8. Niezrozumiani.

6.1K 380 55
                                    

Weszłam do budynku, powstrzymując łzy. Widok tych niemowląt i małych dzieci, leżących bezwiednie na wielkim stosie, wywoływał u mnie mdłości. Miałam nadzieję, że podczas mojej nieobecności, wilkołaki pochowają zmarłych.

— Czego szukamy, Luno?

Spojrzałam ponuro na Damiena, owiniętego kocem. Nazywanie mnie Luną, władczynią stada, właśnie w takim momencie, było co najmniej okrutne. Mężczyzna na pewno to zrozumiał, bo mruknął przeprosiny i odwrócił głowę w bok, by na mnie nie patrzeć.

— Czegokolwiek, co nam powie, gdzie może być Hiler i reszta stada. Powiedz wilkołakom, żeby przeszukali domy, las... każdy skrawek terenu. Może coś znajdą albo wpadną na jakiś trop. Tak czy inaczej, niech szukają. Ja i Rafael rozejrzymy się tutaj — zamarłam, zdając sobie sprawę, że w pobliżu nie było Alfy. — Gdzie on jest?

Damien spojrzał na mnie z zamiarem udzielenia odpowiedzi, ale nagle spiął się widocznie. Wtedy z zewnątrz dotarło do mnie wilcze wycie. Głośne i przeraźliwie rozpaczliwe, które pociągnęło za sobą kolejne wilkołaki. Zaszumiało mi w uszach, serce zakuło okrutnie, nogi ugięły się pod ciężarem ciała. Opadłam na zakurzoną posadzkę, przykładając czoło do podłogi i przyciskając dłonie do uszu, by nie słyszeć tego dźwięku, który wwiercał mi się w czaszkę. Dopiero gdy ustał, byłam w stanie wciągnąć powietrze do płuc. Gdzieś obok mnie rozległo się ciche, żałosne skamlenie Damiena. Ale ono nie wywołało we mnie takiego uczucia. Nie mogłam tego zrozumieć. Wiele razy brałam udział w wilczych pogrzebach i nigdy nie czułam tak mocno cierpienia innych wilków. Chyba, że...

— Raffe — wyszeptałam słabo. — Damien!

Mężczyzna padł na kolana przy mnie i patrzył na mnie zagubionym spojrzeniem, jakby nie miał pojęcia, jak mi pomóc. Podejrzewałam, że odczuwał i mój i Rafaela ból. Wyciągał niepewnie ręce w moją stronę, jak dziecko, które potrzebuje bliskości rodzica, ale po chwili szybko je cofał, by znowu je wyciągnąć z cichą nadzieją.

— Sprawdź — szepnęłam, oddychając ciężko i podnosząc się powoli do siadu — co z Rafaelem. Co mu się stało... sprawdź... szybko. To... nie przechodzi.

Damien wybiegł z pomieszczenia, nie przejmując się kocem, który spadł z niego na podłogę. Oparłam się o drewniany kredens za moimi plecami i przycisnęłam pięść do serca. Może to nie ból na tle psychicznym, tylko zawał? Jeśli tak, to raczej długo nie pociągnę. Ani jednego szpitala w okolicy. W ogóle w okolicy nic nie było. Cholera, nie mogłam skończyć jak ostatnia ofiara losu!

Próbowałam się podnieść, ale uciążliwy ból w piersi mi to uniemożliwił. Skrzywiłam się i pozostałam na swoim miejscu, próbując się wyciszyć. Starałam się ignorować strach wywołany nagłą nieobecnością Wilczej Matki. Zawsze czułam ją gdzieś w pobliżu, a teraz... nic. Pierwszy raz czułam się taka pusta.

Nagle do pokoju wszedł Rafael. Alfa wydawał się bardzo spokojny, jak na kogoś, kto dowiedział się, że jego ukochana umiera na zawał w zakurzonym, opuszczonym domu.

— Chodźżeż tu — syknęłam ostro i ponownie złapałam się za serce.

Mężczyzna, jakby przebudzony z transu, doskoczył do mnie szybko i wyciągnął jedną rękę spod koca, którym był okryty. Ciepła dłoń musnęła troskliwie mój policzek. Pod tym dotykiem, moje ciało rozluźniło się, a ból zelżał. Poddałam się temu, pozwalając, by Raffe usiadł na podłodze i przyciągnął mnie na swoje kolana. Koc nieco zsunął się z jego ciała, odsłaniając obojczyk, na co mimowolnie uniosłam dłoń, by go dotknąć. Wilkołak westchnął cicho i przymknął oczy, kołysząc nas na boki, podczas, gdy ja kontynuowałam wędrówkę moich palców po jego ciele, zmierzając w kierunku jego twarzy. I dopiero z tej perspektywy dostrzegłam mokre od łez policzki i opuchnięte od płaczu oczy.

Strażniczka wilkówМесто, где живут истории. Откройте их для себя