Epilog

26 1 0
                                    

,,Wszyscy mamy inne zakończenia w głowach''

Alicja

Ubieram moje czerwone trampki i idę w stronę miasteczka. Ledwo zdążyłam odłożyć plecak oraz przekroczyć próg domu, kiedy podeszła do mnie mama z listą zakupów w dłoni. Niechętnie ją chwyciłam i nie odzywając się wyszłam.

Na liście znajdują się takie rzeczy jak jajka, chleb, ser, szynka i wiele innych. Szkoda, że zapomniała dać mi pieniądze. W tym wypadku muszę zapłacić swoją kartą, bo do domu nie chce mnie się wracać, zwłaszcza, że bliżej mam do sklepu spożywczego. Chowam listę do kieszeni spodni, kiedy przez swoją nieuwagę prawie wpadam na stojącego człowieka. Przeciskam się przez tłum ludzi, którzy pewnie wracają z pracy, szkoły lub idą na drugą zmianę. Jakoś lubię się zastanawiać, co w danym momencie, kieruje niektórymi ludźmi. Jakie są ich cele czy powody.

Mijam sklep z biżuteria, na której wystawie znajduje się nowa kolekcja naszyjników i pierścionków. To mi przypomina, że muszę dać kolczyki do złotnika, ponieważ z srebrnych zrobiły się brązowe.

Przechodzę obok kolejnych alejek, kiedy czuje jak ktoś niespodziewanie chwyta mnie w tali i zamyka usta ręką. Zaczyna ciągnąć mnie w ciemny korytarz, a ja próbuje się wyrwać, aby zawołać o pomoc. Czemu nikt nie reaguje? Kiedy tracę widok na ludzi, zaczynam powoli panikować. Czy ja właśnie zostaje porwana?

Patrycja

Od samego rana jestem w stajni. Niestety, teraz zostałam sama, ponieważ Alan musiał wrócić do domu na kilka minut. Lepiej nie mogłyśmy rozpocząć wakacji, od pomagania w stajni, ponieważ jazdy mamy za parę godzin.

-Patrycja?- odzywa się Mariusz, wchodząc do siodlarni- Możesz osiodłać Iskrę, bo jedna dziewczynka ma na niej jeździć, a jeszcze jej nie ma.

-Spoko, mogę osiodłać.

-Super, tu masz potrzebne rzeczy- wskazuje dłonią na biały pojemnik i sprzęt- Wyrobisz się w piętnaście minut? Wyrobisz, co byś się nie wyrobiła. Jakby co, jestem u siebie lub na padoku.

-Okej- biorę w jedną dłoń pojemnik, a na ramię zarzucam sobie ogłowie. W drugiej podtrzymuje siodło, czaprak i podkładkę, aby nie zsunęły się lub nie spadły na ziemię.

Wychodzę z pomieszczenia i kieruje się w stronę boksu klaczy. Pukam w drzwiczki, a kiedy patrzy w moją stronę wchodzę do środka, odkładając sprzęt na uchylone drzwi. Zaczynam ją czyścić, a potem zabieram się za siodłanie. Po założeniu czapraka i podkładki, dociera do mnie, że nie mam popręgu, więc muszę wrócić do siodlarni. Zdejmuje rzeczy z Iskry i odkładam na miejsce, wychodząc z boksu, po czym zamykając go. Wchodzę do pomieszczenia i chwilę myślę nad odpowiednim popręgiem. Wraz Alanem z nudów zaczęłyśmy wymyślać łatwy sposób na zapamiętanie numerów. Teraz kwestia przypomnienia. Albo sprawdzenia napisu. I pięć minut życia stracone.

Biorę potrzebną rzecz, po czym wychodzę. Przechodzę obok lekko zniszczonej części stajni i prawie upuszczam popręg z szoku. Ale jak to?

Anita

Kulejąc, wychodzę z autobusu i idę w stronę wejścia na lotnisko. Mam nadzieje, że jeszcze nie wszedł na pokład, bo wtedy już będzie za późno. Rozglądam się po holu, w poszukiwaniu jego osoby lub niebieskiej walizki. Jego babcia powiedziała mi, kiedy ma dokładnie lot i jaki kolor bagażu. Patrzę na godzinę na zegarku. Ma jeszcze około pół godziny do wylotu. Oby nie przeszedł wcześniej przez bramki. Wjeżdżam na drugie piętro i szukam go wzrokiem. Zauważam go, siedzącego na końcu ze wzrokiem wpatrzonym w sufit. Podchodzę do niego i siadam obok.

-Co ty robisz?- pytam, a on patrzy na mnie zaskoczony i wystraszony.

-Co ty tu robisz?

