they

2.4K 168 33
                                    


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Wszystko potoczyło się szybko.

Park wiedział ile ryzykuje jadąc skrótami przez opustoszałe tereny Kanady, ale cholera, nie spodziewał się, że po niedługim czasie zobaczy w bocznych lusterkach dwa, czarne auta podążające za jego samochodem. Miał nadzieję, że dadzą im więcej czasu.

Stał naprzeciw czwórki mężczyzn w garniturach, po bokach których znajdowali się postawni, europejscy ochroniarze. Obok niego była Sora z pistoletem, trzymanym w dłoni, tak jak on, natomiast za nimi Taehyung, którego chronili.

Siedemnastolatek trzymał się mocno ramienia Boguma, czując jak jego nogi drżą, gotowe do ugięcia się, ponieważ w końcu zrozumiał o co w tym wszystkim chodzi. W jego ciągłym ukrywaniu, w wybuchach złości jego mamy, w tym że miał swojego opiekuna i tym samym ochroniarza. Zrozumiał, że chodzi o niego.

– Nie lubię się powtarzać, ale powiem to jeszcze raz: Oddajcie chłopaka po dobroci.

Tae słuchał wyostrzonym słuchem i obserwował szeroko otwartymi w strachu oczyma wymianę zdań między jego matką, a nieznanymi mu dwoma facetami, którzy stali na czele pozostałych. Obydwoje byli wysocy, a czarne garnitury dobrze na nich leżały. Broń idealnie wpasowywała się w dłoń i jednego, i drugiego.

Czwórka z nich była Koreańczykami, dwójka Europejczykami. Taehyung go zobaczył. Tego, który odebrał mu jego nieskazitelność. Blondyn posłał chłopcu cwany uśmiech, gdy ich spojrzenia się spotkały, na co ten zagryzł mocno dolną wargę zębami i spuścił wzrok na czarną ziemię pod swoimi stopami.

– Także nie lubię się powtarzać, Kim, więc powiem ostatni raz: To mój syn. Wy nie macie do niego żadnych praw. – oznajmiła Sora, patrząc wyzywająco w pewne siebie tęczówki należące do Kim Namjoona. Nienawidziła go. Nikogo tak bardzo nienawidziła, jak jego, bo to on stworzył na nowo piekło, które ona zniszczyła siedemnaście lat temu. Odbudował potęgę, przywrócił do życia najpotężniejszych – Jeon'ów.

– Nie pogrążaj się, kobieto. To, że urodziłaś dzieciaka, nie znaczy, że jest twój. Należy do nas. – odezwał się młody, przystojny mężczyzna, w którym płynęła czysta krew Jeon'ów. Jeon Jungkook, syn Jeon Siwona.

Długowłosa chciała zabrać głos, jednak Jungkook jej przeszkodził.

– Jeżeli nie pamiętasz... – odpiął pierwszy, potem drugi guzik marynarki, patrząc przy tym prosto w oczy Sory, która zdawała się wrzeć ze złości. Z kieszonki spod materiału wyciągnął karteczkę, którą rozłożył i rzucił pod nogi płci pięknej. – Umowa, którą podpisałaś razem ze swoim ukochanym. – uśmiechnął się kącikiem ust, wiedząc, że to jej najsłabszy punkt.

– Sukinsynie!Nie masz prawa o nim wspominać! – krzyknęła. Jej dłoń zatrzęsła się razem z pistoletem, głos niebezpiecznie zadrżał.

– Decyduj: Oddajesz to, co nasze po dobroci –

– Taehyung nie jest rzeczą!

Znudzony Namjoon i rozbawiony Jungkook uśmiechnęli się do siebie, po czym skinęli głowami.

– Chłopcy. – padło srogo z ust Kima, który patrzył się w przestrzeń za swoimi wrogami.

I Bogum, Sora oraz Taehyung poczuli przykładane do tyłu swoich głów pistolety, w następnej chwili odbezpieczane, gotowe do wystrzału. Cała trójka zastygła w ruchu, czując niemal wyrywające się z klatek piersiowych serca. To koniec.

– Zacznij od tej suki.

Taehyung miał ochotę krzyczeć, płakać, błagać. Żałował, że nie miał broni. Bez zastanowienia by strzelił, jednak zrobił to za niego Bogum. Dwudziestoośmiolatek obrócił się szybko i wycelował w mężczyznę stojącym za Sorą.

Ale czy życie Sory było warte życia Parka?

Strzał.

– BOGUM!

Ciało upadło na wypaloną trawę, biała koszula zabarwiła się na czerwono. Prosto w serce.

Taehyung wpatrywał się przez chwilę w zamykające się oczy i usta, które niemo wyszeptały ,,kocham cię'' w jego stronę.

Cisza zdawała się nie mieć końca dla Taehyunga dopóki w jego oczach nie pojawiła się pustka. Przerażająca pustka.

Kiedy Bogum zamknął powieki, jego serce posypało się w popiół, ale uwolniła się w nim bestia.

Z zaskakującą siłą wyrwał się z objęć mężczyzny i wyrwał z jego dłoni pistolet. Uniósł rękę, na wysokość głowy Jeona Jungkooka, który uśmiechnął się szeroko, podobnie jak reszta. Byli pewni, że to pierwszy raz, kiedy dzieciak trzymał broń w dłoni, dlatego nie przejęli się zbytnio. Byli rozbawieni wręcz Taehyungiem, który tak mocno zaciskał palce na pistolecie.

Wiatr zawiał, roztrzepując włosy szatyna. Jego przydługa grzywka przysłoniła pusty wyraz oczu.

Strzał.

Jungkook poczuł. Kula dotknęła boku jego głowy. Przeleciała tuż przy jego głowie, musnęła jego czaszkę.

Wszyscy stali zszokowani, patrząc po sobie, a Taehyung mógł przestrzelić nawet i serce Jeona, lecz chciał się zemścić. Za każdy ból.

Nie przemyślał tego dobrze. Nie wiedział, co go czeka...

Szmatka przykładana do nosa, ust oraz ciemność.

To było ostatnim, co Taehyung zapamiętał z nocy dwudziestegotrzeciego sierpnia.




trzy rozdziały na początek, jak wrażenia?

buzi wszystkim💞


skaza!taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz