22.

153 20 1
                                    

– To wszystko naprawdę będzie ci potrzebne? – zrzędził Clint, gdy razem ze Steve'em przenosił rzeczy Starka do przyczepy, którą zamontowali za jednym z samochodów.

Tony przewrócił oczami, nie miał pojęcia już po raz który. Chciał rzucić jakimś podłym komentarzem, podkreślić, że to nie Barton był milionerem i geniuszem, który musiał porzucić cały swój dorobek. Nim jednak choćby otworzył usta, rozdzwonił się telefon.

– Może nie powinieneś odbierać? – zasugerował Steve, mocno zaniepokojony tym, że ktoś postanowił zawracać Starkowi głowę o tak późnej godzinie.

– Spokojnie, to tylko telefon – rzucił Tony, choć sam wcale nie był spokojny. Ale przynajmniej mógł uciec przed irytującymi pytaniami Clinta.

Pobiegł na korytarz i chwycił za słuchawkę.

– Tak?

– Tony, mój chłopcze! Jak dobrze cię słyszeć!

– Hej, wujku Obi! Coś się stało?

– To chyba ja powinienem o to zapytać. Wciąż nie dałeś mi odpowiedzi, czy stawisz się na jutrzejszym zebraniu zarządu. – Choć Stane mówił bardzo spokojnie i z wyraźną troską, w jego głosie pobrzmiewała nagana. Równie dobrze mógłby powiedzieć: „Nie jesteś już dzieckiem, Tony".

– Zebranie jest jutro? – zapytał niepewnie Stark, udowadniając, że jednak był wciąż małym chłopcem i zupełnie nie potrafił sobie poradzić z własnymi obowiązkami.

– Przecież ci o nim przypominałem. Tony, chłopcze, to najważniejsze spotkanie w roku. Od niego zależy cały plan produkcyjno-inwestycyjny. To zrozumiałe, że rok temu nie zdołałeś się na nim stawić, ale teraz...

– Przepraszam, wujku, naprawdę. Jak tylko wrócę, prześlę wszystkim członkom zarządu kwiaty i czekoladki. Może nawet...

– Kiedy wrócisz? – uciął Stane, tym razem wyraźnie zirytowany. – Chodzi o tego chłopaka? Tony, nie możesz tak marnować czasu. – Po kilku głębszych oddechach, wujek Obi uspokoił się i łagodniej dodał: – Nie chodzi o to, że zarząd cię nie lubi. Przeciwnie, uwielbiają cię. Wyłącznie dlatego przymykają oczy na twoje wybryki. Ale firma twojego ojca potrzebuje kogoś, kto będzie rządził silną ręką. I zarząd powoli zaczyna dochodzić do wniosku, że to nie jest rola dla ciebie.

Tony oparł się o ścianę i westchnął głęboko. Nie wiedział, co powinien powiedzieć. Nie miał też pojęcia, jak Stane zareaguje na to, co uzna z pewnością za kolejne głupie wymówki. Przez chwilę zastanawiał się nad poproszeniem o przełożenie zgromadzenia, ale wiedział, że to byłoby jeszcze mniej profesjonalne, niż gdyby po prostu się nie stawił. To prawda, brakowało mu zdolności do zarządzania firmą. Ale nie oznaczało to, że mu na niej nie zależało. Problem polegał na tym, że jego świat przestał ograniczać się do firmy.

– Wydawało mi się, że w sprawach Stark Industries mogę polegać na tobie, wujku – zaczął powoli. – Tym razem chyba też będę musiał.

– Tony, już niedługo zarząd może dojść do wniosku, że to nie ty powinieneś zajmować się firmą, tylko ja – odpowiedział Stane zbolałym szeptem. Tony wiedział, że przyjaciel jego ojca bardzo sobie cenił pozycję, dzięki której nie musiał obawiać się przebywaniem w centrum uwagi. Cieszyło go, że mógł zajmować się wszystkim z ukrycia. Gdyby Stark się wycofał, ich misternie wypracowany podział obowiązków ległby w gruzach.

– Cokolwiek by się stało, siedzimy w tym razem – przypomniał mu nieśmiało Tony. – Nie do końca mam wpływ na to, co się teraz dzieje. Przepraszam, powinienem był poinformować cię o tym wcześniej. Jakoś to naprawię, przysięgam.

Kres samotnościWhere stories live. Discover now