Rozdział 19 cz.2

1.2K 58 50
                                    

3 miesiące później...

Thomas

Mój brzuch stał się pokaźny. Wyraźnie widać było ciąże.

Tak jak mówił Dylan oraz lekarz miałem wybuchy mocy. Taki jeden przykład idę sobie do kibelka, a tu z moich rąk wytwarza się ogień. Takim o to sposobem szatyn już dwa razy musiał wymieniać firanki...

Zdarzały się wymioty, napady emocji, mocy, cholerny głód, ciągle latanie do kibla. Coś okropnego!

Jednak za każdym razem, gdy patrzyłem na swój brzuch uśmiechałem się szeroko. Tak samo Dylan, gdy klękał przede mną głaszcząc oraz mówiąc do dziecka.

Zack cieszył się chyba najbardziej z nas wszystkich ciągle drąc się, że będzie najlepszym wujkiem pod słońcem. Damon równie bardzo cieszył się z naszego szczęścia jak i z myśli o byciu drugim wujkiem. Czasem przyłapywałem go na patrzeniu się na mój brzuch, a następnie na Zacka.

Lucyfer odwiedzał nas co drugi dzień zadając co chwila pytania w moim kierunku typu jak się czuje, albo czy Dylan dobrze się mną zajmuje. Miłe z jego strony.

Dylan oczywiście bardzo dobrze się mną zajmował. Czasem aż nazbyt. Traktował mnie jak porcelanową lalkę, czasem żeby pójść sobie SAMEMU po szklankę wody było ciężko...

Ale dziś był wielki dzień, bo czekaliśmy na naszego lekarza, który powie nam jaka jest płeć dziecka.

Wszyscy razem z Lucyferem i Choi czekaliśmy zniecierpliwieni na jego przybycie.

-Hej mały/mała już niedługo dowiemy się jakiej płci jesteś. Ale pamiętaj, że dla mnie to i tak nie ważne, bo i tak będę Cię kochać jako Twój wujek. Zrobimy tyle rzeczy razem, gdy się urodzisz. Będziemy szaleć, ale tak, aby Twoi rodzice nie widzieli, bo jeszcze nam na zawał zejdą...- ostatnie zdanie Zack wyszeptał. Siedziałem na sofie obserwując jak klęczący przede mną przyjaciel gada do dziecka.

-Aha? Zapomnij, że je dostaniesz bez opieki! -założyłem ręce na piersi naprawdę bojąc się o bezpieczeństwo malucha.

-Spokojnie ja go przypilnuje. -zapewnił mnie Damon puszczając do Zacka porozumiewawcze oczko.

Ta dwójka na pewno nie dostanie naszego dziecka bez opieki!

-Spokojnie, są ostatnimi osobami, które chciałyby zrobić krzywdę dziecku.- zaśmiał się Dylan uspokajająco łapiąc mnie za dłoń. Oboje położyliśmy wolne dłonie na moim brzuchu lekko go głaszcząc.

-Jak myślicie jaką będzie miał płeć? -zagadnęła nagle Choi bacznie się nam przyglądając.

-Chłopiec. -stwierdził Dylan na co kiwnąłem zgodnie głową.

-My z Damonem obstawiamy, że dziewczynka. -napomknął Zack przytulając się w bok swojego chłopaka.

-Ja też chciałabym, żeby to była dziewczynka. Zawsze chciałam mieć młodszą siostrę! Choć w teorii będę jej ciocią, ale kto się czepia szczegółów. -zaśmiała się Choi wzruszając ramionami.

-Ja chciałbym mieć wnuka, a więc jestem za chłopcem. To znaczy jeśli będzie dziewczynka to i tak będę dla niej jak najlepszym dziadkiem.- dodał Lucyfer.

-Cóż, zaraz się dowiemy. -stwierdził Dylan słysząc pukanie do frontowych drzwi. Wszyscy spięli się nagle patrząc jak szatyn idzie otworzyć lekarzowi drzwi.

Lekarz położył ręce na moim brzuchu zamykając oczy. Po niecałej minucie wstał poprawiając swój garnitur.

-Wszystko w porządku. Dzieci są zdrowe jak i matka. -uśmiechnął się do nas poprawiając włosy.


Zaraz... co?


-Powiedział Pan...dzieci?- spytałem niepewnie bojąc się, że się przesłyszałem.

-Tak, dzieci. Ten brzuch jest za duży jak na 3 miesiąc. To bliźniaki. Jeden to chłopiec drugie dziewczynka. A teraz do widzenia i do następnej wizyty.-lekarz bez żadnych ceregieli po prostu wyszedł zostawiając nas w osłupieniu.

-Bliźniaki... -powtórzyłem nie mogąc w to uwierzyć.

-To najlepszy dzień w moim życiu... -wysapał dziwnie blady Dylan.

-To mamy dwa razy więcej do kochania. -powiedział wzruszony Zack.

-Nie mogę się doczekać. -westchnąłem z uśmiechem na ustach.

-------------------------------------

-Dylan daj spokój!- wymachiwałem rękoma coraz bardziej zirytowany.

-Jak mam dać niby spokój, co? A co jeśli Ci się coś stanie? Albo ktoś Ci coś zrobi? A mnie nie będzie w pobliżu???? -jęczał Dylan łapiąc się za głowę.

-Kto ma mi niby coś zrobić?! To tylko zwykły spacer! -sfrustrowałem się rozmasowując sobie skronie.

-Wieść o potomkach przyszłego władcy oraz wnukach obecnego rozniosła się bardzo szybko i wszędzie. Tu jest niebezpiecznie! -upierał się szatyn marszcząc zmartwiony brwi.

-A ja umiem się bronić. Może nie jestem nie wiadomo jak silny, ale umiem już co nie co. A ciąża wspomaga moją siłę. Wszystko będzie dobrze, ja po prostu potrzebuje chwili dla siebie. Daj mi godzinę, okey? Jeśli po godzinie nadal nie będzie mnie w domu możesz panikować. -zaśmiałem się lekko na widok przerażonej twarzy Dylana.

-Godzinę... Dobra, ale żebym potem tego nie żałował. Błagam bądź ostrożny... -wzruszyło mnie to jak bardzo bał się o nasze zdrowie oraz bezpieczeństwo.

-Będę, obiecuje. -na odchodnym dałem mu jeszcze długiego buziaka w usta.


NARESZCIE! Tyle czasu zmarnować, aby móc sobie spokojnie pójść na spacer. Trochę ciszy i spokoju jeszcze nikomu nie zaszkodziło!

Skierowałem się na polane, która była niedaleko naszego domu. Tam zawsze jest cicho i spokojnie. W pobliżu płynie mały strumyk z czystą, przejrzystą wodą.




Po 20min chodzenia usiadłem na małym pagórku wykorzystując niebiańską magie do ożywienia zwiędłej, białej róży. Uśmiechnąłem się widząc ją w pięknej okazałości.

Mój uśmiech zrzedł, gdy róża gwałtownie zwiędła, a za plecami usłyszałem jakieś kroki.

-Dylan, czy Ty naprawdę nie potrafisz uszanować mojej...-nie zdążyłem dokończyć, nawet się odwrócić, gdy dostałem czymś w głowę.

------------------------------------

Dam, dam, dam, dam!!!!

Jak myślicie kto mu przyłożył w głowę? No i po co? A CO Z DZIEĆMI!? Hehehe

Postaram się napisać kolejny rozdział już niedługo, dlatego więc czekajcie cierpliwie!

BlackWolf

Więzień Demona |DYLMASWhere stories live. Discover now