18. Niepewna.

5.2K 312 61
                                    

Dzięki sąsiadowi mam cały pokój w dymie, ale te opary zadziałały na mnie jakoś wenotwórczo, tak więc miłego czytania ^^


— Absolutnie się nie zgadzam — warknął Rafael, tarasując mi drogę do samochodu.

— A mnie to absolutnie nie obchodzi — prychnęłam i ponowiłam próbę przejścia obok mojego przeznaczonego, ale na próżno. — O co ci chodzi, Raffe? Nie mogę już wrócić do swojego domu?

— Kochanie, twój dom jest teraz tutaj.

Mężczyzna wskazał teren dookoła siebie, a ja rozejrzałam się sceptycznie. Zewsząd patrzyli na nas członkowie stada Rafaela... wróć, naszego stada. Chyba sami nie rozumieli naszego zachowania.

— Mój dom jest tam, gdzie są ludzie, którzy mnie kochają. Czyli nie tutaj. Puść mnie Raffe, przecież i tak wrócę. Obiecałam ci to, a ja, w przeciwieństwie co do niektórych, nie kłamię. Muszę uporządkować sprawy z klientami, spędzić czas z rodziną, a co najważniejsze – odpocząć od ciebie. Ale możesz być spokojny, bo na pewno tu wrócę. Więc z łaski swojej odejdź od tego cholernego auta, bo ja i Seojoon się spieszymy.

Rafael rzucił nieprzychylne spojrzenie mojemu Becie. Seojoon lekko się spiął, ale dalej wytrwale stał u mojego boku. Gdy godzinę temu dowiedział się, że został moim Betą, najpierw nie mógł uwierzyć, mówił, że z niego żartujemy i tym podobne. Dosłownie cztery minuty później pisnął z radości i rzucił mi się do nóg. Rafael napuszył się i wyglądał, jakby chciał pozbyć się mojego  obrońcy z tego świata, ale ograniczył się tylko do groźnego powarkiwania. Uroczo. Z kolei Seojoon bardzo przejął się swoją nową rolą. Gorąco mi dziękował i zarzekał się, że będzie mi bardzo dobrze służyć i gdy będzie trzeba to odda za mnie życie i zawsze będzie stał po mojej stronie. Chociaż on jeden w tym świecie wilkołaków.

— Ja cię kocham, Maisie.

— Więc daj mi odejść. — Skrzywiłam się. — O rany, to jakiś tandetny romans, czy co? Suń się, kotek. Im szybciej wyjadę, tym szybciej wrócę.

Niemal przepchnęłam się obok Rafaela i opadłam na tylne siedzenie samochodu. Obok mnie usiadł Seojoon, chociaż zrobił to powoli i jakby z lekkim trudem. Z poczuciem winy przypomniałam sobie, że jego organizm jeszcze w pełni się nie zregenerował, ale chłopak sam postanowił jechać i nie dało się go nakłonić do zmiany decyzji.

— Leon jedzie z wami.

Kiwnęłam głową w stronę Rafaela i wyciągnęłam z plecaka komórkę. To było do przewidzenia, że mój przeznaczony wyznaczy mi niańkę, której ufa, więc nawet nie czułam potrzeby, żeby się z nim wykłócać.

Seojoon wyciągnął ze swojej torby słuchawki i już po chwili odpłynął w piękny świat muzyki, a ja niespiesznie przeglądałam wiadomości w komórce. Wysłałam do mamy prośbę o opłacenie rachunku za mój telefon, Ethana o wywietrzenie mojego pokoju, a do Clary wysłałam moje selfie z najbardziej zboczoną miną, jaką udałą mi się zrobić i dopiskiem "jadę do Ciebie, mrrr". Po wszystkim rozparłam się wygodniej na siedzeniu, zaczynając z nudów liczyć od stu w dół.

Leon wsiadł do samochodu gdzieś w okolicy czterdziestu pięciu. Bez słowa odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Mimowolnie obróciłam głowę przez ramię i spojrzałam ostatni raz na Rafaela. Nawet mimo pewnej odległości mogłam zobaczyć jego napiętą sylwetkę, zaciśniętą szczękę i zmarszczone brwi. Na krótką chwilę nasze spojrzenia się spotkały i zauważyłam, jakby część napięcia go opuściła. Uśmiechnął się lekko i uniósł dłoń.

Pomachał mi.

Uśmiechnęłam się pod nosem, wracając na swoje miejsce.

— Głupek — szepnęłam, chociaż byłam pewna, że zarówno Leon, jak i Seojoon to słyszeli.

Strażniczka wilkówWhere stories live. Discover now