13. Pełna wątpliwości.

5.4K 331 98
                                    

UWAGA: na profilu pojawiła się mini rozpiska publikacji rozdziałów na maj.

Poprawiłam plecak i oddychając głęboko, zboczyłam z głównej drogi, kierując się w stronę widocznych zabudowań. Szłam tak kilka minut po zadziwiająco równym asfalcie, mijając las i przechodząc przez kładkę nad rzeką. Spojrzałam z przymrużonymi oczami w kierunku słońca, które nieznośnie piekło moją skórę. O rany, mogłam prosić o podwózkę autem. Ten plan już na początku zapowiadał się do bani. W sumie ciekawe, że wszystkie wilkołaki są tak beznadziejnymi strategami.

Zdmuchnęłam jakąś muszkę, która postanowiła usiąść na moim nosie i zamyśliłam się. Według planu miałam dotrzeć pieszo do Watahy Ponurych Żniwiarzy, na miejscu spotkać się z Alfą pod przykrywką zbadania jego przeznaczonej i przekazać mu dalsze wytyczne, które z przyczyn bezpieczeństwa lepiej  ustalić osobiście w gabinecie, a nie przez telefon. Z jednej strony czułam się jak przynęta, albo służąca, której zadaniem jest tylko przekazywanie informacji, ale z drugiej strony byłam z siebie w sumie zadowolona, bo wreszcie mogłam w jakiś sposób pomóc. Tylko ja mogłam wykonać to zadanie, bo Hiler najprawdopodobniej nie wiedział, że jestem przeznaczoną jego brata, a w dodatku miałam dobry powód na przyjazd. Co nie zmieniało faktu, że mimo, iż byłam jedyną osobą, która mogła się tego podjąć, Rafael i tak absolutnie nie chciał się zgodzić.

— Jak dobrze, że był tam Richard — mruknęłam pod nosem, przypominając sobie, jak Alfa Watahy Perłowych Kłów przemawiał Rafaelowi do rozumu.

~ Warto jest mieć sojuszników.

Drgnęłam. Ostatnio Wilcza Matka odzywała się znacznie rzadziej. A mówiąc ostatnio miałam na myśli, że od spotkania Rafaela. Miałam nadzieję, że to chwilowy stan po znalezieniu przeznaczonego, ale aby się upewnić, musiałam spytać tego wariata, który sprawował funkcję Wilczego Kapłana.

— Imię, nazwisko i powód przybycia.

Podskoczyłam ze strachu, kiedy obcy głos rozbrzmiał tuż  obok mojego ucha. Spojrzałam szybko w bok. Dość niski, bo mojego wzrostu, wilkołak patrzył na mnie czujnie, trzymając ręce zaplecione na klatce piersiowej.

— Jestem Strażniczką. — Oczy mężczyzny rozbłysły zrozumieniem, ale dla pewności dodałam. — Zostałam poproszona przez twojego Alfę o zbadanie Salomei.

Wilkołak skinął głową i kazał iść za sobą. Szliśmy między domami, a ja nie mogłam powstrzymać cichego westchnienia. To wyglądało zupełnie inaczej od tego, co do tej pory znałam. Zwykle watahy miały swoje osady w środku lasu, jak przykładowo wataha Rafaela, ale były również takie, które po prostu zamieszkiwały wspólnie jakiś kawałek wsi, jak w przypadku stada Richarda. Tutaj było zupełnie inaczej. Wataha Quinbecka mieszkała na otwartym terenie, ale z daleka od jakiejkolwiek cywilizacji czy innych zabudowań. W dodatku to miejsce... nie mogłam nie okazywać podziwu, widząc ten piękny krajobraz.

Zafascynowanie naturą osłabiło moją czujność, przez co o mało nie wybiłam sobie zębów, potykając się o próg i upadając na podłogę. Tuż przed czyimiś stopami. Wspaniale.

— Dobrze, że tym razem nie miałaś żadnego wrzątku, Mai.

Zamarłam na dźwięk niskiego, głębokiego głosu. Mentalnie uderzyłam się dłonią w czoło. Co trzeba być za spierdoliną życiową, żeby tak się upokarzać za każdym razem...

Elias Quinbeck pomógł mi wstać i obdarzył mnie tym swoim tajemniczym spojrzeniem, za którym absolutnie nie tęskniłam. Było przerażające. Jakby nieobecne, ale jednocześnie wszechwiedzące. Nawet Wilczy Kapłan nie mógł się takim pochwalić, chociaż usilnie próbował.

Strażniczka wilkówWhere stories live. Discover now