Rozdział 14

4K 268 84
                                    

W końcu można powiedzieć, że w rodzinie Frost'ów wszystko wróciło do normy. 

Angelica w końcu chodzi uśmiechnięta i  naprawdę szczęśliwa i totalnie się jej nie dziwię. 

W końcu jej dzieci są bezpieczne, no może Matt nie do końca, ale już nie jest stale na froncie. 

W końcu zaczęło im się układać. 

A mi powoli zaczyna się wszystko walić. 

Za trochę ponad tydzień odbędzie się finał i mam wrażenie, że każdego dnia jest mnie coraz mniej. 

Nie wiem jak to nazwać, ale po prostu tracę powoli tą całą energię jaką miałam kiedyś. 

Każdy na swój sposób stara mi się pomóc. 

Rozmawiają ze mną, zajmują mnie czymś tylko, żebym o tym nie myślała i naprawdę jestem im wdzięczna, jednak nie jest to takie proste, na jakie wygląda. 

 Jak co dzień przechodzę przez korytarz z portretami i z całych sił staram się nie patrzeć w stronę samotnej tabliczki z imieniem księcia. 

Pamiętam jak pierwszego dnia tutaj zwróciłam na nią uwagę. 

To niesamowite, że te kilka miesięcy wydają mi się jakby były latami. 

Przez moimi drzwiami zauważam stojącego dzielnie na służbie Simona i robi mi się go szkoda, że musi tak bez sensu tutaj stać. 

- Cześć Simon. - Wyciągam do niego rękę, żeby przybił mi piątkę, jak ostatnio mieliśmy w zwyczaju. - Może zrobisz sobie jednak przerwę i nie wiem pójdziesz się na przykład położyć i odpocząć. 

- Nie, nie chcę mieć problemów.

- Jakby coś to możesz zwalić na mnie.

- No nie, wytrzymam. Dzięki. 

- To może przynajmniej przyniosę ci coś do picia, albo do jedzenia?

- Nie, naprawdę, jest okay. 

Wzruszyłam bezradna ramionami.

- No dobra, ale jak będziesz czegoś chciał to wal w drzwi. 

- Dzięki. - Uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko, a ja weszłam do pokoju i zauważyłam Eleanor i Julie leżące na ziemi i pakujące jakieś pudełko. 

- A wy co robicie? 

Dopiero teraz zdały sobie sprawę, że jestem w pokoju.

- A... prezent pakujemy. - Eleanor odwróciła się do mnie. - Znowu się trochę przeszłaś po pałacu, co? Ostatnio coraz częściej ci się to zdarza. 

- Ta... a tak właściwie dla kogo ten prezent? 

- Dla Chrisa, jutro ma urodziny. A i sorki, że robimy to u ciebie, ale moi rodzice nie wiem czym mają jakiś radar czy co, ale zawsze jak tylko wejdę do siebie do pokoju to któryś z nich automatycznie przychodzi. A przyszłam tu do Julie i stwierdziłyśmy, że raczej się nie obrazisz. 

- Nie no spoko, ale... naprawdę Chris ma jutro urodziny?

- No, nie wiedziałaś?

Kręcę głową. 

- Cholera wypadało by mu coś dać, a ja nie mam pojęcia co. 

- A nie przejmuj się. Chris nigdy nie chce prezentów, także się nie martw, ale jeśli chcesz możesz się doczepić do nas.

- No jak. Przecież jak nawet palcem do niego nie kiwłam. 

Tylko co ja mogłam mu dać? 

Ja nawet sama nie dostałam nigdy takiego prawdziwego prezentu jak większość moich znajomych w Poverty. 

ZwyciężczyniDove le storie prendono vita. Scoprilo ora