12. Pełni nadziei.

5.7K 387 87
                                    

Przez krótką chwilę dzwoniło mi niemiłosiernie w uszach. Chyba też na ułamek sekundy straciłam przytomność, ale co do tego pewności nie miałam. Leżałam na podłodze, patrząc na brudne płytki i wsłuchując się w ten przeklęty szum. Dlaczego leżałam na po... ach, tak.

Próbowałam podźwignąć się na przedramionach, ale gdy tylko ruszyłam prawą ręką, okropny ból przeszedł przez mój bark, promieniując aż do czubków palców. Jęknęłam i opadłam z powrotem na ziemię. Dopiero zaczęły do mnie dochodzić dźwięki, ale były one całkowicie niezrozumiałe. Słyszałam tylko skamlenie. Zewsząd. Cholera, czemu oni wszyscy wydawali takie chore odgłosy?

— Ja pierdolę — syknęłam, hamując łzy cisnące się do oczu.

Coś musnęło moje plecy, wywołując u mnie lekki dreszcz. Nad sobą słyszałam niepokojącą krzątaninę, a ja sama czułam się jak idiotka, leżąc tak na ziemi. Miałam nadzieję, że nie wiele osób widziało ten upokarzający moment mojego życia.

— Luno?

— Damien, do kurwy nędzy, pomóż mi wstać!

Nie powinnam się wyżywać na tym szczerze wystraszonym mężczyźnie, ale gdybym nie rozkazała otwarcie, czekałabym na pomoc do śmierci. A i wtedy moje zwłoki dalej by pewnie leżały na tych zimnych płytkach, a wilkołaki stałyby wokół mnie osłupiałe. Debile.

Silne ramiona złapały mnie ostrożnie w talii i uniosły do góry. Zacisnęłam zęby, ale i tak nie zdołałam powstrzymać cichego piśnięcia z bólu, gdy poruszyłam barkiem. Osoba, która mnie podniosła zatrzymała się na moment, a potem szybko ustawiła mnie do pionu. Wrzasnęłam, gdy szarpnęło moim ramieniem, i złorzecząc na prawo i lewo, zaczęłam ostrożnie badać  bark. Bolał przy każdym najmniejszym dotknięciu.

Rozejrzałam się załzawionymi oczami po pomieszczeniu. Obok mnie czekali Damien i Leon, gotowi mnie asekurować, gdybym miała upaść na ziemię. Przy otwartych drzwiach stało trzech uratowanych wilkołaków, którzy zdawali się absolutnie nie rozumieć obecnej sytuacji. Na łóżku siedział skulony, blady i przerażony SeoJoon, obejmujący kolana ramionami. Cała szóstka absolutnie nie miała pojęcia, co zrobić. Byli jak zagubione szczeniaki. Wpatrywali się tylko we mnie z troską, bólem i strachem, gotów pomóc w razie potrzeby. Po przeciwnej stronie sali stał Richard, przeszukując gorączkowo szuflady.

Na samym końcu zauważyłam Rafaela. Trochę paradoksalnie, bo stał najbliżej i to on najwidoczniej mnie podniósł. Jednak zdawało mi się, jakby go nie było. Patrzył na mój bark dziwnym wzrokiem, a z jego twarzy nic wyczytać nie dałam rady. Całkowicie ukrył wszelkie uczucia.

— SeoJoon, w porządku? — spytałam chłopaka, podchodząc do niego bliżej. Ten tylko z paniką pokiwał głową, przenosząc wzrok na Alfę.

— Alfa bardzo przepra...

Uniosłam zdrową rękę, tym samym uciszając Leona. Rafael zadrżał i dopiero teraz na jego twarzy pojawiły się emocje. Ale nie byle jakie. W jego oczach widziałam najprawdziwszą zgrozę. Wyciągnął dłonie w panicznym geście zatrzymania mnie, gdy tylko zrobiłam krok w stronę drzwi. Jednak nawet mnie nie dotknął, gdyż nagle między nami ktoś się pojawił.

Rafael spojrzał z autentycznym szokiem, a następnie wściekłością na SeoJoona, stojącego między mną a Alfą. Chłopak wyraźnie trząsł się ze strachu, ale dzielnie nie ruszał się z miejsca. Ogarnęło mnie wzruszenie, gdy zrozumiałam, że osłaniał mnie, swoją Lunę, przed ewentualnym niebezpieczeństwem. A za takowe uznał mojego własnego przeznaczonego, a swojego Alfę.

Przez chwilę nikt się nie poruszył. Bety stały jak spetryfikowane, nie wiedząc, co zrobić. Richard wpatrywał się w rozgrywaną scenę z wysoko uniesionymi brwiami, dzierżąc w dłoniach naręcze bandaży i maści. A Rafael i SeoJoon mierzyli się spojrzeniami. Znaczy... Raffe wpatrywał się w Azjatę wzrokiem pełnym dezaprobaty i gniewu i wydawało mi się, że przekazywał mu coś telepatycznie, bo chłopak patrzący wciąż w tors mojego przeznaczonego, raz po raz albo wydawał ciche skamlenie, albo kulił się. A jednak dalej bronił mnie własnym ciałem.

Strażniczka wilkówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz