia. Walnąłem pięścią w ścianę tuż obok drzwi do sali w której leżała Nadia, czując jak przez moje knykcie przepływa zbawczy, oczyszczający ból. Tak , tego właśnie teraz potrzebowałem. Rozładować emocje walcząc, bijąc, zadając cierpienie swojemu obolałemu ciału, aż ogień bólu strawi także moją duszę. Miałem w sobie niemalże zwierzęcą wolę walki, chęć by rozpierdolić  gębę Cavendisha na miliony drobnych kawałków, aż rozsadzała mnie od środka.  Nie rozumiałem jak mogła bronić tego skurwiela? Przecież wystarczyło jedno słowo, a facet błagałby o przebaczenie i to na kolanach. 

W skrytości sercaWhere stories live. Discover now