10. Skłóceni.

5.9K 435 43
                                    

— Ja... — zaczęłam cicho, starając się zebrać myśli.

Rafael stał przede mną z niepewnym wyrazem twarzy. Wahał się, czy podejść do mnie, czy zostawić na chwilę samą. A ja w tej chwili pragnęłam tylko spokoju. Szumiało mi w głowie przez kontakt telepatyczny, a w dodatku ciągle zadręczałam się słowami mężczyzny.

Informacja o tym, że miał dziecko z własną siostrą, którą wciąż kocha, dobiła mnie. Spodziewałam się różnych rzeczy – że go zmuszono do posiadania potomka, że to wpadka, ale na pewno nigdy wcześniej przez głowę nie przeszedłby mi taki scenariusz. Z jednej strony chciałam mu wybaczyć, że mi o tym nie powiedział, ale z drugiej czułam taki ból, gdy tylko na niego patrzyłam, że nie wiedziałam, czy byłabym w stanie. Nie chciałam się przyznać przed sobą, ale gdy tylko zerknęłam na niego po dłuższej chwili, poczułam obrzydzenie. A słowa Wilczej Matki rozbrzmiewające w mojej głowie, wcale nie poprawiały sytuacji.

~ Te piękne oczy patrzyły z miłością na inną kobietę. Te słodkie usta całowały inną. Te ciepłe, duże dłonie pieściły ciało innej. To serce należało do innej. I najwidoczniej dalej należy.

Złapałam się z głowę i ze łzami w oczach szarpnęłam za włosy. Jęk bólu i żalu wydostał się z pomiędzy moich warg i zniknął w gęstwinie lasu. Ciepły dotyk na moim policzku zmusił mnie do cofnięcia się o kilka kroków.

— Nie dotykaj mnie. — Skrzywiłam się na słabość własnego głosu i żal w nim zawarty.

Odchrząknęłam i potarłam nerwowo dłonie. Czułam palące spojrzenie Rafaela na swojej twarzy, ale bałam się unieść wzrok, bo wiedziałam, jak bardzo był zraniony. Poczułam nieuzasadnione wyrzuty sumienia, które chciałam za wszelką cenę od siebie odepchnąć. Na próżno. Żołądek zacisnął mi się boleśnie, a serce zabiło mocno. Nie jestem zła, nie jestem zła, nie jestem zła, nie...

— Powinniśmy wrócić do reszty i dalej szukać.

Wyminęłam go, starając się, by go przez przypadek nie dotknąć. Przyspieszyłam kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się wśród innych wilków. Smutek Rafaela mnie przytłaczał, a sama myśl o jego bólu sprawiała, że chciałam mu się rzucić w ramiona i utulić. Cholerna więź.

— Luno?

Najeżyłam się mimowolnie na dźwięk głosów Damiena i Leona. Spojrzałam na nich rozczarowana tym, że oni również trzymali mnie w tym wielkim kłamstwie, nawet nie zająkując się, gdy opowiadali o zbrodni Hilera.

— Zejdźcie mi z oczu — syknęłam i skierowałam kroki w stronę stołówki, gdzie kilka innych wilkołaków poszukiwało jakichś śladów.

Wyładowywanie na nich frustracji na pewno nie było dobrym pomysłem, ale czułam się zdradzona i samotna. Mężczyzna, który miał być najbliższy memu sercu, okazał się obcy i niezrozumiany. A wilkołaki, które miały mnie chronić i dbać o mnie, okłamywały mnie i broniły swojego Alfy. Byłam jak wyklęta. Na nikogo nie mogłam liczyć. Tylko na siebie.

~Jestem tutaj, mała dziewczynko, więc się nie smuć, bo zgodnie z obietnicą, rozszarpię temu słabeuszowi krtań.

Drgnęłam zaniepokojona, ale uśmiechnęłam się pod nosem. Kto jak kto, ale ta wilczyca jest na mnie skazana i chyba tylko ona nie byłaby w stanie mnie oszukać. 

Na stołówce spotkałam Richarda. Musiał wiedzieć, co się wydarzyło, bo zerknął tylko na mnie ze współczuciem i powrócił do poszukiwań. Obecność tylu wilkołaków sprawiła, że wcześniejsze zapachy rozmyły się lub zmieszały z obecnymi, przez to jakiekolwiek węszenie nic nie dawało. Zostało nam tylko tradycyjne szukanie wskazówek, których do tej pory została znaleziona niezwykła ilość równa zeru. Cudownie. W takim tempie może znajdziemy watahę przed przyszłym Bożym Narodzeniem.

Strażniczka wilkówWhere stories live. Discover now