Rozdział 4

1.9K 98 22
                                    


Thomas

-Jak to pracują z tobą w firmie?! Jak to możliwe? Niby jak, z własnej woli postanowili tam pracować i nikomu nic o tym nie mówić?! -podniósł głos mój przyjaciel.

-Nie mam pojęcia, o co tu chodzi tak samo, jak ty, Zack. Wiem tylko, że ich znam. -starałem się mówić spokojnym głosem, lecz sam byłem okropnie wstrząśnięty tą sytuacją.

-Musimy iść z tym na policje. Zwariuje przez to wszystko. To moja wina, gdybym ci nie dał tej cholernej wizytówki, to nigdy nie doszłoby do takiego czegoś. -złapał się za głowę blondyn i spuścił głowę. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać.

On przeżywa to bardziej niż ja, a to ja tam pracuję...

-Zack, uspokój się. To nie twoja wina! Nie zadzwonię jeszcze na policje, bo co im powiem? Że znam tych ludzi, bo pracują ze mną w firmie, która powinna być już dawno zburzona?- żwawo gestykulowałem rękoma.- W poniedziałek pójdę tam i wszystkiego się tam dowiem.

-Nie puszczę cię w poniedziałek do pracy! A jak coś ci się stanie?! -panikował niebieskooki.

-Nic mi się nie stanie. Jakby miało, to byłoby tak już wcześniej. -stwierdziłem. Nagle jedna myśl przyszła mi do głowy.- Wisz co mnie dziwi? Wszyscy tam zachowują się jak zombi, tylko ja nie. Dlaczego? Nic z tego nie rozumiem. -klapnąłem ciężko na kanapie zrezygnowany.

-Właśnie dlatego nie chce, abyś tam szedł. Jeśli coś ci się stanie, to nie wybaczę sobie tego. -w jego oczach bardzo widoczne było zmartwienie.

-Nic mi się nie stanie, obiecuje. Zrobimy tak, gdy pójdę do pracy, będziemy w ciągłym kontakcie. Poszukam odpowiedzi na nasze pytanie. O 17:00 przyjedziesz po mnie tak na wszelki wypadek. Potem idziemy na policje.-zaproponowałem.

-Jeśli punkt 17:00 nie będzie cię przed budynkiem, to wchodzę i sprawdzam, czy ci nic nie jest. I masz ciągle pisać. Zrozumiano?! -spojrzał na mnie ostro.

-Tak, sir. -zasalutowałem. Starałem się trochę rozluźnić sytuację i mi się udało, bo na twarzy Zacka zakwitł szeroki uśmiech. Dzięki temu też się uśmiechnąłem.

W poniedziałek rano...

Wchodziłem przez drzwi budynku, w którym pracuje. Sekretarki nie było przy jej miejscu pracy. Podszedłem do jej biurka i zobaczyłem, że na podłodze leży jej martwe ciało. Zatkałem usta ręką i głęboko wciągnąłem powietrze przez nos. Pooddychałem chwilę, uspokajając się, podszedłem do ciała. Miała poderżnięte gardło, a oczy szeroko otwarte.

-Thomas... -usłyszałem tuż przy uchu. Wstałem gwałtownie z klęczek i obejrzałem się za siebie. Nikogo nie było. Z powrotem odwróciłem się do ciała i tu ogarnął mnie jeszcze większy szok. Żadnego ciała tam nie było. Nawet krwi na podłodze. Idealnie czysty kremowy dywan. Ekran monitora zapalił się nagle. Czarne tło i biały napis.

                                                              5 PIĘTRO

Postanowiłem iść dalej. Wszedłem do windy i wcisnąłem nr 5. Z tego, co wiem, powinni tu być wszyscy pracownicy, lecz biurka były puste. Żadnej żywej duszy.

Usłyszałem krzyki na końcu korytarza. Poszedłem tam, skąd dochodziły i stanąłem przed drzwiami, które zawsze zamknięte są na kłódkę. Teraz były lekko uchylone. Otworzyłem je na szerzej, a przede mną ukazała się ciemność i schody na dół. Na dole wyraźnie słyszałem krzyki i jęki jakiegoś człowieka. Wydaje mi się, że to mężczyzna.

Więzień Demona |DYLMASWhere stories live. Discover now