Rozdział 18

1.4K 71 56
                                    

Thomas

-Musisz w to włożyć więcej siły! Dalej, uda Ci się! -dopingowała mnie Choi.

Z całych sił starałem się wytworzyć jak najwięcej mocy. Czułem jak krople potu spływają mi po czole aż do brody, gdzie skapywały na podłogę.

Małe, białe światło zrobiło się większe, okropny ból przeszedł przez moje dłonie sprawiając, że krzyknąłem. Moc, którą udało mi się wytworzyć w pewnym momencie mnie odepchnęła, upadłem plecami na białe kafelki.

-Udało Ci się! -wykrzyczała uradowana Choi podskakując w miejscu.

Biorąc bardzo głębokie oddechy ledwo podniosłem głowę widząc jak do tej pory zamknięta róża otworzyła się całkowicie.

Z uśmiechem położyłem głowę na zimne kafelki. Moje ciało nie chciało się ruszać, każdy mięsień palił mnie niesłychanie.

Odwróciłem głowę w stronę opartego o ścianę Dylana z założonymi rękami na piersi. Patrzył na mnie z minimalnym uśmiechem.

-Myślę, że na dziś mu wystarczy. -oświadczył Dylan odrywając się od ściany i podchodząc do mnie. Wziął mnie szybkim ruchem na ręce za co pierwszy raz byłem mu wdzięczny, bo nie wie, czy dałbym radę sam wstać, a co dopiero chodzić.

-Widzimy się jutro, Thomas! Zadbaj o niego Dylan, niech wypocznie. -pomachała nam Choi, a mój chłopak przeteleportował nas do naszego mieszkania.

Zostałem położony na kanapie w salonie, gdzie w końcu odetchnąłem z ulgą.

5 godzin intensywnych ćwiczeń. To mój trzeci dzień. Miałem za zadanie rozwinąć róże za pomocą niebiańskiej mocy i jak widać to nie jest takie proste.

Choi przygarnęła mnie pod swoje skrzydła i zdecydowała, że będzie mnie trenować. Dylan zwykle stoi obok przyglądając się efektom treningu oraz pilnuje, aby ta mała anielska satanistka nie zamęczyła mnie na śmierć.

-Jak tam po dzisiejszym treningu? -spytał Damon wchodząc do salonu razem z Zackiem.

-Udało mu się rozwinąć róże. -odpowiedział za mnie Dylan z lekką dumą w głosie.

-Coooo? Ja dalej staram się wytworzyć choć płomyk ognia, a wychodzą mi tylko iskry i dym...-oburzył się Zack robiąc naburmuszoną minę.

-Spokojnie, Tobie też kiedyś wyjdzie. -pocieszył go jego chłopak obejmując mocno.

-----------------------------------------

Leżeliśmy sobie w naszej sypialni razem z Dylenem wtuleni w siebie. W kompletnej ciszy ciesząc się bliskością tego drugiego. Tą miłą atmosferę przerwały mi moje dręczące mnie myśli.

-Dylan, jak to jest z Twoją mamą? Matkę Choi ostatnio dane mi było poznać, ale o swojej nigdy mi nie mówiłeś. -podniosłem głowę lekko do góry patrząc na jego zamknięte oczy. Przez chwilę trwała cisza. Ale Dylan zdecydował się w końcu ją przerwać.

-Moja mama nie żyje. -oświadczył krótko nie otwierając nawet oczu.

Zatkało mnie.

Nigdy mi o tym nie mówił... Jak to nie żyje? Co się stało?

-Chcesz mi o tym opowiedzieć? -spytałem niepewnie.

Demon otworzył jedno oko patrząc na mnie. Po chwili znowu je zamknął i kontynuował.

-Była zwykłym demonem niskiej rangi, dla której mój ojciec stracił głowę. To znaczy, nie była zwykła. Jak na demona miała okropnie dobre serce. -głośno westchnął. – Zakochała się w moim ojcu i zaczęli szczęśliwe życie jakby to ująć. Niedługo po urodziłem się ja.

Więzień Demona |DYLMASWhere stories live. Discover now