5. Zżyci.

6.9K 436 18
                                    

— Miło nam cię poznać, Rafaelu. Cieszymy się, że postanowiłeś nam zaufać. Jesteśmy również pewni, że wspólnymi siłami przywrócimy cię na należne stanowisko.

Rafael uścisnął dłoń Richarda i, o dziwo, skinął głową w kierunku Melissy, kładąc jedną dłoń na sercu. Richard i jego Luna byli równie poruszeni tym gestem, co ja. Przygryzłam wargę, wpatrując się z napięciem w mojego przeznaczonego. W taki szczególny sposób Alfy z wysokich wilkołaczych rodów witały partnerki innych Alf – oznaczało to wielki szacunek, który okazywano przez unikanie dotyku i ograniczenie kontaktu wzrokowego. Zwykłe Alfy nie zaprzątały sobie tym głowy.

Po wymienieniu uprzejmych słów, Richard pozwolił Rafaelowi, by kontaktowali się ze sobą telepatycznie, co stanowiło z jego strony bardzo miły gest, bowiem żaden Alfa czy Beta nie pozwala sobie na takie spoufalanie się w obcymi. Damien i Leon nie odstępowali Rafaela na krok, za co byłam im wdzięczna, bo o ile ufałam Alfie i Lunie Perłowych Kłów, o tyle nie wiedziałam, czego można się spodziewać po innych przedstawicielach tej watahy. Martwiłam się, że mój przeznaczony zmieni zdanie i postanowi wrócić ze mną, ale na razie spędzał czas z Richem, który wspaniałomyślnie wziął go pod swoje skrzydła, osobiście oprowadzając go po terenie watahy i wskazując sypialnie dla niego i Bet.

— Sprawia dobre wrażenie.

Parsknęłam śmiechem i objęłam Melissę. Wreszcie miałyśmy chwilę dla siebie, co rzadko się zdarzało. Zwykle albo towarzyszył nam Richard, albo banda wilkokrwistych, którzy potrzebowali mojej pomocy. Tym razem byłyśmy tylko we dwie i postanowiłyśmy jak najlepiej spożytkować te kilkanaście minut, bo później musiałam wracać do moich obowiązków. Zasiadłyśmy więc na kanapie w salonie, racząc się cukierkami z misy stojącej na stoliku do kawy. Och, czy to krówka?

— Trochę słaby powód do oznaczenia. — Melissa skrzywiła się z oburzeniem i włożyła do ust kolejnego cukierka. — Dobrze, że był czuły i delikatny, ale odrobina romantyzmu nikomu nie zaszkodziła.

— Spieszyło nam się — westchnęłam z żalem, bo sama zdawałam sobie sprawę z tego, że nie był to wymarzony rytuał oznaczenia. Melissa mi kiedyś opowiadała, że Richard w dzień oznaczenia ciągle nosił ją na rękach, nie pozwalał, by stopami dotknęła ziemi, był na każde jej skinienie, a wieczorem sam zrobił dla nich kolację, którą zjedli na leśnej polanie, na której cała trawa została gęsto przysypana płatkami róż. To właśnie tam ją oznaczył.

— To nie jest wymówka!

Wzruszyłam ramionami, wzdychając ze smutkiem. Rozmowa z Melissą tylko pogorszyła mi humor. Poczułam się zbesztana i pogardzona, chociaż dziewczyna absolutnie nie miała tego na celu. Jednak zgadzałam się z nią i podświadomie czułam się źle potraktowana, mimo, że przecież Rafael się starał, a ja nie powiedziałam mu, czego oczekuję. A mężczyźni są zbyt niedomyślni... no chyba z wyjątkiem Richarda.

— Przepraszam. — Dziewczyna objęła mnie ramionami i pogłaskała uspokajająco po plecach. — Nie myśl o tym. Powiedz lepiej, jaki on jest!

Zasępiłam się jeszcze bardziej, o ile to możliwe. Mel uniosła brwi w zdziwieniu i odsunęła ode mnie na odległość wyciągniętej ręki.

— Niefajny?

— Nie o to chodzi. Właśnie problemem jest to, że go nie znam w ogóle. Nie mówi nic, więc nie wiem o nim nic. Właściwie nawet nie próbowaliśmy się poznać. Dziwnie się czuję w jego towarzystwie.

— Ale czujesz tę całą miętę? — upewniła się dziewczyna, poprawiając się na sofie.

— Tak — mruknęłam. — Ale jakoś tylko fizycznie. Mam wrażenie, że nie pasujemy do siebie, chociaż nawet się nie znamy.

Strażniczka wilkówWhere stories live. Discover now