21.

195 24 3
                                    

Zmiany w zachowaniu Rogersa pojawiały się stopniowo i niewiele brakowało, a Tony zupełnie by je zignorował. Nie chodziło o to, że ich nie dostrzegał. Po prostu był święcie przekonany, że to jego wina. Z każdym dniem pojawiały się między nimi nowe sekrety i tajemnice. Stark mógł co prawda dzielić się nimi z Danvers, ale to nie było to samo. Z całego serca pragnął otwarcie powiedzieć Steve'owi o wszystkim. Marzył o tym, by usiąść mu na kolanach, oprzeć czoło o jego skroń i prosto na ucho szeptać mu o obcych cywilizacjach, pozaziemskiej technologii i superbohaterce, która zdawała się niemal tak niesamowita jak Peggy Carter.

I właśnie przez te pragnienia omal nie przeoczył drobnych zmian, jakie zaczęły zachodzić w Rogersie. Przez jakiś czas bił się ze świadomością, że ponosił za to odpowiedzialność. Potem jednak zaczęło do niego docierać, że w tym wszystkim kryło się coś więcej.

Tego dnia on i Steve byli sami w posiadłości. Tony nie miał pojęcia, gdzie podziali się Natasha i Clint. Ostatnio znikali coraz częściej, a on niekoniecznie mógł o to zapytać. Wiedział, że Fury miał własne tajemnice. Wiedział też, że dyrektor TARCZY nie zawaha się użyć tych tajemnic przeciwko ich czworgu. Cóż jednak Tony mógł na to poradzić?

– Nic, zupełnie nic – wymamrotał pod nosem.

– Mówiłeś coś? – zapytał Steve, podnosząc wzrok znad czytanej książki.

– Tak tylko do siebie – odparł Tony.

– Coś się stało?

– Nie mam pojęcia. Chyba po prostu się martwię – wyznał szczerze Tony. Odepchnął się od stołu, przy którym pracował, i pozwolił, by fotel odjechał na środek pomieszczenia. – Mam wrażenie, że coś mi umyka. Coś ważnego. A to wszystko – zatoczył rękami koło, jednocześnie obracając się na fotelu – to jedynie cisza przed burzą.

Znów spojrzał na Steve'a, czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Na zapewnienie, że wszystko będzie dobrze. Na to, że podejdzie do Tony'ego, weźmie go na ręce i zaniesie do swojej sypialni, żeby tam całować go tak długo, aż obaj zapomną o zmartwieniach. Nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Wciąż milcząc, uciekł wzrokiem.

Och, więc to tak. Tony zacisnął zęby i uśmiechnął się krzywo. Zatem burza szalała w najlepsze, a on o niczym nie wiedział. Domyślał się, że to nie był pomysł Steve'a. A jednocześnie czuł gorycz, której nie potrafił logicznie wyjaśnić. Przez chwilę chciał domagać się odpowiedzi na pytanie, gdzie byli Clint i Natasha, ale szczerze wątpił, żeby dostał na nie szczerą odpowiedź.

– Tony?

– Nie tak się z nim umawiałem – wysyczał Stark przez zaciśnięte zęby. – Miał was trzymać z daleka od niebezpieczeństw, jeśli ja...

– To nie jest takie proste – przerwał mu Steve. Wydawał się zirytowany, ale Tony szczerze wątpił, by to on był tego powodem. – Fury nie ma wpływu na wszystko, co się dzieje. A jeśli ma... – Pokręcił głową. – Jeśli ma, to nasze położenie jest jeszcze gorsze, niż mi się wydawało – dodał szeptem.

– Steve, coś się stało?

Tony dawno go takiego nie widział. Właściwie nie widział go w podobnym stanie od dnia, w którym Steve przyjechał do posiadłości. Wcześniej wydawało mu się, że to tylko kwestia wyczerpania, ale teraz wiedział już, że chodziło o coś innego. Umysł Steve'a pracował na najwyższych obrotach. Mężczyzna próbował połączyć elementy układanki, której najwyraźniej kompletnie nie rozumiał. A może po prostu, tak po ludzku go przerastała.

Stark wstał i powoli podszedł do Rogersa. Nieśmiało położył na ramieniu ukochanego. Niespecjalnie miał pojęcie, co powinien mu powiedzieć, a jednocześnie czuł, że nie mógł milczeć.

Kres samotnościWhere stories live. Discover now