14.

282 43 18
                                    

– Żałuję, że nie mogłem być tu wcześniej – wyszeptał Rogers, załzawionymi oczami wpatrując się w mogiłę Starków. Jego oddech zmieniał się natychmiast w obłoki pary, a ramiona drżały raz po raz, nie tylko od zimna, ale i od ledwie tłumionego szlochu.

Wcześniej tego dnia Tony zadbał o to, by mieli kwiaty i znicze, które wydawały się zbyt nieznacznymi symbolami pamięci o jego rodzicach. Kupił też Rogersowi grubą kurtkę, którą ten przyjął bez mrugnięcia okiem. Zdecydowanie nie był kimś, kto radził sobie z przyjmowaniem prezentów, ale najwyraźniej wiedział, że Tony nie przyjąłby odmowy.

– Myślałem, że ten temat mamy już za sobą.

– Nie o to mi chodziło. – Steve westchnął i spojrzał przez ramię na Tony'ego. Nie musiał nic dodawać, by Stark wiedział, że to nie do końca prawda. Że nic nie było w stanie powstrzymać go przed zadręczaniem się myślami o tym, co by było, gdyby. – Gdybym wcześniej zaufał Fury'emu, mógłbym pomóc ci poradzić sobie ze stratą i...

– Jesteś tu wyłącznie dlatego, że nie chciałeś zaufać Fury'emu – przerwał mu Tony, wymuszając na sobie zrobienie nieśmiałego kroku w stronę Steve'a. – Spójrzmy prawdzie w oczy, gdybyś od razu zgodził się z nimi współpracować, nie zaproponowaliby ci spotkania ze mną, dopóki nie byłoby to absolutnie niezbędne.

– I tak chciałbym się z tobą spotkać – zapewnił go z nieśmiałym uśmiechem.

– Kłam, ile chcesz, nie zamierzam wierzyć w ani jedno twoje słowo.

– Ale kiedy to prawda. – Rogers stanął na przeciwko Starka i wyciągnął do niego dłoń. Sam chyba nie wiedział, co właściwie chciał z nią zrobić, bo odchrząknął niepewnie, po czym ostrożnie chwycił Tony'ego za ramię. – Wiem, że to może zabrzmieć idiotycznie, ale przysięgam, że nigdy nie pozwoliłbym sobie na to, by nawet się z tobą nie spotkać.

Mówił to tak, jakby nie było nic pewniejszego. Jakby stwierdzał fakt, najoczywistszą oczywistość, coś, z czym Tony absolutnie nie mógł się kłócić. Najwyraźniej nie wiedział jeszcze, że Tony Stark mógł się kłócić ze wszystkimi i o wszystko, nawet o to, czy słońce rzeczywiście wschodzi na wschodzie i zachodzi na zachodzie. Bo technicznie rzecz biorąc, to Ziemia okrąża Słońce, więc wspomniane wyrażenia były jedynie archaicznymi stwierdzeniami wywodzącymi się z błędnego wyobrażenia o świecie. No i proszę, można się kłócić? Można.

– Słuchaj, naprawdę to doceniam, ale obawiam się, że mówisz to tylko po to, żeby mnie pocieszyć – wymamrotał Tony, odwracając wzrok.

– Chcę cię pocieszyć – przyznał Rogers. Przechylił głowę i delikatnie odgarnął włosy z czoła Tony'ego. Czyżby znów chciał złożyć tam pocałunek? – Ale nie w tym rzecz. Mówiłem ci już. Pomogłeś mi znaleźć nowy cel. Bez ciebie nadal bym go szukał. Albo wciąż nie wiedziałbym, że muszę go odnaleźć. Poza tym, musisz mieć o mnie bardzo niskie mniemanie, jeśli uważasz, że wiedząc o tobie, jedynym synu Howarda Starka, mógłbym uznać, że nie warto się z tobą ani raz spotkać.

„Mam niskie mniemanie o mnie", pomyślał Tony, krzywiąc się mimowolnie.

– Będziesz to powtarzał, dopóki nie przestanę zaprzeczać?

– Możesz zaprzeczać do woli. Po prostu wiem, że mam rację.

– O wszystko będziesz się tak ze mną kłócić?

– Jeśli będzie taka potrzeba.

– Już mam cię dość.

– Wracamy? – zapytał Rogers, poważniejąc. Policzki miał czerwone z zimna, dłonie skostniałe. Tony musiał pamiętać, żeby kupić mu jeszcze rękawiczki.

Kres samotnościWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu