Jack

498 25 0
                                    

Nie potrafiłem oderwać wzroku od Nadii. Ta dziewczyna całkowicie opętała wszystkie moje zmysły, niczym diablica wiodąca na pokuszenie najgorliwszego z wiernych. W tej swojej białej sukience w pieprzone różowe kwiatki wyglądała kurewsko dziewczęco i ponętnie, że całkowicie straciłem dla niej rozum. Nie musiała pokazywać cycków ani odsłaniać tyłka zbyt krótką sukienką, żeby sprawić, że w moich spodniach zrobiło się ciasno. Sam jej naturalny wygląd wystarczył, by natychmiast zwróciła uwagę wszystkich facetów na przyjęciu u Seville'ów. Nie wiedziałem czy była to zasługa jej mężusia, który nie pozwolił się jej zbytnio malować, czy sama lubiła jak najbardziej naturalny wygląd, ale tak szczerze gówno mnie to obchodziło. Najważniejsze, że znów mogłem podziwiać piękną panią Cavendish i nie potrafiłem skupić się na niczym innym. Dlatego gdy tylko ta mała trzpiotka Jackie mnie zawołała, z chęcią podszedłem do jej rodziców i państwa Cavendish. Nie byłbym sobą gdybym przy tym nie pokazał swojej prawdziwej natury i na oczach jej męża zacząłem ją uwodzić, w dupie mając wszelkie konsekwencje.Z doświadczenia wiedziałem, że Robert był ślepy na moje gesty, pewnie ciesząc się, że choć przez chwilę uwolni się od swojej małżonki. Dlatego zaproponowałem jej spotkanie, na które z resztą sama chętnie przystała. Trochę mnie tym zawiodła, bo myślałem, że chociaż uda oburzoną moim śmiałym zaproszeniem, a ona tymczasem skinęła głową, że się zgadza. Chciałem ją posiąść jak najszybciej, a mój członek wyprzedzał moje myśli tysiąckrotnie, stając na baczność niczym generał plutonu. Wkurwiła mnie swoimi kłamstwami, jaką to niby jest skrzywdzoną przez los młodą mężatką. Chciałem jej pomóc, tak jak kiedyś nie potrafiłem pomóc Rose i co w zamian dostałem? Uciekła sprzedając mi jakieś bajeczki, że nie chce mnie skrzywdzić. Mnie nikt nie mógł skrzywdzić. Już nie. Byłem panem swojego losu i byle niunia z bogatej rodziny nie mogła tego zmienić. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy idąc do kibla spotkałem ją w kącie korytarza, schowaną za rozłożystym fikusem sięgającym aż do sufitu. Płakała. Kurwa, tak płakała, że jej żałosne jęki poruszyły nawet moje zatwardziałe serce. W jednej sekundzie znalazłem się obok niej, a gdy tylko zapytałem czy wszystko w porządku, rzuciła się w moje ramiona z taką desperacją i smutkiem, że całkiem już niczego nie rozumiałem. Wydawała się być zadowoloną z życia mężatką i matką dwulatka, a tymczasem ściskała moje ramiona rozpaczliwie,  jak wtedy na moście, gdy omal nie skoczyła w ciemną otchłań porywistej rzeki.  Nie mogła udawać. Nie byłaby aż tak zdolną aktorką, by skrywać przede mną te wszystkie emocje, które targały jej duszą.  To co później usłyszałem rozwaliło całkowicie mój system myślenia. I wreszcie odnalazłem w niej dziewczynę z mostu. Wreszcie dostarczyła mi jeden fragment układanki o sobie. Mogła udawać zakochaną i szczęśliwą kobietę, ale ja widziałem w jej oczach prawdę, choć nie do końca byłem pewny, czy chcę dalej brnąć w to bagno. Z każdym nowym elementem układanki upewniałem się, że nie była zwykłą, znudzoną żonką, która zaniedbywana przez męża pragnie wrażeń. Jej życie było dużo bardziej popaprane niż sobie wyobrażałem i nie potrafiłem się już zatrzymać. Nie mogłem zawrócić z krętej ścieżki wiodącej tuż do jej zbolałej duszy i patrzeć obojętnie na dalszy rozwój zdarzeń. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym żyć bez niej, nie poznając jej historii do końca. Nie próbując zrozumieć czemu naprawdę chciała się zabić. 

-Co się stanie, gdy to ja wreszcie cię zdobędę? - Zapytałem wprost w jej usta, nie spodziewając się tak szczerej, płynącej z głębi serca odpowiedzi. 

-Wtedy to będzie koniec świata. 

Zamarłem. Kurwa na kilka sekund zamarłem, bo właśnie to samo czułem, ale wyobrażając sobie życie bez niej. 

-Nie, maleńka. Koniec świata nastąpi gdy cię stracę- odpowiedziałem i wpiłem się w jej drżące usta tak żarliwie, jakbym naprawdę miał nie doczekać jutrzejszego dnia. Czułem, że resztkami sił próbowała jeszcze się bronić, bardziej przed samą sobą niż przede mną, ale zlekceważyłem jej mieszaninę zagubienia i zalewającej ciało fali pożądania, pogłębiając swój pocałunek. Przycisnąłem ją do ściany, uniemożliwiając tym samym jakąkolwiek próbę ucieczki i gasząc wszelkie niewypowiedziane przez nas słowa, pieściłem jej wargi językiem, aż pozwoliła mi się między nie wedrzeć, jęcząc coś na kształt mojego imienia. 

W skrytości sercaWhere stories live. Discover now