-Pierwsza spytałam- wstaje.

-Wracam do siebie. Do domu.

-Ale tu też jest twój dom. Masz tu rodzinę. Masz mnie- podnoszę się z krzesła.

-Co tu robisz?- ponawia pytanie, nie zainteresowany moim wywodem.

-Przyjechałam cię powstrzymać. Nie możesz wyjechać. Nie możesz mnie zostawić. Potrzebuje cię, wiesz o tym. Proszę Paweł, zastanów się. Błagam. Wiem, że popełniłam wiele błędów, ale nie możesz mnie przez to skreślać. Sam doskonale wiesz, że pierw robię, a potem myślę.

-Nie, już podjąłem decyzję.- chwyta rączkę od walizki- Dasz sobie radę. Masz dziewczyny i tego chłopaka, który był u ciebie pod domem.

-Skąd o tym wiesz?

-Bo tam byłem.- mówi, zbolałym głosem.- Widziałem was. I twoje zawiedzenie, kiedy mówił, że nic nie czuje.

-Ale czemu nie przyszedłeś? Co się stało?

-Teraz to już nie ważne- mówi, po chwili zastanowienia- Życzę wam szczęście- zaczyna się oddalać.

-Paweł, proszę cię. Nie odchodź. Zrobię wszystko.

Zatrzymuje się i odwraca, podchodząc do mnie. Łapie mnie za dłonie i patrzy mi w oczu.

-Powiedz, że mnie kochasz, a zostanę. Ale nie jako przyjaciela. Jak chłopaka, który może spędzić z tobą resztę życia.- myślę chwilę nad odpowiedzią, po czym kręcę głową. Nie mogę go tak zranić. Nie mogę.

-Nie mogę- wyszeptuję, łamiącym się głosem.

Patrzy na mnie smutnym wzrokiem, po czym puszcza moje ręce, a ja czuje, że się wewnętrznie sypie.

-Żegnaj Ania- mówi, oddalając się w stronę bramek. Chce za nim pobiec, ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa i upadam na ziemię, płacząc.

Andżelika

Wchodzę do biura, nie próbując nawet pukać. Od Samanty wiem, że Mariusz obecną chwile spędza w biurze nad papierami. To zadanie głównie należy do Patrycji, ale musiała jechać załatwić coś w innej stajni, dlatego robota spadła na pierwszą bliską osobę. To nawet lepiej, bo nie muszę długo szukać jego osoby. Ale z drugiej, mam niewiele czasu na zaplanowanie rozmowy.

-Proszę chwile zaczekać.- odzywa się nie podnosząc głowy znad papierów. Przelatuje je wzrokiem, a następnie odkłada na drugi koniec biurka.- O co... Andżela? Coś się stało?

-Hej Mariusz- witam się niemrawo, nie wiedząc co powiedzieć.

-No cześć, ale wszystko w porządku? Bo nie wyglądasz za dobrze? Oczywiście, nie ubliżając ci.- biorę głęboki oddech, rozważając na szybko wszystkie możliwe scenariusze i kwestie.

-Musimy porozmawiać.- patrzy na mnie uważnie, a potem kiwa głową.

-Okej, w takim razie usiądź.- wykonuje zadaną czynność- Więc o co chodzi?

Narrator

-Nie uważasz, że podjąłeś trochę zbyt pochopnie decyzje o sprzedaży konia?- pyta pani Carmen Klimek, swojego męża Marcello, zmywając naczynia.

-Nie, to dobra decyzja. Nie zamierzam tracić dziecka- mówi, pozostawiając w powietrzu nutę nie do powiedzenia.

-Ale pomyśl, jak ona się poczuję- odzywa się kobieta, opierając o szafkę za nią.

-A jak ja się będę czuł, kiedy ją ten potwór zabiję. Nie chce chować własnego dziecka!- krzyczy, uderzając pięścią o stół i zwalając stojąca szklankę.

-Wiem o tym! Ale ten koń jest dla niej wszystkim.

-I? Trzeba było myśleć, zanim odważyła się na niego wsiąść i poobijać!

-Nie mogła tego przewidzieć. Wiesz dobrze, że też się o nią martwię, ale nie chce jej zabierać życia!

Do uszu małżeństwa dociera dźwięk dzwonka do drzwi.

-Kto przychodzi, o tak późnej porze w odwiedziny?

Kobieta podchodzi do drzwi wejściowych, a mężczyzna upija łyk zimnej już kawy. Nagle dociera do niego krzyk jego żony.

-Nie! To niemożliwe!
*
*
*
*
Druga część pojawi się prawdopodobnie na przełomie 2020/2021.
~EssiLora~

Życie Niesie Wiele Niespodzianek [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now