Rozdział 10

4K 261 44
                                    

Siedzę na łóżku skulona i przytulona do Julie. 

Nadal mam jej za złe, że mnie uśpiła, ale potrzebuję bliskości bardziej niż kłótni.

Dopiero jak się dzisiaj rano obudziłam, po kolejnej dawce narkotyku usypiającego, to zdałam sobie sprawę co się tak naprawdę wczoraj stało. 

Razem z Natalie zostałyśmy już same. 

Teraz wszystko rozstrzygnie się między nami. 

Julie opowiedziała mi co się stało z pozostałą czwórką.

Jossie i Amy miały powietrze i jak nie odpowiedziały to straciły totalnie dopływ tlenu i się udusiły.

Natomiast Daisy i Elizabeth miały ogień, który z każdą sekundą się do nich przybliżał, aż w końcu również się udusiły, nie mając świeżego powietrza.

Całe szczęście ich ciała się nie spaliły i można je było spokojnie wyciągnąć.

Julie głaszcze mnie delikatnie i czule po głowie, a ja patrzę na jej brzuch, który znajduje się idealnie przede mną. 

Wyciągam niepewnie rękę i kładę ją na nim. 

W tym momencie czuję uderzenie w moją rękę. 

- Kopnęło. - Mówię z zachwytem. 

- Tak. Ostatnio ciągle to robi. Chyba wyczuwa bliskie osoby, bo jak ostatnio Matt do mnie przyszedł to miałam wrażenie, że zrobiło koziołka. 

Uśmiecham się i podnoszę na nią wzrok. 

- To musi być cudowne.

- Jest. Szczególnie jak ma cię jeszcze wokół osoby, które się kocha.

Przychodzi mi coś do głowy i wiem, że jeśli jej to zaproponuję, chyba już z 10 raz, to ona nie będzie zadowolona, ale mimo wszystko proponuje jej to.

- Julie, a może naprawdę zrobisz sobie przerwę. W sensie, ja naprawdę czuję się winna temu, że zamiast zajmować się sobą to zajmujesz się mną. W pałacu jest wiele...

- Zaraz, zaraz. Czy ty chcesz mi powiedzieć, że chcesz mnie wymienić tylko dlatego, że jestem w ciąży? Willow powtórzę ci to już któryś raz.  Nie pozwolę, żeby ktokolwiek mnie przy tobie zastąpił, szczególnie teraz, w chwilach w których na pewno będziesz mnie potrzebować. Ja i dzidziuś damy radę. 

- Ale Julie jesteś pewna? Ale tak na 100 procent?

- Jestem. I przestań nawet myśleć, że cię zostawię.

Wyczułam jak jej ton głosu się podwyższa.

- Dobrze, nie denerwuj się. Bo jeszcze dziecko się w ciebie wda i będzie nerwowe.

- Bardzo śmieszne. - Fuknęła i pokazała mi język.

- Ale gdyby coś się działo masz mi tu nie zgrywać twardzielki tylko od razu mi powiedzieć. Zrozumiano? - Wystawiałam dla niej ostrzegawczo palec.

- Tak jest. A teraz jeśli pozwolisz zróbmy coś innego jak siedzenie na tyłkach i chodźmy do kuchni.

Energicznie wstała i wyciągnęła do mnie ręce.

- Znowu jesteś głodna.

- Nie... skądże. Poza tym musisz zjeść śniadanie.

Przewróciłam oczami i złapałam ją za ręce.

*

Ponieważ do dnia oficjalnego pożegnania poległych mamy  dni wolne, nie mam zamiaru siedzieć całe dni w swoim pokoju. Już nie. 

Zwyciężczyniحيث تعيش القصص. اكتشف الآن