Rozdział 30

19 4 0
                                    

,,Nasze zachowania rzadko idą w parze z uczuciami.’’

Alicja

Następnego dnia, jestem zmuszona biegać po pokoju, ponieważ trochę zaspałam. Po co mi była ta kilkuminutowa drzemka? Jedyne z czego się cieszę, to z tego, że na dworze nie ma minusowej temperatury, bo wtedy na bank bym nie zdarzyła. Szybko podchodzę do szafy i ją otwieram. Podziwiam ludzi, którzy szykują sobie ubrania dzień wcześniej.

Wybieram ciemno różowe spodnie i białą koszulkę na rękaw ¾. Po ubraniu się, zabieram się za czesanie włosów. Jak zawsze stawiają lekki opór, ale w końcu udaje mi się doprowadzić je do ładu. Zgarniam potrzebne rzeczy z pokoju, a następnie zbiegam po schodach, wstępując na chwile do kuchni po jabłko. Nie pójdę z pustym żołądkiem. Trzymając pożywienie w zębach, zakładam buty, a potem zamykam drzwi na klucz.

***

Po kilku minutach jestem już pod szkołą, przez co oddycham z ulgą. Koło dalszego wejścia dostrzegam dziewczyny, więc udaje się w ich stronę. W przeciwnym kierunku do mojego zmierza Filip. Idę przed siebie, starając nie zwracać na niego uwagi.

-Hej- wita się, łapiąc mnie za łokieć. Dobre zagranie, bo znając życie poszłabym dalej, udając że go nie słyszałam.

-Hej- mówię, przyjmując obojętny wyraz twarzy. Jego ubiór stanowił biały T-shirt, czarne spodnie i w tym samym kolorze trampki. Klasycznie.

-Możesz przyjść na najdłuższej przerwie na boisko szkolne? Musimy porozmawiać.- zabawne, o wiele częściej kobiety to wypowiadają.

-Po co?- pytam od niechcenia. Skąd pomysł, że mam ochotę na rozmowę?

-Dowiesz się jak przyjdziesz. Mogę ci jedynie powiedzieć, że to ważne.- powiedział, uśmiechając się. 

-Zobacze. A teraz muszę iść.

-Jasne, to do potem.- żegna się i odchodzimy w swoje strony.

-No, no, no.- powiedział z uśmiechem Syriusz. Ubrany jest w czarną koszulę, granatowe spodnie i ciemne trampki.- Widzę, że ktoś ma tu kryzys w związku.

-Co? Nie! Jaki kryzys?

-Już tak nie krzycz. Było widać jak pożeracie się wzrokiem. Tylko pamiętajcie o zabezpieczeniach, ja nie chcę być ciotką.

-Słońce ci przygrzało?- stukam się palcem w czoło- Nie będziesz, ponieważ żadnych dzieci nie będzie, chyba że chcesz wykończyć mnie psychicznie.

-A ja jadłam dziś na śniadanie kanapki z dżemem.- odzywa się Andrzej, zwracając naszą uwagę. Ma na sobie ciemno szare spodnie, czarne trampki i w takim samym kolorze koszulkę z białym napisem ,,Skillet”. Wspomnienia wracają.

-To co od ciebie chciał?

-Spotkać się, ale jeszcze nie mam pewności czy pójdę.- mówię, zakładając ręce na piersi i obserwując otoczenie.

-Nad czym ty się zastanawiasz!? Idź albo sama cię tam zaciągnę.

-Wiesz co?

-Nie, nie wiem, bo nie jestem jasnowidzem.- komentuje z wyrzutem, a ja wyczuwam lekką agresję.

-W tym wszystkim najgorsze jest to, że jestem w stanie ci w to uwierzyć.

***

Po czterech godzinach lekcyjnych, zostawiam dziewczyny i udaje się na szkolne boisko. Patka cały czas śmieje się, że na bank wyzna mi miłość, a ja jej tylko odpowiadam, iż nie jest to jakaś komedia romantyczna. Jednak gdzieś w głębi siebie, mam nadzieje, że chce mnie przeprosić za swoje wcześniejsze słowa. Ale jak to mówią, nadzieja matka głupich.

Będąc już na boisku zaczynam szukać Filipa wzrokiem. Co jest trochę trudne, ponieważ znajduje się tutaj znaczna część szkoły. Po około minucie, udaje mi się go znaleźć, tylko że nie jest sam. Rozmawia z Adrianną, która jak dobrze rozumuje, wykonuje w jego stronę lekko subtelne gesty, a on nic sobie z tego nie robił. Czyli o tym chciał rozmawiać? Chciał naszej zgody, która nic lepszego by do świata nie wprowadziła. Przez większość czasu nie stajemy sobie na drodze z czym jest nam dobrze, bo żadna ze stron nie szarga sobie nerwów. Szybkim krokiem wracam znowu do szkoły i udaje do biblioteki.

Po cholerę zapraszał mnie na boisko, skoro wiedział, że może być zajęty. Doprawdy, szanujmy nasz czas.

Wchodzę między regały wiedząc, że i tak nikt tu nie przyjdzie, ponieważ w bibliotece jest tylko kilka osób, bo większość jest na boisku. Biorę do ręki pierwszą lepszą książkę i zaczynam czytać tył. Zawieszam wzrok na podłodze przede mną, przypominając sobie sytuacje z gimnazjum. Wielki, czarny pająk, który nie wiadomo skąd się wziął, spokojnie stojący sobie pomiędzy meblami. Kiedy tylko go zobaczyłyśmy z Syriuszem, zaczęłyśmy krzyczeć, a Andrzej po prostu stał obok. Chłopcy z klasy na początku się z nas śmiali, ale w końcu go zabili. A może wyrzucili przez okno? Nie pamiętam, ale najważniejsze, że nie musiałam już go oglądać. Przeglądam książki, dopóki nie zostaje odwrócona tak, że uderzam plecami o półkę za mną.

-Dlaczego uciekłaś?- pyta mnie Filip, zakładając ręce na piersi. 

-Nie rozumiem, o co ci chodzi. Jak mogłam od ciebie uciec, skoro mnie tam nie było? Zresztą, powiedziałam ci, że zobaczę.- wzruszam ramionami i obracam się do niego plecami. Jednak znowu zostaje skierowana do niego twarzą, przez co przewracam oczami, a następnie kieruje wzrok na widok za oknem.

-Nie uciekaj ode mnie wzrokiem. I widziałem cię, więc nie udawaj.- mówi, marszcząc brwi.

-Wcale nie uciekam.- bronię się, patrząc mu w oczy.- Po prostu nie mam ochoty na ciebie patrzeć.

-Dlaczego?- zauważam odległość między nami oraz ręce po bokach mojej głowy, które nie mam pojęcia, kiedy się tam znalazły. 

-Dlaczego? Może dlatego, że rano mówisz, że chcesz mi powiedzieć coś ważnego, a potem okazuje się, że ma to związek z pogodzeniem się z Adą.

-Wcale nie.- prycham.

-Jasne, uważaj, bo uwierzę. To w takim razie z czym? Oświeć mnie. A może się spotykacie? Tylko nie wiem, po co miałbyś mi to mówić na długiej przerwie. Żebym mogła to przetrawić czy jak?

-Nie chodzę z nią.- komentuje z powagą, ignorując inne części mojej wypowiedzi.

Gdyby nie lekka złość, spowodowana sytuacją oraz nasz wcześniejszy zgrzyt, za pewne czułabym się teraz zakłopotana. Ja, niewielka odległość bez nikogo wokół oraz chłopak, który na swój sposób mnie się podoba. Normalnie scena z jakiegoś romansu.

-Wypuść mnie- mówię i próbuje się wydostać.

Co z tego, że z nią nie chodzi, jak było doskonale widać, iż jej zaloty mu nie przeszkadzają. W ogóle, to nawet nie wiem, czemu się tym przejmuje. To jego życie i jego partnerki, a jednak dalej próbuje się wydostać z jego ”sideł”. Kiedy prawie udaje mnie się wyjść pod jego rękami, zostaje pociągnięta w górę za ramię. Szykuje się do otworzenia ust, żeby na niego nakrzyczeć. Nie ma prawa, trzymać mnie wbrew mojej woli. Kiedy chce się odezwać, moje wargi zostają zamknięte przez usta Filipa. Gwałtownie wciągam powietrze przez nos. Jest to bardzo delikatny i niepewny pocałunek. Dopiero jak zaczyna się odsuwać zdaje sobie sprawę, że nie odwzajemniłam go. Nie panujący nad sobą i niewiele myśląc, zarzucam mu ręce na szyje. Dla lepszej stabilizacji, obejmuje mnie rękami w talii, a ja opieram się delikatnie o regał za mną. Chwile zajmuje nam zgranie się ze sobą. Gdy udaje nam się zharmonizować, pocałunek staje się bardziej przyjemny i pewny, kiedy zostaję odwzajemniony przez obie strony. Przerywamy go dopiero, jak słyszymy dźwięk szkolnego dzwonka.
*
*
*
*
~EssiLora~

Życie Niesie Wiele Niespodzianek [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now