Rozdział 19

24 4 0
                                    

,,Każdy człowiek spotykany na naszej drodze nie staje na niej przypadkiem. Niektórzy mieli nas skrzywdzić, a inni uratować. Jeszcze inni mieli robić i jedno, i drugie.

Ania

-Nie martw się babciu.- mówię, przytulając się z nią- Obiecuje ci, że za niedługo tutaj przyjadę i cię odwiedzę.

-Trzymam cię za słowo.- głaszcze mnie po policzku.

Obiecuję...

Głupia obietnicą, której nie udało mi się spełnić. Dlaczego się na nią porwałam? Pewnie dlatego, że nie brałam pod uwagę śmierci. Z resztą, kto by się domyślił, że spotkanie po latach, będzie tym ostatnim. Czasem naprawdę zapominam o tym, jak ludzkie życie jest kruche. Gdybym o tym pamiętała, może byłoby łatwiej? Kogo ja próbuje oszukać. Nie byłoby łatwiej. Na śmierć nigdy nie jest się przygotowanym. Nawet jeśli myśli się inaczej. A kiedy w końcu przychodzi, pochłania wszystko i wszystkich, dla kogo zmarła osoba coś kiedykolwiek znaczyła.

Obiecuję...

Złamałam obietnice. Czy to znaczy, że nie można na mnie polegać, bo nie dotrzymuje słowa? Bo jestem niesłowna?

-Ania- czuje lekkie potrząśnięcie na ramieniu. Kręce głową i spoglądam w górę, prosto w jasnozielone oczy mojego brata.

-Co?- pytam zdezorientowana.

-Odleciałaś gdzieś myślami. I zaczełaś wbijać mi paznokcie w skórę.- mówi, a ja odruchowo odsuwam dłoń z jego ręki.

-Wybacz.

-Nie szkodzi. Znaczy, teraz nie szkodzi. Pewnie za jakiś czas zacznę ci to wypominać.

Patrzę na niego, po czym odwracam głowę w stronę okna w samochodzie. Nawet nie pamiętam, jak się tutaj znalazłam.

-Nie, nie, nie. Tak nie kończymy rozmowy.- oznajmił, odwracając mnie w swoją stronę.- No weź, powiedz coś co mnie choć trochę pocieszy.

Wpatruje się w jego twarz przez dłuższa chwile. Na jego ustach zagościł lekki uśmiech, ale oczy nie tryskają radością.

-Wolę twój naturalny kolor włosów.- informuje, zatrzymując spojrzenie na blond włosach.

-To akurat wiem. Powtarzasz mi to przynajmniej raz w tygodniu.

-No, w tym ci jeszcze tego nie mówiłam.

-Wykorzystałaś limit.

***

-Obiecuję ci, że za niedługo tutaj przyjadę i cię odwiedzę.

Te słowa cały czas pojawiają się w mojej głowie. Przelatują i ciągną za sobą te wszystkie wspomnienia. Zarazem te szczęśliwe- pełne radości, śmiechu i uśmiechu- jak i smutne- chwile płaczu, tęsknoty i bólu. Przez te kilka słów przez moje ciało przelatuje mnóstwo wielorakich uczuć. Od gniewu przez smutek, szczęście, tęsknotę, ból, aż do rozpaczy.

Zaciskam pięści, wbijając sobie paznokcie w wewnętrzną skórę dłoni, powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Przygryzam dolną wargę, ale nawet to nic nie daje, bo po chwili czuje łzy spływające po moich policzkach. Spuszczam głowę w dół i próbuje ukryć to włosami. Choć to raczej normalne, że na pogrzebach się płacze.

Dlaczego, pierwszy raz w życiu, moja pamięć okazuje się niezawodna i pamięta? To jest chyba jeden z tych momentów w życiu, gdzie wypowiedziane słowa bolą bardziej, niż te przemilczane. Nigdy, nie przeszło mi przez myśl, że moje słowa tak szybko się wypełnią. Zamiast odwiedzić ją u niej w domu i przytulić w progu, przyjdzie mi ją odwiedzić na jej własnym pogrzebie. Ostatnim obrazem jej osoby, będzie zimny, martwy człowiek, pozostawiony sam sobie, póki jego ciało nie zamieni się w proch.

Na mszy pogrzebowej przez większość czasu próbuje nieudolnie powstrzymać łzy, które same cisnęły mi się do oczu. Kiedy tutejszy ksiądz, powoli kończy msze, poprzez wyczytanie nazwisk osób, które wpłaciły pieniądze na zmarła osobę, rozglądam się po ludziach zebranych w jednym miejscu. Starsze kobiety trzymają swoich partnerów jedną ręką, a drugą trzymają wzdłuż ciało lub przy twarzy, wraz z chusteczką. Jedni płaczą w samotności, a drudzy próbują się jakoś trzymać. Ja należę do tej drugiej grupy.

Po kilku minutach przychodzi pora na wyjście z Kościoła i udanie się na święte miejsce, którym jest cmentarz. Wstaje z miejsca i poprawiam swoją czarną sukienkę z długim rękawem, po czym idę wolnym krokiem za trumną. Biorę Alexa pod rękę, a on patrzy na mnie smutnym wzrokiem. Wolną ręke kieruje na przyczepioną złota broszkę w kształcie pawia. Symbol między innymi nieskończoności i dostojności.

-Paw jest dostojny sam w sobie. Tak samo jak jeździec, dosiadający swego konia.

Powiedziała mi babcia, kilka lat temu, kiedy odkryłam zawartość prezentu urodzinowego, który od niej dostałam. Przechodzą mnie dreszcze, na wspomnienie jej dotyku na moim ramieniu. Co pewnie wyczuwa Alex, bo przybliża mnie do siebie jeszcze bardziej.

Po drodze mijamy ogromną ilość grobów. Zarówno tych większych, jak i mniejszych. Pewnie to źle, ale niezależnie ode mnie przypomina mi się suchar, który opowiedział nam Alan.

-Co widzi optymista na cmentarzu? Same plusy.

Pamiętam, że wtedy się z tego śmiałyśmy, ale teraz nie jest to dla mnie w żadnym stopniu śmieszne. Zadziwiające, że podczas żałoby pamiętam więcej rzeczy, niż przez całe życie.

Po chwili dochodzimy do miejsca, gdzie moja babcia będzie wiecznie spoczywać. Niektórzy ludzie jeszcze przychodzą, ale ksiądz zaczyna już swoje przemówienie, które gości na każdym pogrzebie. Po skończeniu monologu, grabarze zaczynają zakopywać trumnę. W jednej chwili czuje, jak po moich policzkach zaczynają płynąć łzy, a moim ciałem wstrząsa szloch, który próbuje zdusić. Nie obchodzi mnie to, że ludzie mnie widzą w tragicznym stanie. Część z nich, pewnie nawet się mną nie zainteresuje. Jedna wśród wielu, która nie potrafi się opanować. Czuje ramiona brata, które wciągają mnie do uścisku. Łapie jego koszule w dłonie i przyciskam twarz do piersi, mocząc ją łzami. A on tylko stoi i pozwala mi na to, głaszcząc mnie uspokajająco po plecach, z opartą brodą o moją głowę. Chociaż go nie widzę, mogę stwierdzić, że on też się rozkleił.

Słyszę dźwięk ziemi uderzającej o wieko trumny. Spokojnie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że jednym z najgorszych dźwięków jest dźwięk, kiedy trumna z ukochaną osobą dotyka dna i jest zakopywana przez warstwę piachu. Właśnie w takich momentach wiesz, że to wszystko nie jest jakimś okropnym snem, tylko najprawdziwszą, najgorszą możliwą rzeczywistością. Wiesz, że już teraz nie możesz niczego innego zrobić, niż płakać. Bo tylko płacz, może cię w takim momencie ocalić. Bo tylko po wypłakaniu, na twarz może wróci uśmiech.

-Wiesz co?- pytam przez łzy, podnosząc głowę i patrząc mu w oczy.- Pasuje ci ten blond. Wyglądasz jak anioł. W czerni, ale anioł.- śmieje się ze smutkiem i całuje mnie w czoło.

-Anioł z piekieł od samego Lucyfera.

*
*
*

*
Jest to już przed ostatnia część maratonu. I muszę przyznać, że pisanie tego stało się trochę ciężkie.
~EssiLora~

Życie Niesie Wiele Niespodzianek [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now