9.

306 55 54
                                    

Nie skontaktowała się z nim ani wieczorem, ani rano następnego dnia. Musiał czekać aż na koniec listopada, by ciocia Peggy zadzwoniła do niego i oznajmiła, że rozmówiła się już z Rogersem. Z tonu jej głosu dało się wywnioskować. że nie była to jedna rozmowa, a seria burzliwych pertraktacji. Tony nie zamierzał pytać o szczegóły. Podejrzewał, że gdyby sobie na to pozwolił, mógłby nieopatrznie przyznać, że jego zauroczenie jedynie przeszło na inny etap, ale wciąż miało się dobrze. A wszystko dlatego, że ciocia Peggy rozpoczęła słowami:

– Nie masz się czym zadręczać, skarbie. Nie zrobiłeś nic złego. Przeciwnie, pomogłeś mi popchnąć to wszystko we właściwym kierunku. Pomogłeś Rogersowi. Nie w udawaniu, że wszystko jest dobrze, ale w tym, żeby w końcu naprawdę było dobrze.

Nie miał pojęcia, czym był właściwy kierunek. Nie miał też pojęcia, jak właściwie udało mu się w czymkolwiek pomóc. Wiedział tylko, że wbrew temu, co podejrzewał, Steve Rogers wcale nie zamierzał wykorzystać go wyłącznie po to, by uciec z TARCZY. A to mogło oznaczać, że Tony wcale nie był tak bezużytecznym śmieciem, za jakiego się uważał.

– Nadal chcesz do niego przyjechać? – zapytała agentka Carter. Jej troska była tak namacalna, że Tony czuł ją nawet przez telefon.

– Nie za późno na wątpliwości? Phil zaraz tu będzie.

– Możesz się wycofać w każdej chwili.

– Wiem, ciociu. Po prostu... – Słowa ugrzęzły mu w gardle. „Zbliża się rocznica i nie chcę być sam". „Wciąż za nimi tęsknię i chciałbym z kimś podzielić się tym bólem". „Czasem mam wrażenie, że tylko on rozumie, co straciłem, i to mnie przeraża".

– Nic nie mów, skarbie. – Sposób, w jaki to powiedziała, uświadomił mu, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego, dlaczego zdecydował się na wizytę właśnie teraz.

– Dziękuję.

– Zobaczymy się, jak tylko wrócę z Anglii.

– Nie mogę się doczekać. Pozdrów wszystkich.

Z rodziną cioci Peggy widział się tylko kilka razy i nie mógł powiedzieć, żeby jakoś specjalnie zapadli mu w pamięć. Wiedział jednak, że Carter kochała ich nad życie i nienawidziła konieczności wybierania, z kim miała spędzić święta. Teraz wybór ten stał się dla niej jeszcze trudniejszy, dlatego Tony podjął decyzję za nią. Robiąc dobrą minę do złej gry, uparł się, że nie powinna zmieniać planów jedynie ze względu na niego.

– Pozdrowię. Uważaj na siebie i wyściskaj ode mnie Steve'a.

– Zobaczę, co da się zrobić – bąknął Stark, boleśnie świadom tego, że zrobił się czerwony jak piwonia. Czy ciocia Peggy miała choć cień pojęcia, co takie sugestie z nim robiły? Zapewne tak, była przecież słynną agentką Carter. Nawet przez słuchawkę słyszał, jak z satysfakcją szczerzyła zęby w zwycięskim uśmiechu.

Rozłączyli się, raz jeszcze życząc sobie nawzajem szczęśliwej podróży. Tony nie miał wątpliwości, że jego ciocia zazna wreszcie upragnionego wytchnienia. Cholera, jej rodzina była tak taktowna i poukładana, że Tony nawet nie mógł pomarzyć o tym, by kiedykolwiek im dorównać. Był to jeden z powodów, dla których tak bardzo zależało mu, aby Peggy poleciała do Anglii.

Drugim powodem był Steve Rogers.

Wiedział, że to nie do końca prawda, ale nie mógł się pozbyć wrażenia, że zupełnie niepotrzebnie skomplikował ich i tak niełatwą relację. Zapewne gdyby Fury nie uparł się, by przywieźć go do Rogersa, Kapitan i agentka Carter mieliby więcej czasu, aby spokojnie przepracować lata rozłąki i wszystkie nieporozumienia, które uniemożliwiały im odbudowanie jeśli nie miłości, to przynajmniej głębokiej przyjaźni, która niegdyś ich łączyła. Tony'ego pocieszała jedynie świadomość, że poniekąd Rogers namieszał we wszystkim jeszcze bardziej niż Stark i Fury razem wzięci i cioci Peggy naprawdę dobrze zrobi, jeśli będzie mogła od niego odpocząć.

Kres samotnościWhere stories live. Discover now