15. W bitewnym szale.

4.8K 353 27
                                    

Zacisnęłam zęby, wpatrując się w scenę rozgrywaną za oknem. Z lasu wyszła duża grupa wilkołaków, na czele z Rafaelem. Nawet z tej odległości i mimo ciemności, widziałam na twarzy mojego przeznaczonego wyższość i triumf. Powiedział coś do Hilera, a ten gwałtownie pokręcił głową i wskazał na Rafaela, jakby go o coś oskarżał. Rafael i jego Bety najeżyli się na to, a mój przeznaczony uniósł nagle głowę i zaczął się powoli rozglądać. Szukał czegoś?

I dotarło do mnie, kogo szukał. Mnie. To właśnie miał być moment, kiedy miałam wyjść na środek i jako Strażniczka Wilków pobłogosławić sprawę Rafaela jako tę właściwą. Ale nie mogłam. Czułam wewnętrzny opór przed zrobieniem tego. Nie powinnam się wahać. A jednak słowa Hilera rzuciły zupełnie inne światło na wydarzenia rozegrane w Watasze Bladych Ostrzy. I nie byłam pewna, czy kłamał. Coś w jego słowach, albo w nim samym, było mocno przekonującego. Nie wiedziałam, co dokładnie, ale dopóki była we mnie jakakolwiek wątpliwość, nie mogłam tak po prostu iść i oznajmić, że to Rafael ma rację.

Oderwałam spojrzenie od sceny zza okna i z zaciśniętymi ustami udałam się w stronę drzwi. Miałam serdecznie dość całej tej farsy. Idąc korytarzami Domu Głównego Watahy Ponurych Żniwiarzy, zastanawiałam się, co ja właściwie zrobiłam źle w życiu, że byłam teraz tutaj, a nie w ciepłym i przytulnym domku, wśród rodziny i przyjaciół, zastanawiając się, na jakie studia iść. Zamiast tego byłam cholernie daleko od domu, w całkowicie nieznanym miejscu, z misją pomocy mojemu przeznaczonemu, który nie dość, że przez swoją głupotę nie mówił, to jeszcze był najwyraźniej notorycznym kłamcą, zamieszanym w kazirodczy związek ze swoją przyrodnią siostrą.

Zakręciło mi się w głowie, przez co musiałam podeprzeć się ściany. Nagle wszystko do mnie dotarło. Cała pokręcona sytuacja, w której byłam, chora relacja, w której trwałam. O rany, kiedy ja tak upadłam? Gdyby teraz widzieli mnie moi rodzice, Clary i Ethan i wiedzieli o wszystkim... nie wiem, czy by mnie poznali. A raczej to, co zostało z prawdziwej mnie. Ten związek z Rafaelem wcale nie wyszedł mi na dobre. A podobno więź jest najlepszym, co się w życiu może przytrafić. Akurat.

Hamując rozgoryczenie i łzy powoli cisnące się do oczu z powodu frustracji, odepchnęłam się od ściany i podążyłam w kierunku wyjścia z budynku. Musiałam szybko obmyślić jakiś plan. Nie mogłam tak po prostu wparować w środku bitwy i powiedzieć, że to wszystko to głupota, bo Rafael i jego Bety mnie najprawdopodobniej okłamali, a Hiler nie jest taki zły, jak jest przedstawiany. Wzięliby mnie za kolaborantkę lub wariatkę, a to ostatnie, czego było mi trzeba. Wilkołaki mnie szanowały, ale wiedziałam, że to do czasu. Byłam zwykłym człowiekiem, w którego ciele siedziała wilcza bogini, ale gdybym zrobiła coś złego, nikt by mi nie wybaczył, a ja straciłabym cały posłuch i respekt. Bo taka była prawda – byłam jedynie naczyniem na Wilczą Matkę i mało kogo obchodziłam prawdziwa ja. Najprawdopodobniej, gdybym zginęła, dusza Wilczej Matki przeszłaby na  jakieś nowo narodzone dziecko. A o mnie wszyscy by zapomnieli. Nie mogłam do tego dopuścić. Musiałam to rozegrać inaczej. Po swojemu, ostrożnie i chytrze. Tylko tak miałam szansę na zwycięstwo w tej grze.

~ Mogę liczyć na twoją pomoc?

Wilcza Matka nie kazała długo czekać na odpowiedź.

~ Oj, dziecino, zawsze. Powiedz tylko, co masz zamiar zrobić? Zabić Rafaela?

~ Co? Nie! — wzdrygnęłam się na samą myśl. — Chcę zrobić coś, żeby Hiler mógł uciec.

Wilcza Matka przez chwilę milczała, sprawiając, że moja pewność siebie malała z każdym krokiem postawionym w stronę drzwi, które były na wyciągnięcie ręki. Jednak w końcu przemówiła:

~ Zróbmy to, dziecino.

Uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam na dwór. Od razu w oczy wrzuciło mi się, że bitwa dobiegała końca. Siły Rafaela i Richarda były przeważające i właśnie przypierały Hilera i jego wojowników do muru. Dosłownie. Mała grupa wilków warczała groźnie, jednak cofała się powoli do tyłu, prosto na ścianę Domu Głównego. Na ziemi leżały pojedyncze, ranne osobniki, przytrzymywane przez inne wilki. Zadrżałam. Nie wiem, czy z zimna, czy ze strachu. Prawda jednak była taka, że sytuacja była opłakana.

Strażniczka wilkówWhere stories live. Discover now