When you hold me

16.7K 808 86
                                    

Początek grudnia, a nawet sam grudzień był okresem pełnym pracy nawet jeśli było się księżniczką. W college'u nadchodziła przerwa świąteczna, a razem z nią egzaminy, które podsumowywały minione miesiące na zajęciach. Oprócz tego, że królowa zabiłaby mnie, gdybym napisała je koszmarnie, to sama z siebie chciałam też wypaść jak najlepiej. 

Natomiast ta przyjemniejsza część obowiązków to sam fakt, że w grudniu mogłam uczestniczyć w licznych akcjach charytatywnych. Wymagały one mnóstwo czasu, który musiałam pogodzić z collegem i egzaminami, co zwykle kończyło się moimi podkrążonymi oczami, zwiększoną dawką herbaty i grubszą warstwą korektora na twarzy. 

— Cy to prawda, ze królowa ma pokój ze swoimi koronami? — spojrzałam w dół na malutką dziewczynę, która pociągnęła mnie za nogawkę spodni. Miała wyjątkowe, duże, czekoladowe oczy, które wypełnione były dziecięcą ciekawością. Kucnęłam przy niej z szerokim uśmiechem na twarzy.

— Tak, to prawda. Królowa posiada bardzo dużo koron, diademów i tiar, dlatego co roku sprzedaje jedną z nich na specjalnych aukcjach, żeby przekazać pieniądze innym — wyjaśniłam, nie wierząc, że mogłam powiedzieć cokolwiek pozytywnego o swojej babce. 

— Cy to znacy, ze można mieć koronę królowej dla siebie? — spojrzała na mnie z nadzieją, wkładając sobie do buzi palce. Wstydziła się, ale od dorosłych różniło ją to, że jej pytanie nie ograniczały się do życia prywatnego mojej rodziny.

— Oczywiście. Kto wie, może kiedyś ty kupisz taką koronę — puściłam jej oczko, aż się zarumieniła i bez pytania wtuliła się we mnie. Ile dałabym, żeby być jeszcze w jej wieku i żyć bez trosk i głupich obowiązków. 

Ona jeszcze nie rozumiała, że czeka ją niełatwa przyszłość, ponieważ mieszkała w ogromnym Londynie, w jednym z wielu sierocińców, które odwiedzałam, gdy tylko babcia dała mi pozwolenie. Nie poszła jeszcze do szkoły i nie zaczęła porównywać się z innymi dziećmi, ani nie doświadczyła poniżeń z ich strony i była na to narażona nie dlatego, że była sierotą, tylko dlatego, że była jeszcze niewinna. 

— Powiesz mi swoje imię? — spytałam ją, gdy odsunęła się, dalej nieświadomie ssąc palca. 

— Lou, a ty nazywas się Evelyn. Pani Donna nam wcoraj mówiła — pochwaliła się dumnie, uśmiechając się, mimo posiadanie braku w niewyrośniętych jeszcze zębach. — A to kto? To ksiąze? — nachyliła się, szepcząc. Dyskretnie pokazała palcem na Toma, który musiał uporać się z dwójką pięcioletnich chłopców, ponieważ ci właśnie znaleźli jego pistolet. Nie obyło się bez tysiąca ciekawskich pytań.

— To mój ochroniarz. Dba o to, żeby nie stała się krzywda mi i każdemu kto jest obok mnie, ale jest taki przystojny jak prawdziwy książę — zachichotałam, a Lou widocznie podzieliła moje zdanie, kiwając energicznie głową. 

— Pani Donna mówi, ze mieszkas w tym białym pałacu. Cy tam są księciowie? 

— Książęta. W moim pałacu mieszka trójka książąt. Mój młodszy brat i dwójka zagranicznych gości — tu mogłabym dopowiedzieć, że jednym z nich to kompletny kretyn, a drugi w ogóle przestał ze mną rozmawiać, ale po co miałam psuć małej dziewczynce wizję książąt z bajki?

— Ale masz śmieszne włosy — zainteresowała się, pociągając za jeden z moich loków. Skrzywiłam się, ale postanowiłam udać, że to nie zabolało. — Takie kręcone — poklepała się głowie, a ja na wszelki wypadek cofnęłam się nieco, aby moje włosy nie zostały wyrwane.

— Dziękuję — odchrząknęłam. — No a co marzy ci się na święta, hm? Mamy już grudzień. Pisałaś coś do Świętego Mikołaja? — nie znałam dziecka, które nie stało się raptem ożywione na temat świąt i prezentów. Mała Lou zaklaskała w dłonie. 

BodyguardWhere stories live. Discover now