Rozdział 11

1.7K 94 44
                                    

Dylan

Po tej akcji w pokoju zszedłem na dół zjeść śniadanie. Mój umysł miał ciągle niespokojne myśli. Nie mogłem się do końca skupić na tym, co robię.

Gdy je kończyłem, Thomas wszedł do kuchni, również robiąc sobie coś do jedzenia, kompletnie ignorując mnie.

Nawet na mnie nie spojrzał... Jakbym był powietrzem. O co mu właściwie chodzi?

Po 20 minutach siedziałem z Thomasem w salonie. Ja usiłowałem czytać moją książkę o alchemii, a on pisał coś w zeszycie, który dostał ode mnie wcześniej.

Z tego, co się dowiedziałem lubi pisać, więc niech się cieszy chociaż tym.

Między nami panowała spięta atmosfera. Widziałem, jak starannie stara się unikać mojego wzroku. Nadal nie rozumiałem dlaczego. W mojej klatce piersiowej pojawiła się mała szpilka, która kłuła boleśnie moje serce.

Dlaczego nagle tak zmienił nastawienie do mnie? Przecież szliśmy w dobrym kierunku.

-Hej Tho... -chciałem zagadać, ale ciemnooki słysząc mój głos, wstał i poszedł, jak mi się wydawało do naszego pokoju. Zrezygnowany schowałem twarz w dłonie.

Dlaczego robi mi się tak smutno? Nie rozumiem tego...

Usłyszałem czyjeś kroki, więc podniosłem głowę. Przede mną stał Damon. Miał na sobie kurtkę i buty wyjściowe.

-Gdzie idziesz? -zdziwiłem się.

-Z Zackiem. Nie wiem, o której wrócę. -powiadomił mnie, wzruszając ramionami. -A ci, co jest?

-Thomas nie chce ze mną gadać. Nie wiem z jakiego powodu. Przecież było okey.-wyjaśniłem, z powrotem się łamiąc.

-Uh, pogadaj z nim. Muszę już iść, do zobaczenia. -ulotnił się szybko.

-Tia, dzięki za radę. Pa. -sarknąłem.

Nie całe 5 minut po wyjściu Damona usłyszałem dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałem z kanapy. Otworzyłem je, a moim oczom ukazała się Choi.

-Cześć braciszku! -krzyknęła uradowana. Rzuciła się na mnie do uścisku.

Podniosłem ją i odwzajemniłem uścisk.

-Cześć... -przeraziłem się swoim smutnym głosem. Nawet powrót siostry nie mógł dać mi szczęścia w tym momencie. -Co ty tak szybko?

-Szybko się nauczyłam, to szybko jestem. -odpowiedziała dumnie, się uśmiechając.

-Fajnie... -położyłem ją na ziemi i razem weszliśmy do domu.

-Troy! Chodź się przywitać. -zawołałem psa, który natychmiast przybiegł.

-Hej, piesku. -pogłaskała go po głowie.

-Chcesz herbaty? -zaproponowałem zanim mogłaby wykryć, że coś jest ze mną nie tak.

-Nie, chce poznać sytuację. Wyczuwam twój smutek bardzo wyraźnie. -bystro się na mnie spojrzała.

-Eh, nic takiego. Po prostu trochę cię nie było i wiele rzeczy się zdarzyło. -wzruszyłem ramionami, odwróciłem wzrok.

-Kto ci lepiej doradzi niż własna siostra i to pół anielica? -przekręciła głowę w bok przestając głaskać Troya.

Dlaczego ona musi być taka mądra?

-Eh, a więc zaczęło się od małego incydentu... -opowiedziałem jej o bójce, o ratunku dla Thomasa, zmianie nastawienia, tym dziwnym bólu teraz i ogólnie o wszystkim.

Więzień Demona |DYLMASOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz