trap

2.4K 166 30
                                    


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Taehyung spojrzał w swoje odbicie lustrzane. Nie wyglądał dobrze. Blada cera, podgryzione z nerwów usta, czerwone oczy i ten pusty wzrok. Ten kiedy oczy są zgaszone, jakby wszystkie uczucia zostały wypalone z człowieka. Ten, który ma człowiek w depresji. Obojętny, najgorszy ze wszystkich.

Ponieważ chłopiec czuł, że wszystko wokół niego nie miało znaczenia. Nie obchodziło go czy jego matka kolejny raz oddaje swoje ciało za pieniądze, czy nakrzyczy na niego za nieskupianie się na lekcjach, czy dostanie mu się za nie wykonywanie poleceń gosposi lub kucharki.

Wszystko, wszystko go męczyło. Potrafił przesiedzieć na łóżku kilka godzin, wpatrując się w jeden punkt i zastanawiając za co?Za co jego mama tak bardzo go skrzywdziła?

Był tylko nastolatkiem, któremu zabrano najpierw ojca, potem dzieciństwo, a następnie niewinność.

Żołądek ściskał, bo nie miał już czym wymiotować.


Wieczór dwudziestegotrzeciego sierpnia wydawał się być spokojnym, cichym wieczorem. Za spokojnym, Sora to zauważyła. Czuła niepokój tak mocny, że po powrocie z pracy do domu nie zwróciła uwagi na obecność kobiet, przez nią zatrudnionych, nie zdjęła nawet czerwonych szpilek. Od razu popędziła na górę, po schodach z szaleńczo bijącym sercem. Otworzyła z gwałtownością drzwi do pokoju syna i złapała mocniej za klamkę, kiedy poczuła jak jej nogi miękną. Taehyung siedział na łóżku, zakopany w kołdrze, przyciskając poduszkę do swojej piersi. Był w swoim pokoju. Bezpieczny.

Nie zaszczycił swojej matki spojrzeniem, czuł do niej ogromną urazę. Nie wybaczy jej tego, co mu zrobiła.

Kim nie mogła patrzeć dłużej na ból syna, dlatego wyszła z pokoju, zamykając za sobą białe drzwi. Oparła się o nie i przymknęła oczy. Bała się, że go straciła. Każdego dnia ten strach ją nawiedzał.

Myślałem, że będzie grzeczniejszy. Wyrywał się, odepchnął mnie. W ogóle nie chciał współpracować. – powiedział Europejczyk, kiedy Sora przed nim stanęła.

Dostałeś to, co chciałeś. – stwierdziła krótko, zakrywając się bardziej skórzaną kurtką, kiedy wzrok mężczyzny powędrował do jej piersi, okrytych jedynie czarną koszulką zrobioną z siateczki.

Ciało ma piękne, tak samo jak jego matka.

Masz dotrzymać słowa, twój szef ma go chronić. – przypomniała mu czarnowłosa. Nie ważne, że powtarzała to Amerykaninowi przy każdym ich spotkaniu, ona musiała mieć pewność, że zarówno on jak i jego szef zrozumieją, że Taehyung ma mieć ochronę w dzień i w nocy.

Taka była umowa, a my jesteśmy uczciwi.

Brunetka miała ochotę parsknąć mu śmiechem w twarz. Uczciwi?Tacy ludzie nie znają takiego słowa. Ono jest zarezerwowane dla dobrych ludzi.

Wybacz, obowiązki wzywają. – rzucił i przeszedł obok pięknej trzydziestodziewięciolatki.

Wychodząc z burdelu, uśmiechnął się kącikiem ust. Zrobiło mu się żal Kim Sory, ale tylko przez chwilę.

Matczyna miłość jest prawdopodobnie najmocniejszym rodzajem miłości.

Westchnęła i odeszła od drzwi z powrotem pokonując schody, tyle że tym razem w dół. Nie zdążyła pokonać ostatniego stopnia, ponieważ drzwi mieszkania otworzyły się z hukiem i stanął w nich Bogum. Jego twarz była poobijana, zakrwawiona.

Kobieta przyłożyła trzęsącą się dłoń do ust, natomiast z jej oczu wypłynęły łzy. Poczuła duszący ból w klatce piersiowej, jej serce obijało się boleśnie o żebra.

– Są tutaj, są po Taehyunga.


Tae nic nie rozumiał. Nie rozumiał dlaczego jego mama wbiegła jak szalona do jego pokoju, siłą go z niego wyciągając i zbiegając po schodach tak, że nie nadążał. Nie rozumiał dlaczego wybiegli z domu wsiadając do auta Boguma, który zmywał chusteczkami krew ze swojej twarzy. Nie rozumiał dlaczego pędzili skrótami na lotnisko, a przede wszystkim nie rozumiał dlaczego jego mama tak mocno zaciskała swoje palce na jego dłoni.

– Synku, posłuchaj. – odezwała się Sora po kilkunastu minutach jazdy. Złapała w swoje dłonie twarz chłopca i spojrzała głęboko w jego oczy. – Nie bój się, dobrze?

Kim przytaknął głową, ale nie mógł tego zrobić. Wiedział, że jest coś nie tak. Czuł to w ruchach, spojrzeniach matki. Była kochającą matką, kiedy się bała. Tylko wtedy.

– Musisz się uspokoić, żeby nie wzbudzać podejrzeń ludzi na lotnisku.

– Dobrze.

– Lecimy do Japonii, do miłych ludzi. Nie denerwuj się. – uśmiechnęła się i złożyła pocałunek na pieprzyku na jego nosku, takim samym pieprzyku jaki miał ojciec nastolatka.

Sora nie kłamała, mieli lecieć do Japonii do rodziny Chiro, która ukrywałaby ich. Bilety miała zabukowane, ona była przygotowana na każdy dzień. Szczęściem lot Kanada – Japonia, odbywał się dzisiejszej nocy o godzinie 21:30.

Nienawidziła siebie za to, jak dała się oszukać. Mieli chronić jej syna, a go schwytali.




skaza!taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz