12.

296 47 25
                                    

– Nie za dużo tych donutów? – zapytał Rhodey, tylko odrobinę oceniającym tonem. – Mówię poważnie, jeśli zamówisz kolejne, to pękniesz i w ogóle nie pójdziemy na ten wykład.

– Jeszcze tylko jeden – prychnął Tony. – Albo pięć.

– Przyznaj, objadasz się, bo strach cię obleciał.

– Do czego tu się przyznawać? Tak, boję się spotkać z profesorem Pymem. Proszę, przyznałem to, zadowolony?

Naprawdę się bał. Jego zachwyt przełomowymi odkryciami Hanka Pyma był niemal bezgraniczny. Podobnie jak niemal bezgraniczna była niechęć Hanka Pyma do Howarda Starka. Tony nie miał pojęcia, w którym momencie zrodziła się między nimi tak silna nienawiść, ale znał swojego ojca na tyle dobrze, by wiedzieć, że profesor Pym mógł mieć swoje powody, by nie chcieć zadawać się ani ze Stark Industries, ani z Tonym. I chociaż Tony nie tylko doskonale to rozumiał, ale również gotów był uszanować decyzję profesora (no bo naprawdę, nie to nie, jego strata, że nigdy nie dowie się, jaki Tony Stark był wspaniały), to niestety, zarząd Stark Industries miał na ten temat nieco inne zdanie. I takim właśnie sposobem Tony został wysłany na wykład Hanka Pyma, ale nie po to, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o Pymowych cząsteczkach, nie. Jego zadaniem było dorwanie profesora po wykładzie i zmuszenie go, by pojechał z nim na spotkanie ze Stanem.

W innych okolicznościach po prostu by odmówił. Ale prawda była taka, że dostał to zadanie za karę. Wujek Obi może i nie ubrał tego w dokładnie takie słowa, ale obaj wiedzieli, że tak właśnie było. A ponieważ akurat tym razem Tony nie miał najmniejszych wątpliwości, że sobie na to zasłużył, pozostawało mu tylko zacisnąć zęby i zrobić to, czego oczekiwał od niego Stane. Poza tym, hej, Rhodey też dostał wejściówkę na wykład i nic nie stało na przeszkodzie, by chociaż na kilka godzin zapomnieli, dlaczego w ogóle tam szli.

– Tony, to tylko jakiś facet.

– Facet, który z jakiegoś powodu nienawidzi mojego ojca i nie chce mieć nic wspólnego ze Stark Industries, więc...

– Więc mógłbyś oszczędzić sobie kłopotów i dać mu święty spokój.

Tony omal nie podskoczył, słysząc tuż za sobą znajomy głos. Odwrócił się i spojrzał z wyrzutem na Nicka Fury'ego. Choć mężczyzna zamienił długi czarny płaszcz na mniej rzucający się w oczy szary golf, wciąż ani trochę nie pasował do ociekającej pastelowymi kolorami cukierni. Nie pytając o pozwolenie, sięgnął po czekającego przed Tonym donuta i wgryzł się w niego tak, jakby dokładnie to należało w takiej sytuacji zrobić.

– Co tu robisz? – syknął Tony. Odruchowo zaczął się rozglądać, absolutnie pewien, że ktoś taki jak Fury nigdzie nie chodzi bez obstawy.

– Nie ma szans, żebyś zobaczył Clinta. Ale zapewniam, że on widzi nas bez najmniejszego kłopotu – szepnął Fury, przełknąwszy. – Mam dla ciebie radę, Stark. Jeśli nie chcesz narobić sobie tylu wrogów, co twój ojciec, nie składaj obietnic, których nie jesteś w stanie dotrzymać.

Głuchy jęk uciekł z ust Tony'ego. Nie musiał być geniuszem, żeby domyśleć się, o co chodziło Fury'emu. Już dwukrotnie obiecał Rogersowi, że go wyciągnie. Za pierwszym razem skończyło się to koszmarnie dla wszystkich i nie było najmniejszej gwarancji, że tym razem miałoby być inaczej. Czas na podobne rozmowy był po prostu koszmarny. Wykład Pyma zaczynał się za piętnaście minut i Tony obiecał sobie (oraz wujkowi Obiemu), że się nie spóźni.

– Możemy porozmawiać o tym po wykładzie? Obiecałem...

– Pym wezwie policję, jeśli do niego podejdziesz i zaczniesz mówić o Stark Industries.

Kres samotnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz