Rozdział 9

2.2K 134 30
                                    

Dylan

Thomas był nieprzytomny już od pięciu dni. Nie opuszczałem go o krok. Ciągle wytrwale siedziałem przy jego boku, pilnując, aby nie miał koszmarów, dawałem leki lub po prostu czekałem aż się obudzi. Nie, żebym to tylko ja, bo Zack też często tu przesiadywał. Damon tylko sprawdzał jak sytuacja.

Naprawdę się nim opiekowałem oraz nawet martwiłem, nie wiedząc czemu.

To ja potrafię jeszcze to robić?

Czyżby to wyrzuty sumienia?

Ja i wyrzuty sumienia?

Moja zmiana zachowania do tego chłopaka to dla mnie prawdziwa zagadka.

Dlaczego akurat do niego? Dlaczego zacząłem się tak czuć? Dlaczego robię te wszystkie rzeczy dla niego aktualnie?

Jedyne osoby, do których czuje coś takiego, jest moja siostra i Damon...

Te pytania w mojej głowie zaczęły mnie już męczyć. Tak na poważnie męczyć. Jednakowoż brak odpowiedzi na nie jeszcze bardziej. Nie wiedziałem co mam robić.

Jak codziennie siedziałem właśnie obok blondyna, zmieniając mu opatrunki. Zbliżała się godzina 20:00, więc na dworze było już dość ciemno. Do pokoju zawitał Damon.

-Hejka. Jak tam? -zagadał. Spojrzałem na jego wyluzowaną postawę.

-Zmieniam mu opatrunki, stan fizyczny stanowczo się poprawił. Leki działają. -wyrecytowałem jak w wojsku. Czarnowłosy podniósł jedną brew.

-Pytałem się bardziej o twoje samopoczucie. -wyjaśnił, podejrzliwie na mnie patrząc.

Momentalnie zmieszałem się trochę.

-Em, dobrze. -rzuciłem krótko.

-Wiesz, odkąd przyprowadziłeś tu nieprzytomnego Thomasa, zmieniłeś się bardzo.  -zaczął, wywiercając we mnie podejrzliwe spojrzenie.

-Nie mam pojęcia, o czym mówisz. - skupiłem się na obwiązywaniu bandażem potłuczonej ręki leżącego chłopaka. -Zachowuję się tak samo, jak wcześniej.

-Tak? To dlaczego od pięciu dni nie odchodzisz od tego chłopaka o krok. Dbasz o niego, zajmujesz się nim. Nie krzyknąłeś na mnie czy na Zacka ani razu jeszcze. Jesteś łagodny, nie okazujesz swojej wyższości. Normalnie byś zignorował to, co się stało z Thomasem i kazał się tym zająć albo mi, albo Zackowi. Natomiast robisz to osobiście. -walił coraz mocniejszymi argumentami.

Zaprzestałem wcześniejszej czynności i wgapiałem się w swoje ręce.

-Robię to, bo ojciec mi kazał.-starałem się jakoś uratować swoją sytuację.

-Ojciec ci nic takiego nie kazał. Jedynie, abyś nie dotykał go seksualnie. -zmarszczył brwi, oczekując ode mnie prawdy.

-Eh, no dobrze. Masz racje. -przyznałem mu.

-Tyle to wiem. Teraz czekam na rozwinięcie. -ponaglił mnie.

-Tyle że ja sam nie wiem. Nie rozumiem swoich poczynań, swoich uczuć. Ilekroć coś mi się układa w głowie, zaraz pojawia się kolejne trzydzieści pytań i wszystko znów się plącze. -wyznałem, masując sobie skronie. Głowa mi pulsowała tępym bólem od ciągłego myślenia.

Cieszyłem się, że będę mógł się zwierzyć swojemu przyjacielowi, gdyż tylko on jest w stanie mi pomóc.

-Hej, spokojnie, zacznij od początku. Pomogę ci na tyle, ile potrafię. -zapewnił mnie z łagodnym wyrazem twarzy. Wziąłem głęboki oddech.

Więzień Demona |DYLMASOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz