13.

294 44 35
                                    

Patrzenie na bagaż Rogersa było aż bolesne. Dorosły facet nie powinien móc spakować całego swojego dobytku do podręcznej torby. I wcale nie chodziło o to, że Tony był obrzydliwie bogaty i zupełnie stracił pojęcie, jak wyglądała rzeczywistość dla osób, które nie miały w życiu tyle szczęścia co on. Po pierwsze, wcale nie uważał się za jakiegoś wybitnego szczęściarza. Po drugie, bezustannie miał kontakt z osobami, które nie miały milionów na koncie. Czy którakolwiek z nich mogłaby spakować się w jedną torbę i stwierdzić, że jest gotowy na przeprowadzkę? Nie, nie było takiej opcji.

– Jesteś pewien, że to wszystko? – zapytał Tony, mając nadzieję, że w jego tonie nie kryła się ani jedna obraźliwa nuta.

Cóż, nawet jeśli się kryła, Steve albo ją zignorował, albo zupełnie jej nie wyłapał. Spojrzał na Tony'ego z uśmiechem małego chłopca, słodkiego cherubinka, który pierwszy raz w życiu przeholował z Coca Colą.

– Niczego więcej nie potrzebuję – odparł, wzruszając ramionami. – Możemy już iść?

– Co z twoimi ubraniami?

Kapitan Ameryka, prawdziwy Kapitan Ameryka, przewrócił oczami. Czy to możliwe, że kiedyś ludzie też przewracali oczami? Czy może podłapał to od kogoś? Jakby tego było mało, niemal natychmiast dodał:

– Tony, to, że przegapiłem kilka dekad, nie oznacza, że jestem ślepy. Wiem, że ubrania, które dostałem, miały być jak najbardziej neutralne, żebym nie czuł się nimi przytłoczony. Ale dość tego. Nie jestem ze szkła. Nie potłukę się tylko dlatego, że ktoś ubierze mnie w to – machnął ręką w kierunku Tony'ego – cokolwiek masz na sobie.

– Taki jesteś cwany? – ofuknął go Stark, po raz kolejny zbity z tropu tym, jak pyskaty potrafił być Steve. Och, i jeszcze ta niewinna mina, z którą sączył jad! Czy to naprawdę takie dziwne, że Tony z każdą chwilą był w nim coraz bardziej zakochany? Uśmiechnął się wyzywająco i rzucił niby obojętnie: – Wiesz, jak dla mnie to w ogóle możesz się nie ubierać.

– Chcesz mnie przetrzymywać w domu zupełnie nagiego? Czy to legalne?

Dlaczego nikt go nie ostrzegł, że Steve Rogers był takim pyskatym szczylem? Och, nie, chwila, wszyscy go ostrzegali, ale Tony Stark musiał oczywiście te cenne uwagi całkowicie zignorować. I jak skończył? Z ustami szeroko otwartymi ze zdziwienia i głową pełną obrazów rodem z gazet dla gospodyń domowych i konserwatywnych homoseksualistów.

– Tony, przysięgam, mam już wszystko. Możemy iść.

– Mhm, dobra – bąknął Stark, boleśnie świadom, jak czerwone musiały być teraz jego policzki. Czy Steve to widział? Oczywiście, że tak. Czy wiedział, że to wyłącznie jego wina? Tego Tony nie mógł być pewien. Choć z drugiej strony, czy nie pożegnał go pocałunkiem? – Wcale nie musisz nosić takich ubrań, jak ja – bąknął, licząc na to, że uda mu się znów pchnąć rozmowę na bezpieczniejsze tory.

– Bogu niech będą dzięki – prychnął Rogers, wciąż uśmiechnięty od ucha do ucha.

– Oj, daj już spokój, bo jeszcze chwila i to ja będę chodził nago po domu.

– Jeśli właśnie na to masz ochotę... – zaczął Steve, ale urwał gwałtownie, gdy tylko uświadomił sobie, że pędzący w ich kierunku generał, za którym biegli Fury i Coulson, nie należał w żadnym wypadku do komitetu pożegnalnego. Zatrzymał się gwałtownie i stanął tak, by móc zasłonić Tony'ego własnym ciałem, gdyby zaszła taka potrzeba.

– Generale Ross, to skrzydło medyczne, wstęp tutaj mają tylko lekarze i terapeuci – oznajmił Coulson ze spokojem, na jaki obecna sytuacja zdecydowanie nie zasługiwała.

Kres samotnościWhere stories live. Discover now